Trzy miesiące za gwałt. Wyszedł z więzienia i walczy, by uznano go niewinnym
Kręcone blond włosy, duże niebieskie oczy, kilka pryszczy. Zdjęcie Brocka Turnera trafiło do niemal wszystkich mediów na świecie. I to nie wyolbrzymienie, bo historia gwałtu, którą opowiedziała dziewczyna o imieniu Emily, wstrząsnęła nie tylko Amerykanami. Fotografia chłopaka pojawiła się ostatnio w jednym w szkolnym podręczników przy haśle "gwałt". Brock na zawsze będzie zapamiętany jako gwałciciel. Dziś robi wszystko, by wymazać swoje winy.
04.12.2017 | aktual.: 17.01.2018 13:44
"Brock Turner, student Stanforda, który zgwałcił nieprzytomną uczennicę college'u za śmietnikiem podczas zabawy bractwa. Wypuszczony z więzienia po zaledwie 3 miesiącach. Niektórych szokuje, że wyrok był tak krótki. Inni, dla których przemoc seksualna to chleb powszedni, dziwią się, że w ogóle uznano Brocka winnym" – czytamy w podręczniku "Criminal Justice: Systems, Diversity, and Change". Tuż obok zdjęcie Turnera. Pływak, gwiazda uniwersytetu, oprawca.
W czerwcu 2016 roku Brock Turner został oskarżony o gwałt na Emily Doe (imię i nazwisko dziewczyny zostało zmienione przez dziennikarzy). Student pierwszego roku prestiżowego Uniwersytetu w Stanford i gwiazdor drużyny pływackiej twierdził, że wysoka kara zniszczy jego życie. Jego ojciec pisał w liście otwartym o tym, że "20 minut akcji nie może przesądzić o 20 latach życia". Prokurator wnioskował o 6 lat pozbawienia wolności, a sędzia uznał, że tak wysoka kara wpłynie negatywnie na przyszłość Turnera.
22-latek wyszedł z więzienia po 3 miesiącach za "dobre sprawowanie", jak donosiły amerykańskie media. Absurdalna decyzja amerykańskiego wymiaru sprawiedliwości wzburzyła wszystkich. Już sam wyrok był kontrowersyjny, a decyzją o przedterminowym zwolnieniu sędzia Aaron Persky narobił sobie wielu wrogów. Przyjaciele zgwałconej Emily zbierali podpisy pod wnioskiem o odwołanie sędziego.
I jeśli tych absurdów jeszcze nie mało, to właśnie doszedł kolejny.
"Washington Post", "Time", "CNN", a także wiele innych zagranicznych mediów donosi, że Turner postanowił odwołać się od wyroku i chce nowego procesu. Dlaczego? Prawnicy mają wywalczyć, by został wypisany z listy przestępców seksualnych, a także uznany za niewinnego. W piątek do sądu apelacyjnego w Kalifornii dotarły odpowiednie dokumenty, w których prawnicy zaznaczają, że proces był "od podstaw nie fair".
Bo nie stało się to "za koszem na śmieci"
W marcu 2016 roku Turnerowi postawiono trzy zarzuty o napaść i gwałt na nieprzytomną osobę. Kluczem do rozpoczęcia nowej rozprawy ma być fakt, że prokurator w ubiegłym roku powtarzał cały czas, że do napaści doszło "za koszem na śmieci". A jak podkreślają prawnicy 22-latka – dowody mówią co innego. Do gwałtu miało dojść "na otwartym terenie". To, że prokurator używał nieprawidłowego sformułowania, miało uprzedzić ławę przysięgłych do Turnera. "Kosz na śmieci", zdaniem obrońców, wskazywał na moralną deprawację i nieczułość 22-latka. Stworzył obraz wyrachowanego przestępcy, który zostawia swoją ofiarę na śmietniku. Prawnicy zapomnieli jednak, że to nie wyobraźnia ławników, a dowody i zeznania Emily miały największą siłę rażenia.
Co więcej, obrońcy studenta przyznają, że chłopak nie miał szansy na sprawiedliwy proces, bo osoby, które potwierdziłyby jego "dobry charakter", nie zostały dopuszczone do zeznawania. Sprawa wywołała ogromne poruszenie w Stanach i nie bez emocji obyło się na sali sądowej.
– Chcemy podkreślić, że to, co się wydarzyło, nie było zbrodnią – mówi John Tompkins, prawnik Turnera. – Wydarzyło się, ale nie było to przestępstwo – dodał.
Trudno przyjąć taką argumentację, szczególnie gdy wróci się do listu, który napisała Emily.
"Patrzyłam na swoje ciało…"
Styczeń. Emily razem z siostrą wybrała się na imprezę, którą organizowano w jednym z sąsiednich domów. Siostra żartowała sobie z niej, że wystroiła się na przyjęcie w sweter niczym bibliotekarka. Tańczyły razem, piły drinki, bawiły się. Następną rzeczą, jaką kobieta pamięta, jest pobudka w szpitalnej sali.
"Miałam wyschniętą krew i bandaże na rękach, łokciach i pośladkach. Pomyślałam, że się przewróciłam, ale wyjaśniono mi, że zostałam napadnięta. Wciąż jeszcze byłam spokojna, miałam wrażenie, że mówią do innej osoby. We włosach miałam tysiące sosnowych igieł, myślałam, że może spadły na mnie z drzewa. Potem dostałam do podpisu papiery, na których widniało: Ofiara gwałtu. Zabrano moje ubrania. Stałam zupełnie naga, gdy pielęgniarki linijką mierzyły różne obrażenia na moim ciele i fotografowały je. Potrzeba było trzech osób i sześciu torebek, aby pozbyć się wszystkich igieł z moich włosów. Pobrano mi mnóstwo próbek z waginy i odbytu, nakłuwano igłami, podawano różne tabletki do połknięcia. Nikon był wycelowany wprost między moje nogi. Pochwa była pokryta zimną, niebieską mazią, która miała uwydatnić skaleczenia" – pisała w liście, na którego odczytanie CNN poświęcił 30 minut czasu antenowego.
Dopiero po kilku godzinach pozwolono Emily wziąć prysznic.
"Patrzyłam na swoje ciało i postanowiłam, że już go nie chcę. Bałam się go, nie wiedziałam, co się w nim znalazło, czym zostało skażone, kto je dotykał. Chciałam je zdjąć jak kurtkę i zostawić w szpitalu" – czytamy.
O tym, co dokładnie się wydarzyło, Emily przeczytała w gazetach. Jak się później okazało, znaleziono ją nieprzytomną na jednej z ulic miasteczka uniwersyteckiego. Dwóch rowerzystów zauważyło młodego chłopaka, mocującego się między śmietnikami z bezwładnym ciałem kobiety. Na ich widok zaczął uciekać, ale mężczyznom udało się go złapać i wezwać policję. Był nim Brock Turner, gwiazda miejscowej drużyny pływackiej. Emily leżała na ziemi, naga od pasa w dół, z podciągniętym swetrem i wyszarpanym spod niego stanikiem.
"Z telewizji dowiedziałam się, że mój tyłek i wagina były nagie i na widoku, że moje piersi obmacywane, palce wpychane do środka wraz z igłami sosnowymi i odpadami, a goła skóra i głowa ocierały się o chodnik za śmietnikiem, podczas gdy podniecony student pierwszego roku ocierał się o moje nieprzytomne ciało. Ale ja tego nie pamiętam, więc jak mogę udowodnić, że mi się nie podobało?" – pisała.
Emily przez wiele miesięcy borykała się z wykluczeniem społecznym, nie potrafiła podzielić swoimi odczuciami z rodziną i bliskimi, przestała wychodzić z domu, odbierać telefony, spać, jeść. Jedyne co potrafiła, to ciągle płakać. Postanowiła opisać swoją historię, by nikt nie miał wątpliwości, co stało się tamtego wieczoru. I mimo że nie ukrywała szczegółów, z brutalną dokładnością opisała gwałt, Turner kreowany był na kolejną ofiarę tej styczniowej nocy.
Rodzina Brocka zatrudniła drogiego adwokata, prywatną agencję detektywistyczną i ekspertów, by udowodnić jego niewinność. Linia obrony polegała na podważeniu zeznań kobiety, zrobieniu z niej pijanej puszczalskiej, która sama prosiła się o seks. Turner miał być skonfundowanym młodym chłopcem, który pod wpływem hormonów i alkoholu, źle odebrał sygnały. Tylko o jakich sygnałach może być mowa – pyta Emily – skoro jego ofiara była nieprzytomna?
"Jeśli nie masz pewności, czy dziewczyna wyraża zgodę, sprawdź na przyszłość, czy mówi pełnymi zdaniami. Jeśli nie może tego zrobić, po prostu jej nie dotykaj. Jeśli dziewczyna się przewraca, pomóż jej wstać. Jeśli jest zbyt pijana, nie właź na nią, nie ocieraj się, nie zdejmuj majtek i nie wkładaj palców do jej pochwy. Jeśli jej goły tyłek i nogi ocierają się o chodnik, szyszki i igły sosnowe, bo leżysz na niej i ją przygniatasz, zejdź z niej" – pisała dziewczyna.
Jedna sprawa, która obnaża koszmar pokrzywdzonych
– Moim błędem było uznanie, że mogę robić to, co wszyscy, czyli pić – wyznał Turner w trakcie procesu.
Emily odpowiedziała: "Twoją winą nie jest robienie tego, co wszyscy. To nie wszyscy napadli na mnie. Twoim błędem było zrobienie czegoś, czego nikt nie zrobił; ocieranie się o moje nagie, bezbronne ciało ukryte w ciemnym miejscu, gdzie nikt nas nie widział i nie mógł pomóc. Popijanie drinka nie jest przestępstwem, zdejmowanie moich majtek – tak. Napisałeś, że jesteś przykładem tego, jak alkohol potrafi zrujnować życie. Jedno życie, twoje. Zapomniałeś o moim".
Dziewczyna odważnie wyznała, przez co przeszła, a mimo to Turner został potraktowany łaskawie. Trzy miesiące więzienia. Kara taka, a nie inna, bo "nie można przekreślić jego przyszłości". Przyszłością Emily mało kto się przejął. Gdy dziś Turner chce walczyć o siebie, Emily milczy.
I trudno się dziwić. Zdobyła się na odwagę, opisując koszmar, ale na wiele się to nie zdało, jeśli chodzi o egzekwowanie prawa. Historia jej gwałciciela wraca do mediów. Co to pokazuje innym kobietom, nastolatkom? Może to, że nie warto opisywać koszmaru? Że nie ma sensu walczyć, bo i tak jest się na przegranej pozycji? Turner chce, by o "20 minutach akcji" wszyscy zapomnieli. Jak się to skończy? Trudno powiedzieć. Niski wyrok wydawał się już niemożliwy, a jednak tak się stało. Niemożliwe było też to, że choć odsiedział za gwałt tylko 3 miesiące, będzie miał jeszcze możliwość odwołania się.
– Uznaje się, że wymierzając gwałcicielowi karę w zawieszeniu, puszczamy do niego oko i mówimy "ona jest oczywiście sama sobie winna, ale musieliśmy udawać, że coś z tym trzeba zrobić" – komentowała prof. Monika Płatek, gdy w Polsce wybuchła dyskusja o tym, jak często gwałciciele dostają wyroki w zawieszeniu. Według Płatek "pokrzywdzone odbierają to jak wyraźny przekaz, że mają się zastanawiać, czy w ogóle przechodzić przez procesowe horrendum".
Czy gdy Brock Turner doczeka się kolejnego procesu (tym razem ułaskawiającego) i zostanie wykreślony z listy przestępców seksualnych, inne Emily będą miały taką odwagę, by stanąć przeciwko oprawcy? Wątpię. Ta historia wydaje się jeszcze bardziej absurdalna, a zarazem przerażająca, gdy zestawimy ją z innym głośnym procesem, którym żyją teraz Amerykanie.
Kto jest przestępcą?
Były student Stanforda oskarżony trzykrotnie o gwałt zostaje skazany na pół roku więzienia, z czego spędza w nim trzy miesiące. Nastolatka, która padła ofiarą handlarzy żywym towarem, zmuszana do prostytucji, maltretowana i gwałcona, zabija swojego oprawcę – skazana jest na dożywocie. W sieci krąży zestawienie dwóch dramatycznych historii. Kto jest przestępcą według wymiaru sprawiedliwości?
Przypomnijmy, Cyntoia Brown ma 29 lat. 13 lat temu zastrzeliła swojego klienta Johnny’ego Allena.
Gdy była nastolatką, wpadła w ręce 24-letniego chłopaka o pseudonimie Kutthroat ("podcinacz gardeł"), który zmuszał ją do prostytucji. Pieniądze wydawał na narkotyki. Dziewczyna była odurzana i prześladowana. Miała potem zeznać, że mężczyzna ten twierdził, że "niektórzy po prostu urodzili się, by być dziwkami i nikt nie chciałby jej prócz niego". Przeszła w życiu piekło. Jej matka przyszła na świat w wyniku gwałtu. Cyntoię urodziła mając 16 lat. Piła, brała narkotyki, wiele lat spędziła w więzieniu. "Doświadczyła w życiu okropnych rzeczy. Nie jednego koszmaru, ale całego ich ciągu. To ukształtowało sposób, w jaki odnosiła się do ludzi” – pisał psychiatra wyznaczony przez sąd, którego cytuje m.in. BBC.
Brown w 2004 roku wsiadła do samochodu Allena. Gdy trafili do jego domu, ten miał ją bić i zgwałcić. Miał również, według jej zeznań, chwalić się, że uważał się za strzelca wyborowego. Gdy sięgał pod łóżko, sądziła, że wyjmuje pistolet. Wówczas strzeliła do niego z broni, którą wcześniej dał jej 24-latek. Mężczyzna zmarł.
Nastolatka została oskarżona o napad z bronią w ręku. Została skazana na dożywotnie pozbawienie wolności. Teraz wstawiają się za nią gwiazdy. Domagają się ponownego rozpatrzenia tej sprawy. "Zwracam się do każdego z was, kto jest odpowiedzialny za skazanie tego dziecka. Mam nadzieję, że nie macie własnych dzieci, bo to mogłoby się przytrafić także waszej córce" – napisała Rihanna. Kim Kardashian ogłosiła kilka dni temu, że jej prawnicy pomogą Brown odwołać się od wyroku.
Obie te sprawy – Brocka Turnera i Cyntoi Brown – wywołują dziś dyskusję na temat tego, jak działają sądy w przypadkach maltretowanych kobiet. I wnioski nie są dobre. Bo potwierdza się, jak często to nie gwałcona kobieta jest ofiarą, a jej oprawca.