Podejrzewano, że pije. Nikt nie wiedział, co stoi za jego zachowaniem
9 października 2006 r. zmarł Marek Grechuta, ikona polskiej sceny muzycznej. Choć jego życie zawodowe było pełne sukcesów, w życiu prywatnym musiał mierzyć się z rodzinnym dramatem i własną chorobą. Ta zmieniła go nie do poznania.
Marek Grechuta, jeden z najwybitniejszych polskich artystów, w życiu prywatnym zmagał się z dramatem, który wpłynął na jego psychikę. W lutym 1999 roku z domu niespodziewanie zniknął jego jedyny syn, Łukasz. Wyszedł pod pretekstem spotkania i nie wrócił. Przez kilkanaście dni rodzina nie miała o nim żadnych wiadomości. Zrozpaczeni rodzice powiadomili policję. Wkrótce udało się go odnaleźć przypadkiem – rozpoznał go funkcjonariusz w Jeleniej Górze i odwiózł na komisariat. Wydawało się, że sytuacja została opanowana, jednak niedługo potem Łukasz ponownie zniknął, tym razem na dłużej.
Na odchodne miał powiedzieć, że chce podróżować po Polsce. W jednym z wywiadów Marek Grechuta mówił wówczas: - Łukasz jest samotnikiem. Był zafascynowany pracą Alberta Chmielewskiego. Mówił, że postanowił żyć w ubóstwie. (...) Tuż przed zniknięciem wiele spraw mu się nie układało. Miał kłopoty z dziewczyną i z pracą. Powtarzał, że chce się zastanowić nad własnym życiem, że musi sobie pewne sprawy przemyśleć.
Oskar Cyms NIE TOLERUJE śpiewania z playbacku. Czy kiedykolwiek zdarzyło mu się z tego skorzystać? Oto co powiedział
Rodzice rozpaczliwie próbowali znaleźć syna. Zatrudnili nawet detektywa i apelowali do syna o powrót – najpierw w prasie, później w programie "Ktokolwiek widział, ktokolwiek wie…". Widzowie byli świadkami wzruszającej sceny: w trakcie emisji odezwał się telefon, a w słuchawce padły słowa: "Mamo, ja wracam do domu". Jednak mimo tej obietnicy Łukasz przez wiele miesięcy nie pojawił się u rodziców. Dopiero w 2001 roku rodzina otrzymała sygnał od syna, że żyje – okazało się, że przebywa we Włoszech. Danuta Grechuta odnalazła go w ambasadzie w Rzymie i sprowadziła do kraju.
Sam Łukasz po latach tłumaczył, że jego zniknięcie było rodzajem pielgrzymki duchowej. Podróżował samotnie, pieszo, a swoją wędrówkę zakończył w Rzymie, uczestnicząc we mszy odprawianej przez papieża. - Czasem, kiedy myśli się o Bogu, zapomina się nawet o bliskich. Ludziom w dzisiejszym świecie trudno jest zrozumieć tych, którzy patrzą na świat w inny sposób. (...) To, że nie zadzwoniłem do domu, trudno prosto wytłumaczyć. Moje zachowanie może być odebrane jako dziwne, ale wtedy miałem taką potrzebę ducha - wyznał w rozmowie z "Galą".
Choć Łukasz wrócił, jego ucieczka miała wpływ na zdrowie Marka Grechuty, który zmagał się z chorobą afektywną dwubiegunową. Zaczęto przypisywać mu nawet alkoholizm. Grechuta potrafił wyjść bez słowa z próby, miewał nieskoordynowane ruchy i problemy z koncentracją. To były jednak skutki silnych leków. Jego żona Danuta Grechuta w książce poświęconej mężowi podsumowała jego życie:
"Jeżeli w tej chwili mówimy o przykrych stronach życia, które i tak każdego dosięgną, to u Marka pojawiły się one dopiero pod koniec. Najsmutniejsze jest to, że choroba przygniotła go, gdy chciał jeszcze występować. Ale w takim stanie byłby zmuszony prezentować swą ułomność. Oprócz ostatniego etapu bytności męża na ziemi całe jego życie toczyło się tak, jak pan Grechuta tego sobie życzył. Nie przesadzał w liczbie koncertów, oczywiście nie licząc początków kariery. Nigdy nie miał pragnień, by sięgać po wielkie dobra. Żył tak, jak chciał".
Zapraszamy na grupę na Facebooku - #Samodbałość. To tu będziemy informować na bieżąco o wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was!
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl.