Blisko ludziNie umiesz kochać swojego ciała? Ciałoneutralność jest dla ciebie

Nie umiesz kochać swojego ciała? Ciałoneutralność jest dla ciebie

Nie umiesz kochać swojego ciała? Ciałoneutralność jest dla ciebie
Źródło zdjęć: © 123RF
Aleksandra Kisiel
07.01.2020 14:32, aktualizacja: 08.01.2020 12:24

Ciężko jest praktykować ciałopozytywność, rozumianą jako miłość do własnego ciała, bez względu na to, jak wygląda. Bo jeśli przez całe życie nienawidziłaś tego, jak wyglądasz, w kilka chwil nie przeskoczysz do miłości. Rozwiązaniem może być ciałoneutralność.

Czym jest ciałoneutralność? W dużym uproszczeniu to dostrzeganie i docenianie tego, co potrafi twoje ciało, co ci umożliwia, a nie tego, jakie jest, jak wygląda. To zmniejszenie presji, by kochać ciało i siebie samą, bez względu na wszystko. Takie postrzeganie fizyczności jest bardziej inkluzywne. Łatwiejsze, gdy mowa o ciałach osób chorych, niepełnosprawnych.

Przeciwnicy tej idei twierdzą, że ciałoneutralność to ignorowanie tego, jak wyglądamy, to zaniedbanie czy traktowanie ciała w myśl niemal średniowiecznego przekonania, że jest niewarte uwagi.

Co potrafi twoje ciało?

Dla Małgosi, szczupłej, niewysokiej 26-latki to przede wszystkim nauka szacunku do swojego ciała. I uważności w obcowaniu z nim. – Bardzo podobała mi się idea ciałopozytywności, gdy tylko się pojawiła. Wtedy, gdy oznaczała, że każde ciało zasługuje na uwagę i że domagamy się, by w mediach pokazywane były nie tylko młode, szczupłe i konwencjonalnie piękne ciała. Potem ten ideał wymieszał się z samoakceptacją, miłością do własnego ciała. A ja swojego ciała nigdy nie kochałam. Tak bardzo go nie kochałam, że chciałam je unicestwić.

Małgosia od 14. roku życia choruje na zaburzenia odżywiania. Jej wskaźnik BMI wynosił zarówno 16,5, jak i 29. Ani w pierwszym, ani w drugim przypadku nie kochała swojego ciała. – Tak bardzo skupiałam się na wyglądzie, na tym, jakie moje ciało nie jest, że w ogóle nie dostrzegałam tego, co potrafi. A przecież potrafi tak wiele! Potrafi przeżyć wszystkie tortury, jakim je poddaję. Buntowało się, gdy głodowałam, gdy miałam napady wilczego głodu i wymiotów. Gdy owinięta folią spożywczą biegałam w 30-stopniowym upale, bo gdzieś wyczytałam, że tak szybciej się chudnie. Buntowało się, ale trwało – wylicza Małgosia.

To terapeutka, z którą dziewczyna współpracuje od kilku lat, zaproponowała podejście, które identyfikowane jest jako neutralność wobec ciała. – Na jednej z pierwszych sesji dostałam pracę domową. Wypisać wszystkie rzeczy, które mogę robić dzięki temu, że mam ciało. Byłam zaskoczona, że tyle tego jest. I lista ciągle rośnie. Dzięki terapii nauczyłam się patrzeć na ciało jak na partnera. Niekoniecznie najlepszego przyjaciela, bo czasem nadal daję mu w kość, ale kogoś z kim będę szła przez życie – mówi.

Ciało zrobione w balona przez biznes

Kamila Raczyńska-Chomyn, edukatorka, pedagożka, doula, która prowadzi projekt "Dobre ciało" na Instagramie jest wielką zwolenniczką neutralności . - Nie bez powodu nazwałam swój projekt, skierowany do kobiet, Dobre Ciało, a nie "doskonałe", "najlepsze", czy "najpiękniejsze" – tłumaczy.

– Dla mnie od początku jasne było, że tak zwana "ciałopozytywność" zawiera w sobie wszystkie odcienie akceptacji dla siebie, czyli również neutralność, a nawet świadomie przeżywanie trudniejszych momentów w relacji z własnym ciałem.
Jednocześnie rozumiem, że kobiety tresowane przez lata, by walczyły z każdą niedoskonałością (cokolwiek to znaczy), słysząc dziś - często z tych samych ust, które kazały im chudnąć - frazesy o "kochaniu swoich fałdek, rozstępów i pociążowych brzuchów", czują się robione w balona. I w sumie słusznie, bo o ile własnej przyjaciółki lub terapeutki warto posłuchać, gdy mówi o akceptacji ciała, to bądźmy świadome, że wielkie marki sięgnęły po ciałopozytywne hasła, bo są po prostu modne i da się na nich zarobić - dodaje Kamila Raczyńska-Chomyn.

Co daje ciało?

Klaudyna ma 33 lata i dwóch synów. Swoje ciało zaczęła doceniać właśnie w ciąży. Przedtem tylko się nim zamartwiała. – Kompleks na punkcie wystającego brzucha mam, odkąd pamiętam. Mam taką budowę, że mimo prawidłowego BMI, mój brzuch wystaje i wyglądam, jak wyglądam. A przez ten wygląd odmawiałam sobie w życiu tylu przyjemności! Nie jeździłam ze znajomymi na wakacje, obawiając się przykrych komentarzy. Nie chodziłam na plażę, choć mieszkam nad morzem, bo nie chciałam pokazywać brzucha. Podczas własnego ślubu najbardziej bałam się tego, że ktoś zrobi mi zdjęcie z boku i będę wyglądała na ciężarną – wylicza Klaudyna.

- A potem zaszłam w ciążę i zamiast ten brzuch ukrywać, zaczęłam go eksponować, pielęgnować, gadać do niego i troszczyć się. Teraz, po dwóch ciążach, nadal nie wygląda jak brzuchy dziewczyn z okładek magazynów. Ale to on był domem dla moich synów. To dzięki niemu, między innymi, jestem mamą. Doceniam go za to, co zrobił. Choć oczywiście wolałabym, żeby był płaski jak deska – śmieje się. Klaudynie w przejściu do neutralnego nastawienia wobec ciała pomógł mąż. – W jego oczach jestem atrakcyjna. Często mi to powtarza. I paradoksalnie, łatwiej mi uwierzyć w jego zapewnienia, niż gdybym sama sobie powtarzała afirmację "jestem piękna, jestem piękna".

Jak głowa ogranicza ciało?

Macierzyństwo to dla wielu kobiet moment, w którym zaczęły swoje ciało szanować. I zamiast stawiać mu kolejne wymagania, zaczynają dziękować za to, co już zrobiło. – Jestem w szóstym miesiącu ciąży. Przytyłam 12 kg. Mój wypracowany przez lata na siłowni brzuch jest okrągłą piłką, ramiona nie mieszczą się w większość rękawów bluzek i sukienek. Znów mam znienawidzony podwójny podbródek, choć już raz usuwałam go w klinice medycyny estetycznej. I nigdy nie byłam bardziej wdzięczna swojemu ciału - mówi Beata.

Beata przez trzy lata starała się zajść w ciążę. Najpierw naturalne metody – monitorowanie owulacji, dużo seksu. Potem suplementy, ruch, dieta wspomagająca płodność. Wreszcie leczenie, trzy inseminacje, dwa in vitro. – Ilekroć na majtkach pojawiała się krew, wyzywałam moje ciało. Że mnie zdradza. Że nie potrafi wypełnić swojego podstawowego zadania. Że jest bezużyteczne i nie zasługuje na moją uwagę. Obrażałam się na nie, ignorowałam do tego stopnia, że chyba w ogóle się od niego odłączyłam na dłuższy czas.

- Wróciłam do niego na wakacjach. Wyjechałam z mężem na dwa tygodnie w tropiki. Usunęłam aplikacje monitorujące płodność. Nie wzięłam ze sobą żadnej książki o leczeniu niepłodności. Trzeciego czy czwartego dnia poszłam z mężem na zajęcia z kick-boxingu dla par. Okazało się, że mogę podnieść nogę wyżej niż Piotrek. Że moje kopniaki mają większą siłę niż jego. Że jestem w stanie zrobić 5 pompek, trzymając mojego męża na plecach. 80 kg chłopa i to moje ciało, które uważałam za beznadziejne, nic niewarte, dało radę. Następnego dnia nie mogłam się ruszyć. I ten ból, te zakwasy to też było coś nowego wspomina.

- Do końca wyjazdu, jak dzieciak, byłam zafascynowana tym, co mogę zrobić ze swoim ciałem. Po powrocie do Polski, mimo obiekcji mojej ginekolog, przerwałam leczenie. Postanowiłam, że muszę dać swojemu ciału trochę pożyć, zamiast je ograniczać, bo w potencjalnej ciąży tego nie wolno, tamtego nie wolno. Wróciłam do gabinetu po pół roku. Po trzech miesiącach byłam w ciąży. Dziękuję swojemu ciału każdego dnia. A gdy na świat przyjdzie moja córka, może wraz z falą miłości do dziecka, spłynie na mnie fala miłości do mojego ciała? – zastanawia się Beata.

Czym jest ciałoneutralność dla facetów?

Dla Beaty neutralność to budowanie zdrowego podejścia do cielesności, z myślą o kolejnych pokoleniach. Dla Macieja, informatyka z Gdańska, neutralność wobec ciała to przede wszystkim świadomość i edukacja, uwolnienie się od ideałów narzucanych przez media.

– Kiedyś ważne było to, jak wyglądam. Dziś ważne jest to, co potrafię. A potrafię podnieść 150 kg sztangę w martwym ciągu. Potrafię robić przysiady, trzymając 110 kg na barkach. Kiedyś męskość definiowałem przez mięśnie, proporcje, procent tkanki tłuszczowej. Dzisiaj skupiam się na tym, co mogę osiągnąć – mówi trzydziestolatek, który ma za sobą długą drogę od pulchnego nastolatka, do silnego faceta.

– Najbardziej pomogła mi wiedza. Wiedza o tym, jak funkcjonuje ciało, jak może wyglądać. Ale też wiedza o tym, jak działają social media. Gdy masz świadomość, że influencerzy zatrudniają fotografów, robią zdjęcia w kilka dni, kiedy wyglądają najlepiej, wybierają najkorzystniejsze pozy i światło, wreszcie – obrabiają swoje fotografie, masz mniej pretensji do swojego ciała - wylicza.

– Kiedy wiesz, że Henry Cavill, przygotowując się do roli Wiedźmina, trenował przez wiele miesięcy pod okiem najlepszych ekspertów, miał idealnie zbilansowaną dietę i trzy treningi dziennie i nie musiał ich upychać między 8-godzinną pracą w korpo a odbieraniem dzieci ze szkoły, inaczej patrzysz na swoje ciało i swoje możliwości. Dla mnie ta ciałoneutralność to realizm w stawianiu sobie celów i niebiczowanie się, gdy coś nie wyjdzie – podsumowuje.

Jeśli ciałopozytywność to entuzjazm i intensywność właściwa pierwszym miesiącom nowego związku – wszystko jest piękne, godne uwagi i pochwały, to ciałoneutralność jest związkiem z dwudziestoletnim stażem – pełnym szacunku, ale też realizmu. To związek, w którym wiesz, że czasem zamiast porannego biegania potrzebny jest dłuższy sen i że zmienianie planów i modyfikowanie celów nie jest końcem świata.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Źródło artykułu:WP Kobieta
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (40)
Zobacz także