"Trzeba przysiąść do książek i tyle". Ginekolożka Aleksandra Przybylska o egzaminie specjalizacyjnym
W sieci zawrzało. Słynna "mama ginekolog", czyli Nicole Sochacki-Wójcicka zalana łzami powiedziała, że nie zdała egzaminu. Wielu Polaków czuje się teraz oszukanych. Zapytaliśmy Aleksandrę Przybylską, która również wczoraj pisała test, czy rzeczywiście mają powód.
Nicole Sochacki-Wójcicka to jedna z najpopularniejszych ginekolożek w Polsce. Od lat dzieli się na Instagramie swoją wiedzą medyczną, a jej profil obserwuje ponad 850 tysięcy osób.
Teraz "mama ginekolog" przyznała się przed internautami, że nie zdała egzaminu ze specjalizacji ginekologicznej. "Dziś jest wielki dzień dla moich hejterów. Nie zdałam egzaminu" – powiedziała ze łzami w oczach, dodając, że dyplom i tak nic nie zmieniłby w jej życiu, bo nadal może pracować.
Egzamin na specjalistę
W sieci zawrzało. Jedni wspierają ją, mówiąc, że każdemu, nawet najlepszemu praktykowi, może powinąć się noga podczas testu sprawdzającego wiedzę teoretyczną. Drudzy czują się rozczarowani, ponieważ traktowali Nicole Sochacki-Wójcicką jak ekspertkę w kwestiach ginekologii i położnictwa.
Aleksandra Przybylska, ginekolożka, która wczoraj przystąpiła do takiego samego egzaminu jak "mama ginekolog" i uzyskała pozytywny wynik, tłumaczy nam, dlaczego egzamin jest ważny.
- Trzeba mieć dyplom, żeby móc samodzielnie dyżurować i podpisać się jako specjalista ginekolog, położnik. W przypadku ginekologów to również jest ważne pod względem specyfiki pracy. W ciąży mogą pojawić się różne powikłania i niektóre z nich powinien prowadzić tylko specjalista, a nie osoba, która jeszcze się szkoli – podkreśla w rozmowie z WP Kobieta.
Aleksandra Przybylska podkreśla, że egzamin jest wieńczeniem wielu lat ciężkiej pracy i nie można do niego przystąpić jeśli nie spełni się określonych wymogów, dlatego zarzucanie braku wiedzy "mamie ginekolog" jest nie do końca odpowiednie.
- Specjalizacja trwa pięć lat. Program jest rozpisany bardzo szczegółowo. Mamy kilkaset procedur do wykonania i praktycznie na każdy tydzień jest adnotacja, gdzie powinniśmy być. Oprócz staży na macierzystym oddziale musimy również pojawić się np. na urologii czy endokrynologii. Przez ten cały okres normalnie pracujemy – dyżurujemy, operujemy, bo w ten sposób uczymy się swojej specjalizacji. Na końcu jest egzamin.
Ogromny wysiłek
Test sprawdzający wiedzę jest szalenie trudny. Aleksandra Przybylska przyznaje, że poświęciła pięć miesięcy na przygotowania do egzaminu.
– W tym okresie prawie nie chodziłam do pracy, wstawałam o siódmej rano, odwoziłam dzieci, od ósmej siadałam do nauki i kładłam się do łóżka grubo po północy. Przez prawie pół roku nie miałam czasu na nic. Nie spotykałam się ze znajomymi, nie pomagałam przy kąpaniu dzieci, nie czytałam im bajek. Siedziałam i się uczyłam. Tutaj nie można powiedzieć "a może mi się uda". Trzeba przysiąść do książek i tyle – wspomina.
"Mama ginekolog" również mówiła, że pilnie studiowała książki, ale pominęła niektóre zagadnienia, zakładając, że nie są potrzebne w jej zawodzie.
Wczoraj Aleksandra Przybylska również wyszła z sali roztrzęsiona i zapłakana. Nie dlatego, że obawiała się wyników, ale z powodu ogromnego stresu i wysiłku psychicznego. – Myślę, że zdecydowana większość lekarzy specjalistów przyzna, jak trudne są te testy. W tym roku były wyjątkowo skomplikowane pytania, bo nie zdało ok. 30 procent osób – mówi.
Nicole Sochacki-Wójcicka powiedziała, że zabrakło jej tylko jednego punktu. – Nie mówiłabym w ten sposób, ponieważ to oznacza, że odpowiedziała nieprawidłowo na pięćdziesiąt pytań, a nie na jedno. Na szczęście każdy może ponownie przystąpić do testu i to dowolną ilość razy – komentuje Przybylska.
Ginekolożka na koniec prosi, żeby nie przekreślać umiejętności i wiedzy "mamy ginekolog". - Po pierwsze Nicole, tak samo jak ja do tej pory, ma wyraźnie zaznaczone w opisie profilu, że jest lekarzem ginekologiem w trakcie specjalizacji. Po drugie przekazuje ogólną wiedzę, która ma trafić do przeciętnej pacjentki, a nie szczegółowe opisy z zakresu ginekologii i położnictwa. Na pewno robi to uczciwie i zgodnie z prawdą – tłumaczy.
- Poza tym, żaden szef nie dopuściłby do pracy osoby niekompetentnej. Prawo do wykonywania zawodu przysługuje każdemu lekarzowi. Nie trzeba mieć specjalizacji, żeby przyjmować w prywatnym gabinecie, ale jest niepisana zasada, że lekarz w trakcie specjalizacji powinien uzyskać zgodę swojego kierownika specjalizacji. – dodaje.
Próbujemy skontaktować się z Nicole Sochacki-Wójcicką.
Zapraszamy na grupę FB - #Samodbałość. To tu będziemy informować na bieżąco o wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was!