ModaWychodzi gruba kobieta na plażę i... świat się nie kończy

Wychodzi gruba kobieta na plażę i... świat się nie kończy

Wychodzi gruba kobieta na plażę i... świat się nie kończy
Źródło zdjęć: © 123RF
Aleksandra Kisiel
02.08.2019 13:46, aktualizacja: 22.08.2019 09:35

Plaża i wakacje są dla wszystkich. Bez względu na rozmiar. Choć trudno w to uwierzyć, większość plażowiczów ogląda fale czy ekran telefonu. - Na grubych ludzi mało kto zwraca uwagę - mówi w rozmowie z nami Ula Chowaniec, autorka bloga o ciałopozytywności.

Kobiety na całym świecie padają ofiarami przekonania, że na wyjście na plażę trzeba zasłużyć. I jak nie zrealizowałaś #wyzwaniabikini, #100dnidobikini czy innego internetowego programu i nie schudłaś 5-10-15 kg, to na plażę cię nie wpuszczą. Nie wpuszczą i koniec.

Kogo wpuszczą? Jeśli za wyrocznię uznać bulwarówki, Instagram i reklamy, prawo do plażingu i smażingu mają wyłącznie młode, białe, uśmiechnięte dziewczyny w rozmiarze 34. Ewentualnie 36 pod warunkiem, że mają odpowiednio duży biust. No w ostateczności w rozmiarze 38, ale tylko wtedy, gdy jest on wynikiem katorżniczej diety i zgubienia przynajmniej 30 kilo.

Reszta niechaj grzecznie schowa się w domu, wyciska siódme poty, trenując z aktualną fit-gwiazdą YouTube'a (bo trenowanie na siłowni wymaga sportowych ubrań i olaboga prowadzi do promocji otyłości, jeśli masz rozmiar 44 i paradujesz w legginsach Nike). Na plażę grubasom wstęp wzbroniony.

Kto tego wstępu zabrania? – Najczęściej zabraniamy same sobie – mówi Ula Chowaniec, autorka bloga o ciałopozytywności Galanta Lala. Ula przez lata nie chodziła na plażę. A jeśli chodziła, to ubrana po zęby i z ogromną obawą, że gdyby założyła kostium kąpielowy, całe Międzyzdroje miałyby używanie.

– Kostium kąpielowy zakładam od niedawna. Tak jak od niedawna chodzę w szortach po mieście latem. Świat się nie kończy, nikt nie zwraca uwagi na moje grube uda w krótkich spodenkach, a nawet jak zwraca, to czemu miałabym się tym przejmować? – pyta Ula, która dostaje coraz więcej wiadomości od czytelniczek bloga, które chwalą się, że po raz pierwszy od lat założyły bikini, krótką spódnicę czy szorty.

– I to jest namacalny efekt ciałopozytywności. Dziewczyny przestają sobie odmawiać i mówią: "A do cholery, dlaczego nie?!". No bo co się może najgorszego stać, jeśli wyjdę na plażę w kostiumie i zaznam lata takiego, jak wszyscy? Najgorsze, co się wydarzy, to wypowiedziany za plecami albo w twarz komentarz, że morze wyrzuciło wieloryba na brzeg. Przykro jest coś takiego usłyszeć pod swoim adresem, ale w którymś momencie musimy uznać, że czasy liceum się skończyły i zadecydować, że takie komentarze nie będą nas ranić – podpowiada Ula.

Jej zdaniem to przekonanie, że wszyscy na nas patrzą, gdy wychodzimy na plażę, jest mylne. – Ludzi naprawdę nie obchodzi, kto pojawia się na plaży. Nikt na nas nie patrzy, więc po co wprowadzać autocenzurę i odbierać sobie największą letnią przyjemność? – zastanawia się. Komentarze i przekonanie, że dla niedoskonałych ciał nie ma miejsca na plaży, nie są nowe. Blogerka wspomina wyjazdy na kolonie w dzieciństwie.

– Wychowawczynie siedziały nad morzem w spodniach i bluzkach. Matki biegały za dziećmi kompletnie ubrane albo w zabudowanych kostiumach. Może to wzorzec, który dostajemy w spadku od kobiet, które nas wychowują, przekonane, że trzeba się wstydzić ciała, które nie jest zgodne z umownymi standardami? – zastanawia się Ula. Wstyd i nerwy związane z wyjściem na plażę to uczucia uniwersalne. Z ankiety przeprowadzonej w 2017 roku przez serwis R29 wynika, że dla 73 proc. założenie kostiumu kąpielowego jest największym źródłem stresu, gdy mowa o ciele. Ankietowano pełen przekrój społeczeństwa: kobiety grube, szczupłe, z problemami skórnymi, rozstępami, bielactwem, młodsze i starsze.

To, że nasze głowy wypchane są stereotypami i przekonaniami o tym, co wypada, a co nie i że musimy dostać od kogoś zgodę na bycie sobą, pokazuje huraoptymistyczna reakcja na wypuszczoną przez H&M kolekcję kostiumów kąpielowych w rozmiarach od 32 do 54. Skoro jedna z największych sieciówek na świecie robi ubrania w "takich" rozmiarach, to może jednak wszystkim wolno wyjść na plażę i popływać w morzu? O kolekcji i kampanii z "prawdziwymi kobietami" (jakby Giselle Bundchen czy Anja Rubik prawdziwe nie były) rozpisywały się wszystkie lajfstajlowe media.

Dla marki oznaczało to sukces. Dla grubych kobiet – spory zawód. Bo choć faktycznie, rozmiarówka była szersza, to te najładniejsze, najbardziej kolorowe i najbardziej zgodne z trendami kostiumy robiono maksymalnie w rozmiarze 44, a bikini, nawet te większe, mogły nosić tylko posiadaczki mniejszego biustu. Miseczki w dwuczęściowych kostiumach były maksymalnie do rozmiaru E, w porywach – F. Dodajmy jeszcze, że "niestandardowe" rozmiary dostępne były tylko w sieci. Ula Chowaniec mówi, że to norma, bo sama przywykła już, że ubrania kupuje przede wszystkim w internecie.

–To jest kolejny powód, dla którego sporo kobiet, zwłaszcza starszych na plażę nie wychodzi. Bo nie ma w czym. W stacjonarnych sklepach są matroniaste, bardzo zabudowane, jednoczęściowe kostiumy, rozmiarówka – uboga, więc zostaje tylko internet – mówi Ula. - A pokolenie naszych mam i babć w internecie nie kupuje.

Wokół mody plażowej w dużych rozmiarach narosło wiele stereotypów. – Dziewczynom przez lata "wciskano" tankini, pareo, jednoczęściowe kostiumy w przekonaniu, że grube ciała trzeba zasłaniać. No to uwaga, będzie rewelacja – dramatycznie zawiesza głos. – Jak nosisz rozmiar 50, założysz tankini i wyjdziesz na plażę, to nadal będziesz nosiła rozmiar 50! – śmieje się.

– Jak jesteś gruba i masz na sobie mokrą lycrę, to nieważne, czy tej lycry jest mniej, czy więcej, czy są falbanki, plisy, szorty i kąpielowa spódnica, i tak będzie widać, że jesteś gruba. I to jest okej! – przekonuje, ale w duchu ciałopozytywności dodaje, że każdy może wyjść na plażę w tym, w czym chce. W tankini, spodniach, bikini czy burce. Grunt to znaleźć taki strój, żeby dodał nam odwagi, a przynajmniej – nie utrudniał tego wielkiego kroku.

– Sprawa wygląda tak. Jak chcesz wyjść na plażę, to włóż kostium, klapki, otwórz drzwi i idź – śmieje się autorka bloga Galanta Lala. – Szybko przekonasz się, że świat się nie skończył. Jeśli wolisz metodę małych kroków, zacznij od kilku wizyt na basenie, żeby nabrać pewności siebie, a gdy będziesz już na urlopie, wybierz moment, kiedy na plaży będzie mniej ludzi lub otocz się grupą, której ufasz, którą znasz i która będzie stanowiła twój bufor – podpowiada.Naprawdę nie warto rezygnować ze słońca, które grzeje skórę, słonej bryzy i chłodnych fal, bo wydaje nam się, że to przyjemność zarezerwowana dla Aniołków Victoria's Secret i fit-trenerek z Instagrama.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (769)
Zobacz także