Uciekły od alkoholu i przemocy. Teraz marzą o własnym kącie
Agnieszka i jej córka Ewelinka przeszły w życiu wiele. Dziś, mimo marzeń o normalnej rodzinie, mają tylko siebie. Są bezdomne. Uciekają przed alkoholem, przemocą i prześladowaniem. Mają za sobą mieszkanie w piwnicy, poznały głód, zimno i wilgoć. Przez lata żyły w strachu, teraz mają szansę na nowe życie.
15.06.2016 | aktual.: 17.06.2016 21:51
Dla Agnieszki Andrzejewskiej najważniejsze było to, by znaleźć w sobie odwagę. Taką, która pozwoli jej się oderwać od partnera-alkoholika i zacząć nowe życie. – Ciężko podjąć decyzję o ucieczce, kiedy nie ma się dokąd pójść – opowiada. Ta historia nie ma jeszcze szczęśliwego zakończenia.
Ostatnia złotówka na wódkę
Agnieszka jeszcze kilkanaście lat temu mieszkała w swoich rodzinnych Katowicach. Tam trudno jej było znaleźć pracę. – Zero perspektyw – wspomina. Wyjechała więc do Krakowa, gdzie miała zacząć wszystko od nowa. Wkrótce po przyjeździe poznała Maćka.
- Przez chwilę miałam namiastkę normalnego życia. Wszystko to do momentu, w którym okazało się, że jestem w ciąży. Wtedy zaczęła się nasza tułaczka, która trwa do dziś – mówi.
Ewelinka urodziła się z zespołem Dany Walkera powodującym wodogłowie, z padaczką, ataksją i niedowładem kończyn. Kiedy ona chodziła z córeczką od lekarza do lekarza, mąż coraz częściej zaglądał do kieliszka. Przeprowadzali się kilka razy. Dziś przyznaje, że wspólne życie z partnerem było piekłem. Ciągłe picie, awantury i poniżanie. Któregoś dnia Agnieszka nie wytrzymała i zgłosiła sprawę na policję. Mężczyzna nie od razu trafił do więzienia. Przekonywał ją wciąż, że się zmieni.
Jakiś czas później odbyła się rozprawa. Maćka skazano na kilka miesięcy więzienia. Kiedy po rozprawie Agnieszka wróciła do domu, od jego matki, u której mieszkała z chorą córką, usłyszała, żeby się wynosiła.
- Zrozumiałam, że całe moje dotychczasowe życie to jedna wielka pomyłka, zły sen, z którego nie mogę się obudzić - mówi Agnieszka.
Z dzieckiem w piwnicy
- Przygarnęła nas krewna mojego partnera. Ona też żyła skromnie, z renty, nie mogła nam długo pomagać. Stamtąd trafiłyśmy do domu samotnej matki. Nigdy więcej nie chciałabym tam wrócić. O tym chciałabym zapomnieć – opowiada.
Żyła tam z Ewelinką 6 miesięcy. Potem znów pojawił się ojciec dziewczynki. – Wyszedł z więzienia, obiecał, że się zmieni. Chodził na terapie alkoholowe i jeszcze kilka innych – wspomina.
Agnieszka dała mu szansę. Cały czas wierzyła, że jeszcze będzie miała u jego boku normalne życie. Wrócili do domu jego matki, a tak naprawdę do piwnicy, gdzie nie mieli dostępu do innych pomieszczeń, nawet toalety. Wychodek mieli na polu. Agnieszka sama musiała go poprawić, by móc z niego korzystać. Łazienki też nie było. Tylko miska z wodą. Brud, grzyb i wilgoć zdobiły ściany piwnicy. Ich jedyny dach nad głową. Agnieszka mogła się z tym pogodzić, ale dla małej nie było to łatwe. Żeby dać córce kawałek normalności, zrobiła dla niej kącik z płyt.
Życie w suterenie nie było ich jedynym problemem. Obietnice Maćka, że jeszcze się zmieni, rozwiewały się z kolejnymi butelkami wypitej wódki. – Próbowałam naprawiać ten pokój, w którym mieszkaliśmy, ale partner przepijał wszystkie pieniądze. Nic nie można było zrobić – dodaje.
Agnieszka musiała prosić opiekę społeczną o pieniądze na jedzenie. – Jak mogli dawać nam pieniądze, skoro widzieli Maćka, jak pił pod sklepem? On miał na picie, a my nie miałyśmy na chleb – mówi.
To, przez co przeszły, najbardziej odbiło się na zdrowiu dziewczynki. Ewelina ma 7 lat i coraz więcej rozumie z tego, co dzieje się wokół niej. Jej mama wiedziała, że dla dziecka musi spróbować zacząć jeszcze raz.
Niełatwo zacząć od nowa
- Wychowuję córkę sama. Powiem pani, że jak jest się samemu, to chyba jest jeszcze większa wola walki – przyznaje Agnieszka.
Dzięki pomocy ośrodka pomocy społecznej w Kłaju udało się jej znaleźć nowe miejsce dla siebie i córki. Zamieszkała z chorą seniorką, która wymagała opieki. Pani Józia, jak ją pieszczotliwie nazwała, była ich jedyną deską ratunku. Agnieszka pomagała jej przy najprostszych czynnościach, a za to mogły mieszkać w jej domu.
Agnieszka innej pracy nie ma. Dziś może liczyć tylko na pomoc obcych ludzi i opiekę społeczną. Jej córce powinny przyznawać świadczenia dla niepełnosprawnych, o co matka starała się długi czas. Przez dwa lata mogły pobierać dodatkowe pieniądze, ale po tym czasie urzędnicy odcięli je od świadczeń. Na komisji uznali, że stan zdrowia dziecka jest na tyle dobry, że nie mogą im więcej pomagać.
– Powiedzieli, że dziecko jest w stanie samo funkcjonować. Walczyliśmy w sądzie, by pokazać, że to, co widzą urzędnicy, nie jest prawdą. Wyrok był pozytywny dla nas. Z pieniążków, które nam przysługiwały, większość odkładałyśmy. Udało się nam kupić działkę, żeby kiedyś w przyszłości mieć tam swój kąt – mówi.
Kiedy wszystko zaczęło się układać, seniorka zmarła. Agnieszka i Ewelinka znów zostały bez dachu nad głową. Teraz mieszkają kątem u przyjaciół.
- Rodzina nie może nam pomóc. Siostra ma piątkę dzieci, jedna z dziewczynek miała jakiś czas temu nowotwór w brzuszku. Mama jest chora, nie pracuje. Tata schorowany, na emeryturze. Pomagają siostrze i babci, która ma Alzheimera. Tak, żeby dożyła jakoś do tego końca. Każdy musi radzić sobie po swojemu – mówi.
Agnieszce pomagają dziś zupełnie obcy ludzie. Razem z córką jest podopieczną Fundacji „Kawałek nieba”. Zbierają grosz do grosza, by wreszcie mieć swój własny kąt i żeby nie musiały się martwić o to, czy następnego dnia będą miały gdzie mieszkać.
- Działkę już mamy, domek holenderski też. Nie stać nas tylko na podłączenie wszystkich najważniejszych mediów. Córka już się cieszy, bo wie, że ten domek tam stoi. Nawet oglądała go w środku i wybrała sobie pokoik – przyznaje mama.
Na stronie fundacji wciąż trwa zbiórka pieniędzy, które pomogłyby im spróbować zacząć od nowa.Tym razem już na dobre. Bez wracania do przeszłości. A co z ojcem Ewelinki? Agnieszka ma nadzieję, że przestanie się wtrącać w ich życie. Przyznaje, że z córką tworzą duet, który przetrwa wszystko.