Blisko ludziZa aborcję wsadzili ją do więzienia. Po latach koszmaru otrzymała azyl

Za aborcję wsadzili ją do więzienia. Po latach koszmaru otrzymała azyl

Poroniła we własnej łazience. Pogotowie zabrało ją do szpitala, ale tam zamiast słów wsparcia, usłyszała zarzuty. Maria Teresa Rivera została oskarżona o umyślne wywołanie aborcji. Sąd skazał ją na 40 lat więzienia. Teraz kobieta otrzymała azyl polityczny. To pierwszy taki przypadek w historii.

Za aborcję wsadzili ją do więzienia. Po latach koszmaru otrzymała azyl
Źródło zdjęć: © Twitter
Magdalena Drozdek

13.04.2017 | aktual.: 13.04.2017 21:11

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Ta historia zaczęła się w 2011 roku. Maria Teresa mieszkała razem ze starszym synem i teściową, mąż odszedł kilka lat wcześniej. Kobieta nie miała pojęcia, że jest w ciąży. Którejś nocy obudziła się, bo dokuczał jej silny ból w podbrzuszu. Zanim zemdlała w łazience, poczuła, jak strużka krwi spływa po jej nogach. Poroniła. Niedługo później w kałuży krwi znalazła ją teściowa.

Maria Teresa obudziła się w sali szpitalnej. Zamiast lekarza, obok łóżka zobaczyła prokuratora. Została oskarżona o celowe wywołanie aborcji. 28-latce nikt nie chciał uwierzyć, że nie wiedziała o ciąży. Sprawa szybko trafiła do sądu.

- Gdy zapadł wyrok, poprosiłam Boga o siłę. Mówiłam: "Panie, mój syn będzie miał 45 lat, gdy stąd wyjdę" - wyznała podczas rozmowy z pracownikami Amnesty International.

Skazano ją na 40 lat za zabójstwo kwalifikowane. Proces relacjonowały media w całym kraju. Organizacje międzynarodowe punktowały, że nie było żadnych dowodów, które wskazywałyby, że rzeczywiście jest winna. Skazano ją dla zasady.

Lata spędzone w celi były dla kobiety koszmarem. W przepełnionym więzieniu Illopango źle traktowały ją zarówno strażniczki, jak i współwięźniarki. Jak wskazują działacze, to efekt wieloletniego spychania aborcji do podziemia. – Rozumiem już, czemu tak wiele kobiet nie przyznaje się, dlaczego tu trafiły. Tak źle się nas traktuje. Mówią o takich jak ja "pożeraczki dzieci", biją, torturują. Ale ja wiedziałam, że nie zrobiłam nic złego, więc próbowałam się im postawić. Inne kobiety przychodziły do mnie i prosiły o kontakt do mojego prawnika, bo tylko tak mogły otrzymać jakąś pomoc – opowiadała Rivera w wywiadzie z 2016 roku.

W tym samym roku sąd ponownie przyjrzał się jej sprawie. Uznano, że nie było dowodów, by ją skazać. Maria Teresa po czterech latach spędzonych w więzieniu została uniewinniona. Na tym jednak nie skończyła się jej historia. W kraju wszyscy wiedzieli, kim jest. Nagonka na kobietę nie kończyła się, więc poprosiła o azyl w Szwecji.

I tak, po raz pierwszy w historii, przyznano azyl polityczny kobiecie oskarżonej o rzekome dokonanie aborcji. Szwedzka Agencja Migracyjna oświadczyła, że Rivera mogłaby być prześladowana przez społeczeństwo. – Nie ma żadnego powodu, aby przypuszczać, że traktowanie, które już raz przeżyła, nie powtórzy się – uznali pracownicy Agencji.

- Ważne, żeby ludzie w Salwadorze znali historię Marii Teresy, a także żeby rząd Salwadoru słuchał wspólnoty międzynarodowej, aby tego typu zdarzenia się więcej nie powtórzyły – powiedziała Morena Herrera, prezeska Obywatelskiej Grupy na rzecz Depenalizacji Aborcji.

Z miłości do kobiet...

W Salwadorze debatę o tym, czy i w jakiej sytuacji powinno się dopuszczać przerwanie ciąży, ucięto w 1998 r. Właśnie wtedy w tym środkowoamerykańskim państwie wprowadzono całkowity zakaz aborcji (wcześniejsze ustawodawstwo przypominało polskie rozwiązanie, zezwalające na aborcję w określonych przypadkach). Oznacza to, że w Salwadorze nie może jej się poddać ani kobieta, której życie jest poważnie zagrożone przez ciążę, ani ofiara gwałtu, choćby była jeszcze dzieckiem. Tymczasem w ogarniętym walkami gangów kraju, gdzie przemoc seksualna wobec kobiet już dawno sięgnęła zenitu, nie są to pojedyncze przypadki.

Jak podaje raport Amnesty International, lekarzom, którzy pomogliby dokonać aborcji, grozi kara od 6 do 12 lat więzienia. Kobiety ryzykują 2-8 lat. Ale wyroki bywają dużo wyższe, bo kobietom stawiane są czasem zarzuty zabójstw z premedytacją, za które grozi nawet 50 lat więzienia.

Do więzienia trafiają też te kobiety, które urodziły przedwcześnie. Tak było w przypadku Mirny Ramirez, o której rozpisywały się media na całym świecie. Z łazienki, gdzie sąsiad odebrał jej poród, trafiła prosto na posterunek.

- Wciąż krwawiłam, gdy mnie zabierali. To cud, że przeżyłam. Nie otrzymałam żadnej opieki medycznej. To było jak koszmar. Nigdy nie myślałam, że mogliby wsadzić mnie do więzienia – mówiła w jednym z wywiadów.

Malec przeżył, ale matka za urodzenie dziecka dwa miesiące przed terminem, została skazana na 15 lat pozbawienia wolności. Proces trwał tylko kilka minut. W więzieniu spędziła 12 lat. Wyszła dzięki interwencji działaczy organizacji międzynarodowych. Obrońcy praw człowieka przypisali jej sprawę do tzw. "Las 17", czyli siedemnastu kobiet, które skazano za próbę zabicia swoich nienarodzonych dzieci na 40 lat za kratami.

Salwador to nie jedyne latynoskie państwo z tak sztywnymi zasadami. Podobne przepisy funkcjonują też w Chile i Nikaragui. Tu doktorzy mają obowiązek zgłaszać każdy podejrzany przypadek. Jeśli uważają, że kobieta mogła chcieć przerwać ciążę, dzwonią na policję. Zatajenie sprawy grozi długimi wyrokami także dla nich.

Komentarze (25)