Moda"W tych czasach wyskubane męskie brwi to kwestia elegancji". Polskiego faceta nie przekonasz

"W tych czasach wyskubane męskie brwi to kwestia elegancji". Polskiego faceta nie przekonasz

"W tych czasach wyskubane męskie brwi to kwestia elegancji". Polskiego faceta nie przekonasz
Źródło zdjęć: © 123RF
Helena Łygas
12.08.2018 07:57, aktualizacja: 12.08.2018 14:21

Są tacy, którzy sami proszą o to partnerki. I tacy, których trzeba gonić po całym salonie z pęsetą. Tymczasem o brwi panowie powinni dbać tak, jak mają w zwyczaju dbać o zarost. Dla polskich mężczyzn zaniedbanie nadal jest oznaką męskości.

Są trzy obozy

Monobrew i tzw. dziewiczy wąs są zmorami większości nastolatków płci męskiej. To nieodłączne elementy zestawu "licealny oblech starter pack". Facetom dotkniętym w młodości wspomnianym typem owłosienia, zwłaszcza tym, którzy nie uporali się z nim natychmiast, chichot koleżanek z klasy do dziś dźwięczy w uszach.

Na szczęście dla mężczyzn, ale i dla świata, zarost w końcu zagęszcza się i w niczym nie przypomina już ciemnego meszku, a monitorowanie rozdzielności łuków brwiowych, wchodzi w nawyk. Za to relacje mężczyzn z własnymi brwiami pozostają skomplikowane znacznie dłużej.

Kiedy w kobiecym gronie w dowolnym wieku zarzuci się temat "brwi waszych facetów", powstają trzy główne obozy. W pierwszym są dziewczyny, które za swoimi partnerami ganiają w chwilach desperacji z pęsetą, prośbą i groźbą zachęcając do kolaboracji.

W drugim z kolei kobiety, których partnerzy sami o to proszą. Dzieje się tak przeważnie w związkach długoletnich. Przecież żaden samiec przy zdrowych zmysłach nie będzie prosił dziewczyny o wyrywanie włosów z twarzy. Chyba, że ta sama dziewczyna od trzech lat pierze mu majtki i ma zwyczaj obcinać paznokcie u nóg, siedząc obok swojego misia.

Poza tymi frakcjami można wyodrębnić jeszcze trzecią sekcję nieustraszonych, którzy weszli w posiadanie pęsety i eksperymentują z nią na własną rękę. Zawsze za zaryglowanymi drzwiami i zaciągniętymi zasłonami.

Tylko dla kobiet?

Jeśli chcielibyśmy dojść do źródeł męskiego kompleksu pęsety, trzeba by zagłębić się w archetypiczną kobiecą kosmetyczkę. Czyli po prostu pierwszą kosmetyczkę, z którą panowie zetknęli się w życiu. Nawet te spośród matek i babek, które nie miały w zwyczaju spędzać długich godzin przed lustrem, a szminką pociągały usta od wielkiego dzwonu, na krótkiej liście utensyliów miały ją. Pęsetę.

Większość facetów pamięta ją więc, jako "coś dla kobiet". A "coś dla kobiet", w dodatku o wyglądzie narzędzia chirurgicznego, to nie jest raczej coś, do czego łatwo przekonać statystycznego faceta.

Do depilacji mężczyznom przekonać jest się trudniej niż choćby do używania kremu nawilżającego. W końcu silne owłosienie to drugorzędna (męska) cecha płciowa. A nawilżona twarz to po prostu… nawilżona twarz.

Dochodzi też kwestia bólu. Kobiety z pokolenia millenialsów po raz pierwszy zainteresowały się wyglądam własnych brwi raczej bliżej 13 niż 23 roku życia. No, a kiedy jesteś nastolatką, stać cię na całkiem sporo poświęceń dla wyglądu. Nie jesz przez dwa miesiące obiadu, żeby nazbierać na wymarzone trampki, albo robisz piątą dziurkę w uchu zaostrzonym kolczykiem.

I choć większość dorosłych kobiet nie wyobraża sobie aż takiego torturowania się dla wyglądu (no chyba, że polują pośród stepów Instagrama na szejka czy innego piłkarza), do niektórych zabiegów jesteśmy tak przyzwyczajone, że nawet nie zauważamy, że są bolesne.

Jednym z nich jest niewątpliwie wyrywanie włosków. Viralowe filmiki, na których faceci drą się wniebogłosy traktowani plastrami z woskiem, może i bawią przyzwyczajone do zabiegu panie, ale większość osób za pierwszym razem reaguje dokładnie tak samo. Niezależnie od płci.

Niebezpieczeństwo wyglądania jak kretyn na spotkaniu biznesowym

Mimo etykietki zabiegu zarezerwowanego dla kobiet, a przy tym dość bolesnego, całkiem sporo facetów usiłuje brwi okiełznać. To jednak element, który chcąc nie chcąc widzimy w lustrze co dnia. Jeśli facet jest raczej galantem niż niechlujem i takie bajery jak: odprasowany kołnierzyk, idealnie gładkie policzki i ułożone włosy są dla niego standardem, a nie oznaką ślubu w rodzinie, prędzej czy później zwróci uwagę na swoje brwi.

Brwi ładnie ukształtowane, a do tego poza ów kształt niewychodzące, są w przyrodzie nie mniejszą rzadkością niż wymiary 90-60-90. Tymczasem dbanie o siebie w dzisiejszych czasach sprowadza się w wersji podstawowej do udawania, że jesteśmy gładsi i bardziej symetryczni niż w rzeczywistości. Mężczyźni o sztywnych kołnierzykach i fantazyjnych poszetkach, prędzej czy później dochodzą do wniosku, że kępki włosów nad oczami powinny być bardziej uporządkowane. Tyle że łatwiej powiedzieć, a trudniej zrobić. Niech pierwsza rzuci kamieniem ta, której na samym początku nie zdarzyło się: zmasakrować brwi różową golarką / wyrywać włosków od góry łuku, bo tam mniej bolało albo skończyć z brwiami cieniutkimi jak niteczki (ciągle były nierówne, więc skubałyśmy do skutku).

Eksperymenty w łazience są o tyle niebezpieczne, że mogą skończyć się dwutygodniowym zwolnieniem lekarskim. Nie ze względu na ryzyko dźgnięcia się w oko ostrzem pęsety, ale niebezpieczeństwo wyglądania jak kretyn na spotkaniu biznesowym.

Obraz
© 123RF

Nowy wymiar męskości

O to, czy panowie często przychodzą na stylizację brwi, pytam Elizę Moczydłowską, właścicielkę działającego od kilku lat w Warszawie Eyebaru, salonu kosmetycznego, zajmującego się wyłącznie oczami (głównie stylizacją rzęs i brwi, ale rzecz jasna także makijażem)
.

- Mamy sporo klientów w okolicach 20 roku życia, dla których to, że ktoś profesjonalnie zadba o kształt ich brwi, nie jest niczym niezwykłym. To nowe podejście do męskości, która wymaga dbania o siebie, chociaż w zupełnie w innym stylu niż robią to kobiety. Dla tych chłopaków to coś zupełnie naturalnego. Zauważyłam też pewien model, jeśli chodzi o starszych panów. Najczęściej przychodzą z umówionymi na zabieg żonami, którym zdarza się prosić stylistki, żeby zasugerowały ich partnerom, że nadanie kształtu brwiom będzie dobrym pomysłem. Najczęściej taki wybieg się udaje, a mężczyźni widzą, że lepiej wyglądają, więc do nas wracają – śmieje się Moczydłowska.

Jej zdaniem polscy mężczyźni mają opory przed wizytami w profesjonalnych salonach przede wszystkim dlatego, że wydaje im się, że skończą z idealnie równymi, wygiętymi łukami brwiowymi. Słowem "że to będzie widać". No a przecież chodzi tu trochę o to, żeby pięknieć z dnia na dzień niepostrzeżenie.

- Męskie brwi kształtuje się zupełnie inaczej niż kobiece. Przede wszystkim mają wyglądać naturalnie, więc nigdy nie robimy na przykład ostrego zakończenia, to nie są brwi od linijki. U panów z bardzo gęstymi brwiami ważne jest, żeby przerzedzić włoski. Brwi to rama dla twarzy, mają podkreślać spojrzenie i nadawać charakteru. Inne brwi będą pasowały do brodacza, inne do gładko ogolonego mężczyzny. Elegancki mężczyzna nie będzie miał włosków wystających z nosa, z uszu ani krzaczastych brwi – mówi Moczydłowska.

Może i żyjemy w czasach przesadnej dbałości o wygląd, w których z okazji nowego roku ludzie postanawiają raczej zrzucić 10 kilo niż przeczytać 10 książek. Może to i przykre. Z drugiej strony równie przykre wydaje się, że dbająca o siebie 40-latka za partnera ma często mężczyznę, który w swoim lenistwie dostrzega oznakę "prawdziwej męskości" i z pogardą mówi o "zniewieściałych chłopaczkach". W słowniku męskiego zapuszczenia "zniewieściały", to często synonim słowa "estetyczny".

Gonitwy wokół stolika do kawy z pęsetą to całkiem popularna dyscyplina w polskich domach. Może czasem warto w niej przegrać? Włos z głowy co prawda spadnie, ale za to z jakim efektem.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Źródło artykułu:WP Kobieta
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (354)
Zobacz także