Wyginam śmiało ciało
Tańczące dziecko to wyjątkowy widok. Dla dorosłych taniec jest trudny. Obnaża wszelkie niedoskonałości ruchowe i brak poczucia rytmu.
09.12.2008 12:40
Tańczące dziecko to wyjątkowy widok. Próby naśladowania rodziców poruszających się w takt muzyki są przepiękne, nigdy potem nasze dziecko nie odzyska tej swobodnej umiejętności wyginania ciała bez żenady i jakiegokolwiek wstydu. Nam dorosłym przychodzi z trudem wyjście na pusty parkiet, Jadźce z zupełną łatwością.
Pupka się kręci, ręce się wiją, a głowa czyni ruchy, jakich nie powstydziłby się najbardziej zapalony tancerz pogo. Oto cała Jadźka po wieczornej kąpieli, kiedy włączamy jej dziecięce hity, braci Waglewskich, a nawet Nicka Cave’a. Muzyka to muzyka, zdaje się mówić nam nasza córka i macha rękoma jak szalona. My więc też machamy, z lekkim zażenowaniem, bo dziwnie tak jakoś przełamać się i nagle, bez powodu skakać przed spaniem. Powoli jednak bierzemy przykład z Jadźki, a ona z nas. Pupa w prawo, pupa w lewo, podskok, podskok i w kółeczko.
Dla dorosłych taniec jest trudny. Obnaża wszelkie niedoskonałości ruchowe i brak poczucia rytmu. Kiedy tańczymy, mamy wrażenie, że inni patrzą na nas i sprawdzają, jak potrafimy się bawić. Niektórzy preferują tańce w parach, za rączki, towarzysko i elegancko. Nudno, ale bezpiecznie. Nikt ci nie zarzuci, że się wygłupiasz. Ale są ci, co nadal czują się młodzi i sprawni i chcą w tańcu poczuć się choć przez chwilę jak w za czasów swej najgłębszej młodości, czyli gdzieś około słodkiej szesnastki. To były czas! Pierwsze wypite piwo i taniec do rana przy dźwiękach Nirvany, Queen, Pearl Jam, Red Hot Chili Peppers. Muzyka, która wypełnia cię całego i gdzieś masz, czy ktoś widzi, jak skaczesz wyżej i wyżej. Ech, te czasy już nie wrócą.
A jednak.. Jadźka obudziła naszą drugą uśpioną przez jakiś czas naturę. Jej tańce wygibańce nie są niczym innym jak uwolnioną, nieposkromioną energią. Taką prosto z serca, bez udawania. Wiadomo, że ciągnie wzorce od innych (kiedy utwór muzyczny śpiewany jest bardzo szybko, niejako rapując, Jadźka wyciąga wskazujący palec i „grozi” nim w rytm muzyki tak jak i my grozimy jej, kiedy robi coś niegrzecznego, ostrym tonem). Wiadomo, że ktoś kiedyś pokazał jej, że do muzyki się porusza, ale co z tego. Nie ma zahamowań, nie ma barier, świat jest cały jej! Kwintesencja dzieciństwa to właśnie nieposkromiony taniec - luz blues i poczucie, że cały świat leży u naszych stóp i bije brawo, kiedy kręcimy biodrami.
Jeden jest feler w tym jej tańcu. Ponieważ nasza kochanica nie chciała ostatnio za bardzo myć zębów, za każdym razem kiedy dawaliśmy jej szczotkę z nałożoną pastą, zaczynaliśmy też myć zęby i włączaliśmy „Szczotko, szczotko hej szczoteczko o o o”. Jadźka z chęcią szalała po naszej domowej scenie od czasu do czasu przypominając sobie, o co w tekście chodzi i szorując jamę ustną. Sukces, wydawałoby się. Tak, ale tylko i wyłącznie do pewnego czasu. Od kilku dni nasza córka w chwili, kiedy utwór się kończy, nie tylko przerywa mycie, ale więcej – rzuca ze złością szczoteczkę na ziemię. Nie ma tańców, nie ma czystych zębów. No to już chyba lekka przesada, pomyśleliśmy z Głową Rodziny. Trzeba jakoś teraz ten kryzys zażegnać. Tatka wpadł na pomysł, żeby nagrać płytę, na której piosenka o myciu zębów będzie lecieć w kółko, jakieś powiedzmy piętnaście zębów. Z tego jakieś trzy minuty Jadźka będzie efektywnie może szorować. Płyta jeszcze nie została nagrana, ale mała już uczy się, że zamiast rzucać, można szczotkę
oddać mamie lub tacie. I dalej tańczyć.
Kiedy byłam mała, chciałam tańczyć. Towarzysko, baletowo, obojętnie. A że była wielkim tłuściochem, baletnicą nie zostałam. Może Jadźka? Szkołę baletową mamy w końcu za rogiem. Mąż podszeptuje, że muzyczną pierwszego stopnia za drugim, więc będzie lekki problem. Na szczęście nasza córka na pewno sama rozwiąże ten dylemat. Na razie tańczy wyłącznie dla przyjemności. Oby jak najdłużej.