"Wystarczy jedna rewolucja". Grzech matek, które posyłają dziecko do żłobka
"Wyobraźcie sobie, że idziecie do nowej pracy i przy okazji zamierzacie schudnąć 15 kg, albo w miesiąc nauczyć się nowego języka. To się nie uda" – pisze Dominika Wojsz. O tym, jak przygotować dziecko do pierwszej wielkiej zmiany opowiadają nam mamy i psycholog dziecięcy.
28.08.2018 | aktual.: 28.08.2018 18:39
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Podczas gdy rodzice dzieci w wieku szkolnym szaleją z wyprawkami i wypełnianiem wniosków o 300 plus, mamy młodszych pociech nie pozostają w tyle i również szaleją – tyle że ze stresu. Newralgicznym punktem rodzicielstwa jest bowiem posłanie malucha do żłobka, co często oznacza pierwszą tak długą i systematyczną rozłąkę.
Mamom pękają serca, starają się jednak jak najlepiej przygotować dziecko do pierwszej ogromnej zmiany. Jak pisze na Facebooku "Mama lekarz rodzinny", czyli Dominika Wojsz, lekarz rodzinny i couch, często obierają jednak najgorszą z możliwych strategii. Jak mówią – dobrymi chęciami piekło jest wybrukowane.
"Dzisiaj mój gabinet odwiedziło kilka równie zestresowanych mam, chcących w tym momencie wprowadzać zmiany w życie rodzinne w związku z przełomową chwilą. Jedna chciała zacząć odpieluchowanie, inna samodzielne spanie, a ostatnia odzwyczajania od smoka. Wiem, że są też placówki, które "zalecają" odstawienie od piersi. Tymczasem to fatalny moment na takie rewolucje! Wyobraźcie sobie, że idziecie do nowej pracy i przy okazji zamierzacie schudnąć 15 kg, albo w miesiąc nauczyć się nowego języka. To się nie uda! Czasem adaptacja do nowej sytuacji trwa pół roku, a nawet dłużej. Dlatego warto malcowi zapewnić jak najbardziej komfortowe warunki" – pisze między innymi Wojsz.
Jej opinię potwierdza psycholog dziecięcy Aleksandra Piotrowska. – Im mniej rewolucji w tym trudnym dla całej rodziny okresie, tym lepiej – twierdzi. Zgodnie z tym zaleceniem postępuje Malina, mama trzyletniej Zoi i 13-miesięcznego Florka. – Synek w trakcie adaptacji rzeczywiście wymaga więcej uwagi. Dlatego poza wyzwaniem, jakim jest żłobek, odrzucam wszystkie inne, takie jak odstawienie jedzenia w nocy i porzucenie smoczka – tłumaczy.
"Od urodzenia trzeba budować zaufanie do naszych słów"
Tymczasem wielu rodziców zastanawia się nad tym, czy na pewno ich dziecko jest już w tym wieku, w którym posłanie go do żłobka będzie odpowiedzialne i do przeżycia przez obie strony – wszak "dopiero co się urodziło". Teoretycznie do żłobka przyjmuje się dzieci między 20. tygodniem, a 3. rokiem życia. Po tym okresie odpowiednim miejscem dla malucha jest już przedszkole.
Malina jest obecnie w okresie adaptacji żłobkowej 13-miesięcznego Florka, bo wkrótce wraca do pracy. Zostawia syna na trzy godziny i stopniowo będzie wydłużać ten czas do sześciu. Jej zdaniem stres spowodowany nową sytuacją niwelują dwie kwestie – zaufanie względem placówki i zaufanie dziecka do słów rodzica.
Zobacz także
Jej pierwsze dziecko, trzyletnia dziś Zoja, była "podlewana jej obawami względem kompetencji pań". Dziś Malina już wie, że wychowawczynie są fantastyczne i uważa, że jej syn na pewno to czuje. – Poza tym od urodzenia trzeba budować zaufanie dziecka do naszych słów. Trzeba zawsze mu tłumaczyć, co się będzie z nim robiło, co go czeka. "Teraz zmienię ci pieluszkę" czy "wytrę ci nosek". Dzięki temu maluch wie, że jest związek przyczynowo-skutkowy między słowami a czynami. Dlatego jak potem mówię synowi w drzwiach żłobka, że wrócę po niego po obiedzie, to jemu łatwiej jest przyjąć to za pewnik – tłumaczy Malina.
Czy niewiele ponad roczne dziecko zrozumie związek przyczynowo-skutkowy? – Tak, jeśli miało szansę wcześniej poznać jego działanie. Dlatego warto nie traktować dzieci jak rzeczy – twierdzi Malina.
"Jak wyjdę, to porozpacza, a potem zapomni"
Sytuacja syna Ewy była nieco mniej komfortowa, choć tak naprawdę nie musiała posyłać 1,5-rocznego Witka do żłobka – zrobiła to, bo malucha "nosiło", ciągnęło do innych dzieci. - Pierwszego dnia byłam tam z nim przez dwie godziny, nawet nie zszedł mi z kolan. Wiedział, co jest grane i bał się, że go tam zostawię. Drugiego dnia było to samo, z tą różnicą, że zaczął się bawić. Ale musiałam być obok, nie spuszczał mnie z oka, mimo że wcześniej nie raz zostawał na noc u mojej mamy, a jak byliśmy gdzieś u znajomych, czy na wakacjach, to nie miał problemu, żeby sobie samemu wojować – opowiada 30-latka.
Witek był zestresowany, ale próbował sobie jakoś z tym poradzić. Znalazł zabawkowy wózek sklepowy i jeździł nim po sali – był to dla niego rodzaj zasłony przed innymi. Kiedy podeszło do niego inne dziecko, chcąc zabrać mu wózek, Witek wpadł w totalną rozpacz i histerię. Pierwszy raz w życiu aż do tego stopnia. - Zabrałam go wtedy, ale też rozmawiałam z opiekunką, która powiedziała mi, że to prawdopodobnie moja obecność go tak rozstraja, bo on się czuje zagrożony tym, że wyjdę. A jak już wyjdę to porozpacza, ale potem zapomni – tłumaczy Ewa.
Zaczęła więc go zostawiać i każdego dnia było coraz lepiej, choć płakał zawsze przy rozstaniu. Zapłakany wchodził do sali z misiem w rączce, ale nie trzeba go było odrywać od mamy siłą. Po kilku dniach uspokoił się. Zaufał, że mama na pewno wróci.
O to, kiedy najbezpieczniej posłać dziecko do żłobka i kiedy nie wywoła to u niego bezdennej rozpaczy, zapytałam psycholog dziecięcą. - Są różne szkoły w tej kwestii. Niektórzy lekarze i psychologowie zalecają, żeby do żłobka posłać dziecko w 6. czy 7. miesiącu życia, bo wtedy ono jeszcze nie będzie tak silnie odczuwać rozłąki. Dopiero w 8. miesiącu dziecko rozwija się społecznie na tyle, żeby podzielić ludzi na znanych i obcych. Z drugiej strony taki półroczny maluch wciąż uczony jest przez rodziców m.in. rozpoznawania wyrazów mimicznych i nie wiem, czy dobrym pomysłem jest przerywanie tego. To temat na bardzo długą dyskusję – tłumaczy dr Aleksandra Piotrowska.
"Maluch plus"
Niestety w Polsce wciąż wielu rodziców chciałoby mieć takie problemy. Bo choć od 2018 roku rząd, w ramach programu "Maluch plus", przeznacza 450 mln złotych rocznie na miejsca opieki dla najmłodszych dzieci, to w żłobkach jest miejsce dla 106 tys. dzieci. Mówi się, że to już "raczkowanie" w stronę Zachodu, ale tym, którzy tak twierdzą, warto przypomnieć, że w 1989 roku miejsce w żłobku było dla… 106 tys. (!) dzieci. W ciągu 29 lat niewiele się w tej kwestii zmieniło. Zwłaszcza, że – jak podaje "Forbes" – tylko 10 proc. maluchów ma szansę na miejsce w żłobku, a w 70 proc. gmin miejsc opieki nad maluchami nie ma w ogóle.