Wielkanocne śluby
W polskiej tradycji pojawiły się pod koniec XVIII stulecia. Wcześniej gody odprawiano najchętniej w zapusty, ewentualnie w listopadzie, kiedy prace rolnicze były ukończone, a spiżarnie i komory pełne, tak że nawet niezbyt zasobne rodziny miały z czego urządzić weselną biesiadę.
02.04.2014 | aktual.: 18.04.2018 10:48
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
W polskiej tradycji pojawiły się pod koniec XVIII stulecia. Wcześniej gody odprawiano najchętniej w zapusty, ewentualnie w listopadzie, kiedy prace rolnicze były ukończone, a spiżarnie i komory pełne, tak że nawet niezbyt zasobne rodziny miały z czego urządzić weselną biesiadę.
Jeśli ktoś wybrał jako datę zaślubin Wielkanocny Poniedziałek, goście zjeżdżali się już w Wielką Sobotę przed południem, aby wziąć udział w wieczornej rezurekcji i po poświęceniu stołów zastawionych mięsiwem, wędliną i kołaczami zaspokoić swą ochotę na przysmaki, jakich wyrzekano się w Wielkim Poście.
Ślubna Wielka Niedziela
W Wielką Niedzielę – po południu odbywał się przedślubny wieczór taneczny, podczas którego jutrzejsza Panna Młoda bawiła się nieraz lepiej niż na właściwym weselu, żegnając panieńskie lata tańcem ze wszystkimi młodymi kawalerami obecnymi wśród gości.
Ceremonia zaślubin miała miejsce w samo południe na sumie, aby goście zdążyli wysuszyć się i przebrać po porannych dyngusowych swawolach, jakie dodawały weselnym nastrojom radosnej nuty. A później ucztowano i bawiono się przez następne trzy dni, jako że aż do początków XX stulecia wtorek po Świętach Wielkanocnych uchodził za dzień świąteczny. Rzecz jasna, pomimo tradycyjnej we wszystkich środowiskach obfitości przygotowywanych na Wielkanoc potraw, śluby podczas świąt pociągały za sobą dodatkowe koszta. Stąd zwyczaj ten częstszy był wśród ludzi majętnych i posiadających duże domy, gdzie można było rozlokować gości na nocleg.
Jajko – upominek weselny
Wśród podarków, jakimi obdarowywano gości po weselu były jaja – oczywiście nie naturalne pisanki, ale ich imitacje z cukru, marcepanu czy bardzo wówczas kosztownej czekolady… Najbogatsi gospodarze zamawiali wcześniej u jubilerów bądź w składach galanterii srebrne, ażurowe czy grawerowane albo porcelanowe malowane jajka zdobione inicjałami Młodej Pary, ich herbami albo symbolami miłości. Była to dla gości miła pamiątka radosnego wydarzenia, w którym brali udział.
Parom, pobierającym się w Wielkanoc wróżono życie w dostatku i obfitości dóbr materialnych, a także w otoczeniu licznego potomstwa ze względu na symbolikę jajka wyobrażającą nowe życie i płodność.
Młoda Para przyjmuje u siebie
Ci, którzy ślubowali sobie w karnawale teraz właśnie w okresie Wielkanocy, po powrocie z podróży poślubnej czy urządzeniu się w nowym domu, zapraszali do siebie. Zwykle na obiad w drugi dzień Świąt Wielkanocy czy na śniadanie świąteczne w Wielką Niedzielę, po którym goszczono się do późnego popołudnia smakując tradycyjne przysmaki. Dla młodej gospodyni był to prawdziwi egzamin z gospodarności, umiejętności kulinarnych i towarzyskich.
Trzeba było odpowiednio nakryć stół – wystawić najlepszą posiadaną porcelanę, kryształy i srebra. Jeśli były wśród nich sztućce, tace czy półmiski otrzymane w prezencie weselnym, a ofiarodawcy mieli być na przyjęciu – koniecznie należało użyć tych akcesoriów podczas przyjęcia, aby docenić ofiarodawcę.
Obfitość stołu dawnej…
Menu wielkanocne powinno być tradycyjne, znane z pokolenia na pokolenie. We wspomnieniach rodzin stanu szlacheckiego, czy wywodzących się z bogatego mieszczaństwa przytaczane są spisy potraw i dodatków, składających się na wielkanocne biesiady – z zaznaczeniem ile pani domu powinna przygotować wiktuałów, by wszyscy byli syci i na półmiskach jeszcze coś pozostało…
Hrabina Zofia z Branickich Potocka, z pałacu Pod Baranami, gdzie co roku w Wielkanocny Poniedziałek odbywało się święcone dla ponad stu zaproszonych gości kazała podarować m.in. 8 szynek, 6 pieczonych prosiąt, 6 baranków, 10 półmisków kiełbasy, 6 pasztetów i 10 talerzy jaj. A do tego 12 mazurków, 4 torty i 18 babek. Antonina Estreicherowa, żona profesora Uniwersytetu Jagiellońskiego, żyjąca bez porównania skromniej, ale też gościnna i chętnie odwiedzana doradzała swej córce Marii żonie Juliana Dunajewskiego (wyższego urzędnika), aby na święcone przygotowała – 2 duże szynki, 6 sporych pęt kiełbasy, 4 półmiski pieczonej cielęciny i wiele pisanek. Nie zapominając o przynajmniej 6 mazurkach, tyluż babkach i sernikach…
…i obecnie
Dziś młoda pani domu raczej zrezygnowałaby z takiej ilości mięsiwa na rzecz paru rodzajów zdrowych sałatek – z młodych warzyw, kiełków, może z dodatkiem łososia czy tuńczyka. Ciasta też byłyby lżejsze i co z tym się wiąże – zdrowsze.
Przepisy na tego rodzaju wypieki można znaleźć w pismach kobiecych, internecie i książkach kulinarnych… Ale nastrój przy świątecznym stole – tak wówczas – jak i dziś powinien być pogodny, przepełniony szczerą życzliwością i gościnnością (…) rozmowy miłe i przyjemne dla wszystkich… – jak pisała autorka podręcznika dobrego tonu Maria Zamorska w latach 30. XX stulecia…
A jak to osiągnąć? Chyba wciąż aktualna wydaje się rada tej samej damy: Mówić o sprawach interesujących wszystkich, unikając politycznych dysput, tematów związanych z pieniędzmi, religią i niesprawdzonymi plotkami.
Oficjalne wydanie internetowe „Magazynu Wesele”: magazynwesele.pl/Bogna Wernichowska