Wyjście na plażę to akt odwagi. Zwłaszcza nad Bałtykiem
Pójść na plażę czy nie pójść, oto jest pytanie. Znakomita część kobiet w Polsce wybiera opcję: nie pójść. Nie idą na plażę, bo mają dość krzywych spojrzeń, agresywnych komentarzy. A te ostatnie, jak przekonała się Ania, mogą być naprawdę bolesne.
23.07.2020 14:32
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Co roku ta sama śpiewka. W okolicach stycznia czy lutego trenerki fitness zaczynają wyzwania "X dni do bikini", dietetycy robią promocje na jadłospisy, które mają nam dać "ciało bikini", marki kosmetyczne wprowadzają kolejne peelingi i balsamy, które mają pomóc stracić zbędne kilogramy. Część kobiet w to wchodzi. Część od razu rezygnuje. Bo wiedzą, że bez względu na to, ile ważą i jak wyglądają, zawsze znajdzie się ktoś, komu nie spodoba się ich ciało.
Na kobiecych grupach na Facebooku nie brakuje opowieści o koszmarnych sytuacjach nad Bałtykiem. Wytykanie palcami, "żarciki" w stylu: "dzwoń do Greenpeace, bo walenia wywaliło na brzeg", to naprawdę najlżejszy kaliber obelg.
Niech się wstydzi, kto hejtuje
– I właśnie dlatego unikam polskich plaż – mówi w rozmowie z WP Kobieta Joanna Cesarz, zwyciężczyni programu "Supermodelka plus size", i dodaje, że te wszystkie okropne komentarze, które słyszą grubsze kobiety, nie są dowodem na to, że z nimi jest coś nie tak. Zwłaszcza że obelgi i niestosowne komentarze padają pod adresem kobiet w każdym wieku i rozmiarze.
– Są dowodem na to, że ich autor ma straszne kompleksy. I bardzo potrzebuje pomocy, zapewne psychologicznej. No bo co ma na celu powiedzenie kobiecie, że wygląda grubo, staro czy że ma fałdę na brzuchu? Chyba tylko wyrzucenie z siebie złych emocji – analizuje modelka.
Podziękuj za uwagę?
Tych złych emocji doświadczyła Ania. Na jednej z trójmiejskich plaż siedziała z przyjaciółką. Obie ubrane w dresy nie zawadzały nikomu. Jednak dwóch pijanych mężczyzn bardzo starało się zwrócić ich uwagę. Ilekroć dziewczyny się odsuwały, tylekroć mężczyźni podchodzili bliżej, by w końcu wykrzyczeć: "powinnyście być wdzięczne, że ktokolwiek się takimi grubasami interesuje!".
– Od tamtego czasu na polskie plaże nie chodzę. Raz, że nie jestem fanką plażowania. Wolę chodzić po Himalajach i podróżować po świecie. Dwa, że nie chcę się narażać na taką agresję. Na szczęście nie muszę – mówi Ania.
Jednak nie każda kobieta jest tak odporna na hejt. Dominika przyznaje, że wakacje nad morzem, które kochają jej dzieci, to dla niej bardzo trudny moment. – Noszę rozmiar 48 i co roku na plaży przeżywam katusze. Mam na sobie czarny, jednoczęściowy strój, kimono. Zasłaniam się, jak mogę, chcę być niewidoczna. A i tak czuję na sobie te spojrzenia. Gdy biegnę za synem, trzęsie mi się brzuch, a biust podskakuje, to staram się skupić na wspomnieniach, jakie tworzę z dziećmi i dla dzieci – mówi ze smutkiem.
Nie daj sobie odebrać lata
Joanna Cesarz nie może pogodzić się z tym, że kobiety tracą tak fajną część życia, jaką jest wyprawa na plażę, przez brak kultury i agresję innych ludzi. Ma więc kilka rad i wszystkie sama stosuje.
– Przede wszystkim, raczej nie jeżdżę nad polskie morze. Ja wiem, że to nie jest popularne zdanie w obecnych czasach, ale naprawdę, na żadnym innym wybrzeżu nie widzę tyle fatshamingu, co na polskim. Moje ukochane plaże są w Barcelonie i Marsylii. Tam ludzie, tak jak w Polsce, są we wszystkich rozmiarach i w każdym wieku. Ale kultura jest zupełnie inna. Może dlatego, że chodzenie topless jest bardziej popularne, widok innych ciał jest bardziej oswojony? – zastanawia się Cesarz.
Zmień autorytety na bliższe
A skoro o oswajaniu mowa, modelka radzi, żeby robić to przez cały rok. – Ja to nazywam zmianą autorytetów. Generalnie chodzi o to, żeby obserwować i porównywać się, jeśli już musimy, do ludzi bardziej podobnych do nas, a nie do nastoletnich aktorek w rozmiarze 32. Poszukaj na Instagramie ciałopozytywnych kont, które pokazują najróżniejsze typy sylwetek i zacznij je obserwować. Zobacz, jakie kostiumy można wybrać na sylwetkę podobną do twojej, jakie dodatki – wylicza.
Modelka i influencerka podkreśla też, że moda może być naszym sprzymierzeńcem. – Czarny kostium naprawdę nie sprawi, że z rozmiaru 46 w mig zrobi się 36. Ale dobrze dobrany, piękny kostium doda nam pewności siebie. I to nie musi być coś, co będzie bardzo zwracało uwagę. Ważne, żeby kostium był wygodny, żebyś się w nim dobrze czuła. Ja większość bikini, które kocham, kupuję za granicą, przez internet. Więc jeśli do urlopu zostało ci jeszcze parę tygodni, polecam wirtualne łowy. Przesyłki dotrą do ciebie przez wyjazdem – podpowiada Cesarz.
Błędne koło zawstydzania
A skoro o zagranicy mowa, Dorota, z którą rozmawiam o jej doświadczeniach w Polsce i w USA, opowiada mi kilka historii. Te z polskiego podwórka są smutne.
– Zeszłego lata wspinałam się po schodach w jednym z polskich zamków. Minęła mnie para: młodzi, szczupli ludzie. Ona marudziła, że straszne to podejście pod górę. On, w ramach dodania jej otuchy, teatralnym szeptem powiedział: "a zobacz, jak ją muszą nogi nap...ć". No i tak to wygląda, całe moje życie gdziekolwiek się nie pojawię – kwituje Dorota i dodaje, że jedynym bezpiecznym miejscem jest sportowy basen.
– Tam ludzie przychodzą zrobić po prostu trening i nie zajmują się tym, kto jak wygląda. Osoba gruba jest stygmatyzowana, bo panuje przekonanie, że otyłość bierze się z lenistwa. A jak uprawia sport albo jest aktywna, też jest stygmatyzowana, bo jest gruba. Paranoja – mówi. Ale zdaniem Doroty tak nie musi być.
– Pamiętam moją wyprawę do Nowego Jorku. Wieczorem po ulicy biegła gruba dziewczyna. Miała przepoconą koszulkę, czerwoną twarz. Ważyła pewnie 130 kg, ale mimo tego zmęczenia widać było, że to nie jest jej pierwszy trening i że zasuwa od dawna. Przebiegała obok ogródka knajpki, gdzie siedziała banda facetów... którzy zamiast się nabijać, zaczęli ją dopingować i krzyczeć, że jest super i że da radę. Może w Polsce też kiedyś tak będzie? – zastanawia się Dorota.
Genialna przyjaciółka
Żeby w Polsce też tak było, musi się wiele zmienić. Joanna Cesarz radzi, żeby te zmiany zacząć od siebie. – To nie jest żaden instant przepis na pewność siebie. Ale ultraważny pierwszy krok: myśl o sobie jak o swojej najlepszej przyjaciółce. Czy pozwoliłabyś, żeby przez opinie innych traciła coś w życiu? Czy dowalałabyś jej, wytykała każdą niedoskonałość, każdą fałdkę? – sugeruje.
– My, kobiety jesteśmy niesamowicie empatyczne i serdeczne dla innych, a dla siebie samych tej empatii nie mamy. Czas to zmienić! Ja wiem, że tego się nie da zrobić podczas tygodnia w Chałupach, ale to może być dobry początek, żeby choć trochę polubić siebie, a potem może nawet pokochać – zachęca.