"Ty małpo" - czyli jak powstają ubrania Ivanki Trump
Lżenie, głodowe pensje, rozłąka z rodziną, niemożliwe do osiągnięcia cele produkcyjne - takie są realia pracy w fabryce szyjącej ubrania dla firmy odzieżowej Ivanki Trump. Dziennikarze brytyjskiego tygodnika "The Guardian" rozmawiali z robotnikami, którzy są zatrudnieni u indonezyjskiego podwykonawcy koncernu należącego do córki prezydenta Stanów Zjednoczonych.
14.06.2017 | aktual.: 09.11.2017 23:34
Fioletowy top ze ściętymi rękawami, dekolt w serek przyozdobiony złotym suwakiem i to, co stanowi główną wartość ubrania - metka z napisem Ivanka Trump. To jeden z wielu produktów wytwarzanych w fabryce, która szyje ubrania na zlecenie należącej do córki Donalda Trumpa firmy odzieżowej.
Czy ubrania à la Trump są ładne? To kwestia gustu. Z pewnością "gustowne" - delikatnie mówiąc - nie jest to, w jaki sposób traktowani są ludzie, którzy pracują w indonezyjskiej fabryce ubrań. Dziennikarze "Guardiana" rozmawiali z kilkunastoma robotnikami znajdującej się w mieście Subang manufaktury PT Buma Apparel Industry. Usłyszeli nie tylko o łamaniu elementarnych praw pracowniczych, ale też o łamaniu praw człowieka.
Głodowe pensje i premia za dyspozycyjność podczas miesiączki
2,3 mln rupii, czyli około 173 dolary miesięcznie - tyle zarabia Alia, która od lat pracuje w fabryce ubrań. Jej pensja jest jedną z najniższych w kraju, dużo poniżej średniej. Na wiele nie starcza. Alii pomaga mąż, jednak ich zarobki nie pozwalają na spłacanie narastających długów. Ale największym dramatem rodziny jest to, że pary nie stać na utrzymanie ich własnych dzieci, którymi na co dzień opiekują się dziadkowie. Kobieta tłumaczy, że odwiedza je tylko w weekendy, ponieważ dojazd do rodzinnego domu zajmuje kilka godzin, a benzyna jest zbyt droga, by mogli sobie pozwolić na częstsze "widzenia".
Podobnych opowieści jest więcej, ale głodowe pensje w PT Buma Apparel Industry to nie jedyny problem. W fabryce notorycznie łamane są prawa pracownicze. Dwudziestotrzyletnia Sita żali się dziennikarzom, że niemal każdego dnia wyrabia nadgodziny, za które nikt jej nie płaci. - Dłużej tego nie zniosę. Chciałabym wynieść się z Subang, gdzie pensje są najniższe w kraju, ale nie mam żadnych znajomości - tłumaczyła.
Buma w sprytny sposób omija też prawo do tzw. premii świątecznej, na którą mogą liczyć w czasie Ramadanu posiadający zatrudnienie Indonezyjczycy. Fabryka, przed nadejściem tego muzułmańskiego święta, zwalnia pracowników, by po miesiącu znów przywrócić im etaty. Dość wspomnieć, że podwykonawca Ivanki Trump zyskuje w ten sposób równowartość miesięcznej pensji każdego ze zwolnionych pracowników, którą zgodnie z tamtejszym kodeksem pracy musiałby im wypłacić za nieobecność podczas Ramadanu.
Ale, czy to oznacza, że w fabryce nie nie ma żadnego systemu premiowego? Jest - specyficzny. Pracownice opowiadały, że proponowano im ekstra pieniądze jeśli, pomimo bardzo złego samopoczucia spowodowanego okresem, nie zdecydują się wziąć zwolnienia. Zagryzanie zębów to zysk około 10 dolarów miesięcznie.
"Ty małpo"
System wynagrodzeń oraz wysokość pensji w PT Buma Apparel Industry pozostawiają wiele do życzenia. Bulwersuje też to, w jaki sposób przełożeni zwracają się do swoich podwładnych. Kilku pracowników, z którymi rozmawiali brytyjscy dziennikarze, twierdziło, że pod ich adresem padały takie epitety jak: zwierzę, głupek czy małpa. Robotnicy przyznali, że ich przypadek nie jest odosobniony.
Wśród pracowników, którzy negatywnie oceniali pracę w Buma, pojawiły się też pozytywne głosy. - Cieszę się, że tu pracuję. Moi rodzice są rolnikami, to męczące zajęcie. Tu przynajmniej jest klimatyzacja - tłumaczyła młoda kobieta o imieniu Yuma.
Tylko Ivanka Trump może powstrzymać te praktyki?
W PT Buma Apparel Industry zatrudnionych jest prawie 3 tys. osób. Według ekspertów w Indonezji, szczególnie w branży odzieżowej, często dochodzi do nadużyć, a państwo niewystarczająco dba o prawa pracownicze. Z kolei Indonezyjczycy w obawie przed utratą pracy nie organizują się w związki zawodowe.
Jim Keady, który jako amerykański aktywista walczył w Indonezji o przestrzeganie praw pracowniczych, przyznał, że nielegalne praktyki w Buma może powstrzymać Ivanka Trump. - To jej imię widnieje na tych ubraniach. Bez niej nie ma marki - zauważył.
Córkę Donalda Trumpa krytykuje też Carry Sommers z Fundacji Fashion Revolution. - Ivanka Trump dużo mówi o prawach kobiet pracujących, ale to się nie odnosi do tych, które pracują dla niej na całym świecie - stwierdziła.
Marka Ivanki Trump umocniła się na rynku po wygranej Donalda Trumpa. Sprzedaż netto na początku roku wzrosła o około 18 milionów dolarów. W ostatnich miesiącach kilka sieci handlowych zaczęło sprzedawać produkty Ivanki pod nazwą Adrienne Vitadini.