Gwiazdy„Z mężczyzną trzeba się obchodzić jak z jajkiem”

„Z mężczyzną trzeba się obchodzić jak z jajkiem”

- Jeśli to my nie podejmiemy żadnych ważnych decyzji i nie zasugerujemy ich kilkakrotnie mężczyznom, to nie będzie wspólnego mieszkania, ślubu, dzieci. Faceci są bardzo wygodni i nie lubią zmian ani nadmiernej odpowiedzialności, bo skoro życie w luźnym związku do tej pory się sprawdzało, to po co w ogóle coś zmieniać?

„Z mężczyzną trzeba się obchodzić jak z jajkiem”
Źródło zdjęć: © 123RF

14.09.2012 | aktual.: 14.09.2012 15:01

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

- Jeśli to my nie podejmiemy żadnych ważnych decyzji i nie zasugerujemy ich kilkakrotnie mężczyznom, to nie będzie wspólnego mieszkania, ślubu, dzieci. Faceci są bardzo wygodni i nie lubią zmian ani nadmiernej odpowiedzialności, bo skoro życie w luźnym związku do tej pory się sprawdzało, to po co w ogóle coś zmieniać? – twierdzi 31-letnia Marta, product manager w międzynarodowym koncernie. Z jednej strony mówi się, że za mężczyzn trzeba podejmować pewne decyzje, z drugiej ciągle powtarza, by za mocno nie naciskać, bo można ich spłoszyć. Jak w tym wszystkim się odnaleźć? Czy to oznacza, że z facetem należy się obchodzić jak z jajkiem?

- Spotkałam się ostatnio z dawną znajomą, której nie widziałam kilka lat. Po kilkunastu minutach rozmów o tym, co u kogo się wydarzyło, oczywiście zeszło na rozmowy o mężczyznach. Opowiedziała mi kilka historii, dokładnie też opisała swoją sytuację i wniosek był jeden: faceci lubią w życiu wygodę, więc niechętnie decydują się na jakiekolwiek zmiany – mówi Marta. Jeśli dokładnie przyjrzymy się zaprzyjaźnionym parom i zapytamy tych, którzy szczerze odpowiedzą na każde pytanie, to może się okazać, że jest w tym sporo prawdy.

Po co zmieniać coś, co gra

Spotykałam się kiedyś z facetem, który miał sobie wiele do zarzucenia, ale w jednej kwestii był mistrzem: bez względu na to, czy wypadało skłamać czy nie, był zawsze szczery, często wręcz do bólu. Kilka miesięcy po tym, jak się rozstaliśmy, wpadliśmy na siebie na ulicy. Poszliśmy we dwoje na kawę, żeby powspominać dawne czasy. W pewnym momencie wziął mnie za rękę, spojrzał mi prosto w oczy i powiedział: „Aniu, ty jesteś za dobra dla facetów. Zapamiętaj sobie jedno: to kobieta decyduje, kiedy wyjdzie za mąż. Mężczyźni nie chcą się oświadczać, trzeba im dać znać, że tu i teraz, albo mogą zapomnieć o tym wszystkim, co było. Żaden z nas nie chce tak po prostu dla własnej przyjemności się ożenić. O tym musi zadecydować kobieta i dać znać”.

Na początku pomyślałam, że to tylko jego podejście, ale kiedy zaczęłam pytać kolegów, znajomych, współpracowników, okazało się, że nie on jeden jest tego zdania.

- Jasne, po co coś zmieniać, skoro wszystko gra? – dziwi się 27-letni Andrzej. - Jeśli spotykam się z dziewczyną, każde z nas ma swoje mieszkanie, ale widzimy się kilka razy w tygodniu: śpimy razem, mamy genialny seks, chodzimy sobie do kina, teatru czy na imprezy, to po co miałbym z nią zamieszkać? Tak śpimy razem wtedy, kiedy obydwoje tego chcemy, ale w każdej chwili możemy mieć przestrzeń dla siebie. Tak samo wygląda sytuacja ze ślubem, dziećmi czy wspólnym kredytem. Większość moich kolegów te decyzje podjęła dlatego, że spodziewali się niezadowolenia z drugiej strony, więc zrobili to dla świętego spokoju – dodaje.

Tego jeszcze nie próbowałem

Tomek jest jeszcze młody, ma 23 lata. Od dwóch lat spotyka się z 25-letnią Agnieszką.

- Nigdy wcześniej nie miałem dziewczyny na poważnie. Zdarzały się jakieś przelotne znajomości, ale to wszystko. Po prostu nie poznałem nikogo, w kim bym się zakochał – opowiada i dodaje, że z Agnieszką wpadł po uszy od samego początku. – Zwariowałem już po pierwszym spotkaniu, a potem było tylko gorzej i tak już do dziś zostało – śmieje się.

Przyznaje, że mimo wielkiego uczucia, bardzo bał się podejmować jakiekolwiek ważne decyzje. – Nigdy wcześniej nie byłem w sytuacji, w której dzwoniłem i mówiłem, gdzie jestem, bo ktoś może się o mnie martwić. Nie wiedziałem, czy wspólne mieszkanie mi się spodoba, więc powiedziałem o tym wprost. Sam na pewno nie zdecydowałbym się na taki krok, bo bałbym się, że to może coś popsuć między nami. Skoro do tej pory było tak dobrze, jak nigdy dotąd i stan tak długo się utrzymywał, to po co ryzykować, że wpadniemy w jakąś rutynę? – opowiada o swoich obawach Tomek.

Na szczęście był otwarty i szczery także wobec swojej dziewczyny. – Taką rozmowę mieliśmy po roku znajomości. Przedstawiłem jej wtedy swój punkt widzenia, a ona wytłumaczyła mi, że chciałaby wracać do naszego mieszkania i powoli budować coś więcej. Zaproponowała, żebyśmy spróbowali pomieszkiwać razem w weekendy, z czasem zwiększyliśmy liczbę dni, ale ciągle każde z nas miało swój kąt. Spodobało mi się. Okazało się, że to nie jest tak, że nie mogę nigdzie wyjść, a każdy wieczór powinienem spędzać z nią. Agnieszka ma sporo znajomych i wychodzi tak dużo, że to raczej ja dzwonię i pytam, czy w końcu wróci do domu. Jest dobrze, robimy coś wspólnie, ale nikt nie wchodzi sobie w drogę – dodaje.

Warto „sugerować” pewne rozwiązania

Wniosek? Jeśli zależy nam na tym, żeby wspólnie zamieszkać, wyjechać na wakacje czy zacząć planować wspólną przyszłość, powinnyśmy delikatnie sugerować. Czy nie jest jednak tak, że mężczyźni uciekają na hasło: „ślub” albo „dziecko”?

- Ale tego nie mówi się wprost – śmieje się Justyna, która wyszła za mąż w zeszłym roku. – Ja mogę uczciwie powiedzieć, że to była przemyślana strategia. Przyglądałam się też moim koleżankom: część mówiła szczerze o swoich „trikach”, a część nie chce się przyznać do tego, że w jakikolwiek sposób próbowały wpłynąć na decyzję faceta – mówi Justyna.

– Oczywiście, wszystko trzeba robić z wyczuciem i nie od razu. Drobne żarty, delikatne sugestie. Pamiętam, że u mnie to się zaczęło od tekstów typu: „A widzisz na moim palcu obrączkę, żeby za mnie decydować?” albo staliśmy kiedyś przed wystawą sklepową i Marcin powiedział, że jak wygra w totolotka, to kupi mi naszyjnik z diamentami. Powiedziałam, że wolałabym pierścionek. Czasem pokazywał mi małe wersje butów czy jakąś książkę z naszego dzieciństwa, więc rzucałam niby żartem „Będziemy kiedyś to czytać naszym dzieciom?”, żeby zobaczyć, jak on w ogóle na to reaguje. Reagował dobrze, nie uciekał, tylko sam podpowiadał, co jeszcze będziemy im kupować, więc uznałam, że jestem już na dobrej drodze - dodaje Justyna.

Czy to oznacza, że nie mamy już co liczyć na silnych, zdecydowanych facetów, którzy sami będą chcieli decydować: „teraz chciałbym się ożenić i zostać ojcem”? Chyba lepiej żyłoby się ze świadomością, że nie musimy ważyć każdej wypowiedzi, żeby dać znać, ale nie przesadzić…

(asz/sr)

POLECAMY:

Komentarze (19)