Blisko ludziZaakceptujesz moje dziecko?

Zaakceptujesz moje dziecko?

Zaakceptujesz moje dziecko?
Źródło zdjęć: © Hemera
04.07.2011 12:36, aktualizacja: 04.07.2011 12:56

Każdy człowiek niesie na plecach pewien życiowy bagaż. Wiążąc się z daną osobą, wiążemy się też z jej problemami w pracy, rodzicami, przyjaciółmi, a nawet migrenami i upodobaniami kulinarnymi. Czasami w pakiecie dostajemy też dziecko. Wiele osób związek z tatusiem albo mamusią przerasta emocjonalnie. Niektórzy na samo słowo „dziecko” reagują ucieczką.

Każdy człowiek niesie na plecach pewien życiowy bagaż. Wiążąc się z daną osobą, wiążemy się też z jej problemami w pracy, rodzicami, przyjaciółmi, a nawet migrenami i upodobaniami kulinarnymi. Czasami w pakiecie dostajemy też dziecko. Wiele osób związek z tatusiem albo mamusią przerasta emocjonalnie. Niektórzy na samo słowo „dziecko” reagują ucieczką.

Na szczęście bywają i tacy, którzy podejmują wyzwanie zostania macochą, ojczymem albo po prostu „nowym facetem mamy”. Jest to decyzja niełatwa, ale jak mówią: miłość cierpliwa jest, łaskawa jest i na pewno pomaga wytrwać w trudnych chwilach. A tych będzie niemało. I chociaż cudze dziecko w domu nie jest tak straszne, jak je malują, to jednak nawet najsłodszy aniołek w blond loczkach może być źródłem wielu stresów.

Pierwsze spotkanie...

Pierwsza konfrontacja z dziećmi przypomina rozmowę o pracę. Stawką jest etat nowego partnera jednego z rodziców, a konkurencja (drugi rodzic) jest w zasadzie nie do pokonania. Problem jest tym większy, im starsze i bardziej świadome są dzieci. – Byłam bardzo zestresowana pierwszym spotkaniem z Pawłem. Wiedziałam, że będzie mnie porównywał do własnej mamy, i że w jego oczach jestem kimś, kto uniemożliwia ponowne zejście się rodziców – mówi Agnieszka, od dwóch lat w związku z Maćkiem, ojcem siedemnastoletniego Pawła i czternastoletniej Ani.

– Na szczęście było bardzo sympatycznie. Dużo gorzej przyjęła mnie Ania, którą poznałam kilka tygodni później. Okazało się, że aż do momentu, kiedy mnie zobaczyła, w ogóle nie wiedziała o moim istnieniu. Nie wyglądała na zadowoloną, czemu zresztą się nie dziwię. Bałam się Ani do tego stopnia, że poprosiłam Pawła, którego już trochę znałam, żeby siadł między mną a nią. Bardzo go to rozbawiło.

Znane powiedzenie mówi, że to właśnie pierwsze wrażenie jest najważniejsze. Kilka chwil może zdecydować o tym, jak będziemy postrzegani w przyszłości. Najgorsze jest to, że takie pierwsze wrażenie bardzo trudno naprawić, a bardzo łatwo popsuć. – Na początku było nawet dobrze – mówi Agnieszka. – Problemy zaczęły się potem, kiedy zaczęłam z dziećmi spędzać więcej czasu, a one miały więcej możliwości, żeby mnie oceniać. Pamiętam, że Ania palcem sprawdzała, czy mam kurz na półkach w domu. Przed jej przyjazdem sprzątałam jak szalona. Bardzo zależało mi na jej akceptacji ze względu na Maćka.

Problemy dnia codziennego...

Nawet kiedy relacje między nowym partnerem a dziećmi już się unormują, zdarzają się sytuacje niekomfortowe. Najprostsze czynności urastają czasem do rangi ogromnego problemu. – Kiedy wracałam z zakupów z czymś słodkim dla swoich dzieci, a Ania akurat przyjechała na weekend z Maćkiem, zawsze kupowałam też coś dla niej – wspomina Agnieszka. – Wydawało mi się to normalne. Ale za którymś razem zaczęłam się zastanawiać: czy ona nie potraktuje tego jako łapówki, jako próby kupienia sobie jej sympatii? Doszło do tego, że powiedziałam jej wprost, żeby nie traktowała tych drobnych „prezentów” w taki sposób.

Problemem mogą być też drobne przyzwyczajenia. Każdy z nas jakieś ma, nawet jeśli nie do końca zdaje sobie z tego sprawę: to może być na przykład nieskładanie łóżka, zostawianie butów przy drzwiach, zamiast w szafce, wchodzenie do pokoju bez pukania. Takie drobnostki potrafią bardzo irytować, kiedy się ze sobą spędza wiele czasu.

Zwykle domownicy – w mniej lub bardziej cywilizowany sposób – zwracają sobie uwagę. Ale co zrobić, jeśli do granic możliwości irytuje nas zachowanie dziecka partnera, którego przecież nie mamy prawa wychowywać, i które jest dla nas właściwie obcym człowiekiem? – Ania nie zasłania ust, kiedy kaszle – opowiada Agnieszka. – Wiem, że to nie przestępstwo, ale i tak działa na mnie jak czerwona płachta na byka. Długo się zastanawiałam, czy coś powiedzieć, czy nie. W końcu się nie odważyłam. Poprosiłam Maćka, żeby przy okazji zwrócił jej uwagę.

Duchy przeszłości...

Dzieci nie tylko porównują nowego partnera rodzica do swojej mamy czy taty. Porównują też zachowanie rodzica w stosunku do tej partnerki. Jeżeli widzą, że tata lepiej traktuje swoją nową dziewczynę lepiej, niż traktował mamę, może to w nich wzbudzić niechęć, a nawet zazdrość i poczucie niesprawiedliwości.

– Maciek, kiedy jeszcze był ze swoją żoną, w ogóle nie zajmował domem – tłumaczy Agnieszka. – Sam się kiedyś do tego przyznał. Na początku naszego związku, kiedy Ania widziała go robiącego obiad albo wynoszącego śmieci, nie mogła powstrzymać się od ironicznych komentarzy. Tak było przez bardzo długi czas. Raz nawet zapytała mnie, jak mi się udaje zmusić ojca do sprzątania. Teraz jest na szczęście lepiej. Wydaje mi się, że zaczęła postrzegać zmianę w zachowaniu taty jako coś pozytywnego.

Grząski grunt...

Największą sielankę można zniszczyć w sekundę. Wystarczy jedno nierozważne słowo, jedno nadepnięcie na odcisk i wielomiesięczna praca nad budowaniem relacji idzie na marne. – Kiedyś rozmawiałam z Maćkiem przez telefon. Nie wiedziałam, że jest w samochodzie z dziećmi i ma włączony zestaw głośnomówiący – opowiada Agnieszka. – Nie pamiętam już, o czym mówiliśmy, ale wiem, że padły słowa: „wiesz, jaki mam stosunek do twojej żony”. Po tym incydencie moje stosunki z dziećmi Maćka bardzo się ochłodziły. I chociaż od tamtej chwili minęło wiele czasu i nikt już do sprawy nie wraca, nie sądzę, żeby Ania i Paweł kiedykolwiek zapomnieli o tamtym wydarzeniu.

Druga strona medalu...

Stres związany ze spotkaniem dzieci partnera jest ogromny, ale równie wiele nerwów może kosztować poznanie własnych dzieci z nowym towarzyszem czy towarzyszką życia. Do obaw związanych ze wzajemną akceptacją dochodzą dodatkowe wątpliwości: czy nie robię dzieciom krzywdy, narażając je na tyle silnych emocji? Takie myśli wciąż krążą po głowie czterdziestosześcioletniego Władysława: - Bałem się, że dzieci będą traktować moją nową partnerkę jak wroga numer jeden. Martwiłem się też, że będą zazdrosne o jej dzieci, że będą miały mi za złe, że spędzam z nimi dużo czasu.

Każdy konflikt między nowym partnerem a dziećmi może przerodzić się w brak akceptacji, a jawny brak akceptacji może w końcu doprowadzić rozstania. Kiedy na szali z jednej strony kładzie się dobro dzieci, a z drugiej własne szczęście, większość ludzi wybiera to pierwsze. – Gdyby doszło do sytuacji wyboru, wybrałbym dzieci – mówi Władysław. – Chociaż kiedyś wyobrażałem sobie, jakby to się mogło skończyć. Ja wybiorę dzieci, a one dorosną, wyjadą. Najpierw będą dzwonić codziennie, potem raz na miesiąc, a potem raz na pół roku. Może przyjadą na Boże Narodzenie, a może nie.

(bb)

Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (8)
Zobacz także