Zakaz wesel w czerwonej strefie, w żółtej duże ograniczenia. "Branża weselna właśnie została zaorana"
Premier Mateusz Morawiecki ogłosił w czwartek zmiany w kwestii organizacji wesel. Restrykcyjne obostrzenia są gwoździem do trumny dla branży weddingowej. "Kilka dziewczyn miało łzy w oczach" - mówi Tomasz Jasiński, właściciel sali weselnej.
15.10.2020 19:28
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Mateusz Morawiecki ogłosił nowe zasady bezpieczeństwa w żółtych i czerwonych strefach, które odnoszą się m.in. do kwestii organizacji przyjęć weselnych. W żółtej wesela mogą być organizowane na maksymalnie 20 osób i jednocześnie z zakazem zabaw tanecznych. Z kolei w czerwonej strefie organizacja wesel będzie całkowicie zabroniona. Obostrzenia dotyczącej wesel wchodzą w życie od 19 października.
Ta decyzja jest trudna do zaakceptowana nie tylko dla osób, które na dniach planowały wziąć ślub i wyprawić przyjęcie, ale dla całej branży weddingowej, która i tak jest w kiepskiej sytuacji od ponad pół roku.
Straty będą nieuniknione
Tomasz Jasiński, właściciel sali i hotelu na Nowosądecczyźnie jest podłamany. - Branża weselna właśnie została "zaorana". To, co zostało zapowiedziane, nie pozostawia złudzeń na w miarę szybki powrót do normalności. Sezon się skończył i zacznie za pół roku. Idzie dla nas ogromnie ciężka zima. W tym roku mieliśmy zorganizować jeszcze jakieś 7 wesel. Prawdopodobnie nie będzie żadnego - powiedział w rozmowie z WP Kobieta.
Właściciel sali weselnej podejrzewa, że będzie stratny. - Będziemy musieli zwrócić zaliczki lub zorganizować w cenie jakąś inną usługę. Na przykład catering do domu na obiad weselny - mówi.
Wyliczenia nie pozostawiają złudzeń. - Do końca roku powinniśmy mieć obroty w granicach 350 tys. zł. Obroty, a nie dochody. Z tego może będzie z 50 tysięcy. Może, bo zbliżają się święta, oferty świąteczne, cateringu. Natomiast mamy jakieś 110 tys. zł kosztów stałych miesięcznie, więc rachunek jest prosty, ile będziemy w plecy - tłumaczy Jasiński.
Przedsiębiorca liczy na jakąkolwiek pomoc ze strony władz. - Jeśli rząd nie przygotuje szybko jakiejś pomocy dla branży, w dużej części firm będą zwolnienia, bo po prostu się nie da inaczej - ocenił.
Strach przed czarnym scenariuszem
Tomasz Jasiński ma nadzieję, że nie będzie musiał nikogo zwolnić. - Bardzo, ale to bardzo nie chcemy tego robić. Nie zwolniliśmy nikogo na wiosnę, teraz też byśmy nie chcieli - podkreśla. - Będziemy rozwijali działalność garmażeryjną, dowozy, coś musimy zrobić - dopowiada.
Właściciel sali nie kryje złości. - Mam duży żal, bo na początku wystrzelali się z pieniędzy i z tarcz, rozdając każdemu, kto chciał, czy potrzebował, czy nie potrzebował. Następnie zajmowali się wszystkim byle nie pandemią, wyborami, przekładaniem wyborów - twierdzi Jasiński.
Branża weddingowa jest w kiepskiej sytuacji i zdaniem Jasińskiego, to może przynieść opłakane skutki w przyszłości. - Teraz będziemy organizowali wesela nawet na 8 osób, bo lepiej coś zorganizować, niż zupełnie nic. Jednak boję się, że to, co się w tym roku stało, doprowadzi do wielu tragedii w branży. Ludzie po prostu nie wytrzymają zamknięcia na kilka miesięcy. Na gorąco rozmawiałem z personelem i kilka dziewczyn miało łzy w oczach - przyznał w rozmowie z WP Kobieta.
Zobacz także
Czy możemy spodziewać się strajków? - Wątpię, aby ludzie się tak zmobilizowali. Nasze pokolenie było nauczone ciężkiej pracy, tego, że jak sami nie zapracują, to nic nie będzie - ocenia przedsiębiorca z okolic Nowego Sącza.
Załamane są również osoby, które w najbliższym czasie miały się pobrać. Tomasz Jasiński wyjawił, że odebrał pięć telefonów od razu po zakończeniu rządowej konferencji. - Nastroje są bardzo złe. Załamane są szczególnie panny młode. Miał to być najpiękniejszy dzień w życiu, a jest to koszmar i płacz, że znowu trzeba przekładać - wyjawił.
Na koniec zapytaliśmy Tomasza Jasińskiego, czy wyprawianie wesela przy jednoczesnym zakazie zabaw tanecznych, ma sens. Odpowiedź jest jednoznaczna. - Wesele bez tańców nie wyjdzie. Zawsze będzie jakaś muzyka, a jak 2-3 osoby wypiją po trzy kieliszki, to zaraz pójdą w tańce. Wesela rządzą się swoimi prawami. Nawet dwudziestu osób nie utrzyma się ich przy stołach. Młodzi będą chcieli mieć chociaż namiastkę normalnego wesela. Oczywiście będziemy prosić ich, aby się powstrzymywali, ale boję się, jak to wyjdzie w praktyce - analizuje właściciel sali weselnej.