Rodzina zawodzi, przyjaciele zostają. Koronawirus stał się weselną wymówką
– Ze 140 zaproszonych osób przyszło zaledwie 50 gości i wykonawcy. Została niewyobrażalna ilość alkoholu i jedzenia. Wirus stał się idealną wymówką dla tych, którzy i tak nie chcieli przyjść. W większości odwoływała rodzina – opowiada Oliwia. Ich wesele kosztowało około 30 tys. złotych, gdyby wiedziała, że będzie mniej osób, zaplanowałaby je inaczej.
Kiedy Oliwia i Kacper potwierdzali liczbę gości, swoją obecność na weselu zadeklarowało 100 ze 150 osób. Później zaczęły się telefony. Głównie od rodziny. Goście tłumaczyli, że boją się koronawirusa, albo 3 dni przed weselem okazało się, że nie mają z kim zostawić psa. Byli też tacy, którzy nie powiedzieli nic. Poprosili swoją mamę, a ciocię Oliwii, żeby wyjaśniła ich nieobecność.
– Tylko pojedyncze przypadki były racjonalne. Ja rozumiem wydarzenia losowe, że ktoś miał wypadek albo pojawiła się śmierć w rodzinie. To naturalne, że taka osoba nie przyjdzie, ale niektórzy wysyłali wiadomość na Messengerze, że ich nie będzie, i koniec – dodaje rozczarowana panna młoda.
Przyjaciół poznaje się w biedzie
Wesele odbyło się w pałacu. Młoda para siedziała na ogromnych tronach. Pod talerzami znajdowały się złote podtalerze. Kolorem przewodnim imprezy był chabrowy. Każde krzesło ozdobione było niebieskimi wstążkami, na stołach pojawiły się bieżniki w tym samym kolorze. Przed stanowiskiem młodej pary znajdował się neonowy napis "LOVE". Sala była ogromna z oddzieloną częścią jadalną i taneczną. Poza weselem para opłacała nocleg dla gości i poprawiny.
– Straty wyniosły kilka tysięcy, jeśli liczyć alkohol, ciasta i dodatkowe dekoracje. Na szczęście nie musieliśmy dopłacać za nieobecnych. Ostatecznie, kiedy sobie pomyślałam, że wesele miałoby się odbyć z tymi, których nie było, to myślę, że wypadłoby o wiele gorzej. Tylko szkoda kasy i tego, co się zmarnowało – podsumowuje.
Na ich weselu bawili się głównie znajomi. Oliwia nie oczekiwała tego, że prezenty będą szczodre. W końcu wielu z nich jeszcze studiuje albo dopiero wkracza w dorosłe życie i ma swoje wydatki, niestałą pracę. Uważa nawet, że do koperty włożyli zbyt dużo pieniędzy. Ma poczucie, że za to, że nie wystawili jej tak jak rodzina, powinna odwdzięczyć się im jeszcze bardziej. I choć przewidziała drobne upominki dla gości, teraz za niezawodność podziękowałaby im dwa razy bardziej.
– Naprawdę wszyscy, którzy byli, zrobili świetną robotę. Mimo tego, że było tylko 50 osób, to impreza była super. Koniec końców myślę, że wyszło wszystko dobrze – podsumowuje.
Koronawirus to tylko wymówka
Wesele Marty i Pawła odbyło się w ostatnim tygodniu sierpnia. Zaprosili 76 osób, a na sali weselnej pojawiły się jedynie 52. Dwie osoby odmówiły kilka dni przed imprezą, a kolejne 2 po prostu nie pojawiły się. Bez żadnej informacji.
– Znajomi byli, większość odmówionych to rodzina. Z tym trzeba się liczyć. Ludzie odmawiają, teraz tym bardziej. Wesele odbyło się normalnie, ale straty za puste miejsca były – opowiada Marta.
Nikt nie powiedział im wprost, że nie przyjdzie. Niektórzy od razu deklarowali: "super, potwierdzamy", a inni zaczynali kręcić. "Zobaczymy, jak będzie", "Jak dożyjemy, to przyjdziemy" – mówili pół żartem, pół serio. Dożyli, ale nie przyszli. Marta twierdzi, że powodem nie były finanse ani koronawirus. Potraktowali pandemię po prostu jako wymówkę.
– Wesele było w piątek, a ktoś zadzwonił do nas w poniedziałek i powiedział, że nie dostał urlopu. To było słabe. Zaproszenia rozdawaliśmy na początku czerwca – wzdycha panna młoda.
Najwięcej osób zrezygnowało w ostatnim tygodniu przed weselem. A to ktoś trafił na kwarantannę, a to pojawiły się inne zdarzenia losowe. Najczęściej wśród rodziny. I to zarówno dalszej, jak i najbliższej.
– Rodzina mojego narzeczonego, która mieszka obok nas, odmówiła. Normalnie nas odwiedzają i wyjeżdżają, a na wesele nie przyszli, bo koronawirus. Jeden wuj też bliski przywiózł drugiego wuja do kościoła i na salę, ale sam nie wszedł i nawet życzeń nam nie złożył – opowiada.
Wesele odbyło się normalnie, choć przez chwilę bali się, że przyjdzie tylko 20 osób. Teraz z perspektywy czasu jest im przykro, że część rodziny się nie pojawiła.
– Nikogo nie zmusimy do tego, żeby był z nami w tym dniu. Tym bardziej, że później jednak ci, co odmówili, odwiedzają cię po weselu. To dziwne uczucie… Gdzieś to później w człowieku zostaje – mówi ze smutkiem.
Konsultantka ślubna Joanna Krukowska-Głowińska przyznaje, że pierwszorzędną kwestią w obecnych czasach jest odpowiednio skonstruowana umowa z obiektem weselnym. Powinna ona zabezpieczać zarówno interesy lokalu, jak i klienta.
– Nie zawierajmy umów na sztywno określoną liczbę osób, stwórzmy sobie 'furtkę bezpieczeństwa' na wypadek nieprzewidzianych okoliczności. Ustalmy w umowie z obiektem, że w danym terminie nasza liczba gości może zmienić się o określoną liczbę. Ta sama zasada powinna dotyczyć innych umów, których cena jest ściśle związana z liczbą gości. Jeśli wskutek drastycznego spadku liczby gości zakres pewnych usług staje się bezcelowy, próbujmy negocjować z usługodawcami pierwotne warunki umów – radzi.
Musiała dopłacać za nieobecnych
Magda również nie mogła liczyć na bliskich. Odmówiła im połowa gości. Zaprosili 104 osoby, a ostatecznie na imprezie pojawiły się 54. Choć teściowa sugerowała jej, że powinni zorganizować wesele tańszym kosztem i niektóre elementy są zbyteczne, ona postawiła na swoim. Zdaje sobie sprawę z tego, że żałowałaby, gdyby w tym wyjątkowym dniu pojawiła się w używanej sukni, a nie swojej własnej. DJ mógłby być tańszy, ale z perspektywy czasu, czuje, że był wart tej ceny. Impreza kosztowała ich 46 tys. zł. Po weselu zapytała męża, czy żałuje, że tyle wydali. Odpowiedział, że te emocje były warte wszystkiego. Chociaż niektórych kosztów mogli uniknąć. Szczególnie tych za nieobecnych gości.
– Miałam brakujące osoby do minimalnej liczby gości i musiałam rekompensować straty właścicielom sali. W umowie miałam wpisane że jeśli będzie minimum 80 osób, to dzieci do 6 lat będą gratis, a obsługa oraz dzieci 6-12 lat 50 proc. stawki. W związku z tym, że goście nie dopisali, obsługa i dzieciaki kosztowali 100 proc. za talerzyk i dodatkowo doliczyli mi 20 osób za pół stawki bez jedzenia – wyjaśnia i dodaje, że takie praktyki to w Polsce norma, żeby zgadzały się koszty wynajęcia sali.
Bliscy Magdy mieli różne wymówki. Ciotce i wujowi dzieci nie pozwoliły, bo obawiały się o ich zdrowie. Łącznie około 10 osób motywowało swoją rezygnację koronawirusem. Ponadto zdarzyły się osoby, które napisały jedynie krótką wiadomość.
– "Nas nie będzie. Pa" – czyta mi Magda – Rozumiem, że koszty stałe i tak bym poniosła i nie robiłam wesela z zamiarem zwrotu, bo to nie inwestycja, ale przykra jest taka postawa – tłumaczy.
Szczególnie jeśli ktoś dzień przed ceremonią tłumaczy się strachem przed koronawirusem.
– Z własnych obserwacji mogę powiedzieć, że zdecydowanie częściej odmawiają osoby starsze lub schorowane, które po prostu się boją. Wśród osób młodych raczej to były jednostkowe przypadki, a częściej w grę wchodziły inne powody – podsumowuje konsultantka ślubna Joanna Krukowska-Głowińska.
Magdzie z kopert zwróciła się zaledwie połowa poniesionych kosztów.