Weronika Rosati chciała wrócić do Śmigielskiego. "Podobnie myśli 90 proc. ofiar"
Weronika Rosati założyła fundację wspierającą ofiary przemocy domowej. Sama nią była, ale jak dziś przyznaje, długo zajęło jej zrozumienie, że musi uciekać z przemocowej relacji.
#
W Dniu Kobiet ukazał się wstrząsający wywiad Weroniki Rosati dla "Wysokich Obcasów". To na jego łamach po raz pierwszy opowiedziała o krzywdzie, jaka miała spotkać ją ze strony Roberta Śmigielskiego. Dzisiaj 35-latka ujawnia kolejne szczegóły ich rozstania w rozmowie z "Glamour".
– Jeszcze pół roku po rozstaniu z ojcem mojej córki miałam momenty, gdy zastanawiałam się, czy nie powinnam zawalczyć o ten związek ze względu na nią – mówi Rosati. – Podobnie myśli 90 proc. matek-ofiar przemocy. Nie potrafiłam pogodzić się z tym, że moja córka nie będzie miała tradycyjnej, normalnej rodziny – przyznaje.
#
Aktorka, jak opowiada, długo nie zdawała sobie sprawy z tego, że jest ofiarą. Dużą rolę w zrozumieniu tego odegrały osoby z zewnątrz. Długo nie przemawiały do niej argumenty rodziny i przyjaciółek.
Zobacz też: Dziecko z bujną czuprynką
– Pół roku przed rozstaniem w pełni zrozumiałam, co się dzieje w moim domu – wyjaśnia. Powodem był fakt, że zaraz miała rodzić. Po narodzinach córki zaś trudno było jej podjąć racjonalną decyzję. Cały proces odejścia zajął jej więc półtora roku. Poczuła, że jej dziecko może spotkać coś złego.
Rosati chce oszczędzić takiego cierpienia innym kobietom. – I nikt mnie w tym działaniu nie powstrzyma – kończy.