Zamiast lepić uszka, pakują walizki. Seniorzy spędzają święta, tak jak chciałoby wielu młodych, ale nie mają odwagi
Boże Narodzenie to czas rodzinnych spotkań? - Lepiej widywać się na co dzień, a nie tylko od święta – stwierdzili seniorzy z Bydgoszczy i postanowili uciec od tłumów w sklepach i stania przy garach. Nie przejmują się plotkami, że są wyrodnymi rodzicami i dziadkami, bo dzieci i wnuki podziwiają ich za to, że mają odwagę żyć po swojemu
Palma zamiast choinki, słońce, plaża – tak zawsze chciała spędzić święta Bożena Sałacińska z Bydgoszczy. – Najwyższy czas spełnić to marzenie! Bo kiedy, jak nie teraz, na emeryturze? – mówi. Od kilku lat jest słuchaczką i działaczką w bydgoskim Kazimierzowskim Uniwersytecie Trzeciego Wieku, a także świetną organizatorką spotkań, wyjazdów i imprez dla seniorów.
- Naszą tradycją stały się też świąteczne wyjazdy. Uciekamy od kolejek, tłumów w sklepach, stania godzinami przy garach po to, by część jedzenia potem wyrzucić, bo jak zwykle przygotuje się za dużo – przyznaje odważnie Bożena.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Wyjechaliśmy, żeby syn nie miał dylematów
- Utarło się, że w święta to czas spotkań rodzinnych, kiedy wszyscy są dla siebie mili. A tak przecież powinno i może być przez cały rok! Nie tylko w Boże Narodzenie. Mam syna, synową, dwoje wnuków. Możemy się spotykać przez cały rok, nie tylko od święta – mówi.
Właśnie z myślą o nich zaczęła spędzać święta inaczej niż większość rówieśników i nie tylko.
- Syn jest jedynakiem. Kiedy się ożenił, chciałam, by zintegrował się z nową rodziną, mógł spokojnie pobyć z nią w Boże Narodzenie. Żeby nie musiał też stać przed dylematem, gdzie iść na wigilię i świąteczny obiad - do rodziców, czy teściów. Po co być ciężarem dla dzieci? Młodzi dziś dużo pracują, w wolne dni niech się nacieszą sobą, swoimi dziećmi, dla których na co dzień nie mają tyle czasu, ile by chcieli - mówi.
Bożena pomyślała wówczas, że zorganizuje świąteczny wyjazd dla słuchaczy Kazimierzowskiego Uniwersytetu Trzeciego Wieku (KUTW).
- Było nas wtedy ponad 300. A przecież niektórzy są samotni, inni mają bliskich za granicą, czy w Polsce, ale daleko od Bydgoszczy. Byłam pewna, że znajdzie się kilkanaście a może i więcej chętnych, do tego by spędzić Boże Narodzenie w grupie, poza domem – wspomina.
I tak w ponad 20 osób wyjechali do Jastrzębiej Góry. Była wspólna wigilia, śpiewanie kolęd. Właściciel pensjonatu zorganizował warsztaty, podczas których każdy, kto chciał robił ozdoby choinkowe.
W tym roku wybór padł na Maltę
- Spodobało nam się. Zaczęliśmy wyjeżdżać tak co roku. Nad morze, w góry, do różnych ośrodków. Raz zostaliśmy z mężem w Bydgoszczy. Zrobiłam zakupy, przygotowałam wigilię, dania na święta, spędziłam godziny w kuchni. Syn z żoną przyszli do nas po wieczerzy u jej rodziców. Bardzo nas przepraszali, ale byli już w stanie wcisnąć kolejnych dań – opowiada Bożena.
Nie miała pretensji, ale było jej trochę przykro. Utwierdziła się w przekonaniu, że wyjazdowe święta to jednak dobry pomysł.
W tym roku postanowiła wreszcie spełnić marzenie o świętach w ciepłym miejscu. Szukała oferty na kieszeń emerytów.
- Myślałam o Egipcie. Stwierdziłam jednak, że po pierwsze, to trochę za blisko konfliktu Izraela z Hamasem, a po drugie, chciałam też wybrać kraj katolicki, żeby uczestnicy mogli pójść do kościoła, bo dla wielu Polaków to ważne. Wybór padł na Maltę. Tak więc zamiast lepić uszka, pakuję walizki! – mówi Bożena.
Wydrukowała świąteczne wiersze, poprosiła koleżanki o przygotowanie śpiewników. Marzy jej się, żeby któregoś wieczoru usiedli w grupie na plaży, w kręgu i zaśpiewali polskie kolędy.
Z dziećmi spotkamy się na imieninach
Na Maltę z grupą seniorów z Bydgoszczy wybiera się też Grzegorz Klawikowski.
- Jedziemy z Mirką, moją przyjaciółką, obydwoje jesteśmy słuchaczami KUTW oraz Uniwersytetu Trzeciego Wieku Wyższej Szkoły Gospodarki w Bydgoszczy. Ja śpiewam w trzech chórach. Korzystamy z różnych wyjazdów. Byliśmy m.in. na Węgrzech, w Hiszpanii, ale święta do tej pory spędzaliśmy na miejscu. Odwiedzaliśmy moje dzieci i dzieci przyjaciółki. Dzielimy się z bliskimi, co kto przygotuje. Ja gotowałem więc np. zupę grzybową, lepiłem pierogi, Mirka piekła ciasta. Kiedy jednak w tym roku usłyszeliśmy o wyjeździe na Maltę, podjęliśmy spontanicznie decyzję, że dołączamy – mówi.
Zaskoczyli dzieci i wnuki, ale nikt nie protestował. Wręcz przeciwnie.
- Powiedzieli, że dobrze robimy, bo kiedy mamy korzystać z życia, jak nie teraz. Dzieci cieszą się, że nie gnuśniejemy i nam kibicują. Mieszkamy blisko siebie, odwiedzamy się w imieniny, urodziny, więc szybko nadarzy się kolejna okazja do spotkania w rodzinnym gronie – dodaje Grzegorz.
Nie może się doczekać wyjazdu, jest ciekawy, jak wygląda Boże Narodzenie w innym kraju. Liczy, że zobaczy jarmark świąteczny, popróbuje tradycyjnych dań, wybiera się do tamtejszego kościoła.
- Nie mieliśmy żadnych wątpliwości, czy dobrze robimy. Znamy swoich bliskich i byliśmy pewni, że ta niespodzianka im się spodoba – dodaje senior.
Zabieram bratową, bo to jej pierwsza wigilia bez męża
Helena Zając spędzi Boże Narodzenie poza domem po raz drugi.
- Jestem 75-letnią singielką, jak to się teraz mówi. Taki wyjazd to dla mnie dobre rozwiązanie, choć nigdy nie spędzałam świąt samotnie. Kilka lat temu miałam taki pomysł. Zmarły moje dwie siostry i szwagier, dopadła mnie depresja. Nie chciało mi się wychodzić z domu, ale siostrzenica na siłę mnie wyciągnęła. W tym roku nie będę się nikomu zwalała na głowę – śmieje się Helena.
Na Maltę zabiera Krystynę, bratową.
- W marcu zmarł mój brat, więc to byłyby dla niej pierwsze święta bez męża. Namówiłam ją, żeby spędziła je nieco inaczej niż zwykle. Jej córki uznały, że to dobry pomysł, bo wigilia byłaby pewnie bardzo smutna. Na wyjedzie, w grupie, będzie raźniej. Odpadną nam też te wszystkie przygotowania, kolejki. Wrócimy już po świętach! – mówi seniorka.
Już powoli zaczyna się pakować, zwłaszcza, że dzień przed wylotem jedzie jeszcze na krótką wycieczkę, żeby zobaczyć żywą szopkę.
- Obym się ze wszystkim wyrobiła. Muszę iść na cmentarz, wyczyścić przed świętami groby, zapalić znicze, skoczyć do fryzjera, zrobić paznokcie. Coś trzeba ugotować, zamrozić, żeby coś było po przyjedzie. Obym nie zapomniała podlać kwiatów… Zajęć mam więc sporo – przyznaje.
Cieszy się na ten wyjazd. – W tym wieku różnie bywa. Może to być ostatni taki wyjazd – dodaje.
Ludzie gadają? To ich problem
- Z każdym rokiem świadomość upływającego czasu jest coraz większa. Trzeba więc korzystać z życia, póki się jest w miarę w dobrej kondycji, maksymalnie wykorzystać czas i możliwości. A świat jest taki ciekawy pod każdym względem… Nie ma co sie przejmować, czy ktoś sobie pomyśli, że jest się wyrodna matką, babcią, ojcem, czy dziadkiem, że zostawia się dzieci i wnuki w święta. Poza tym, Bydgoszcz to duże miasto. Ludzie nie interesują się aż tak życiem innych. A jeśli nawet komuś to nie podoba się, jak spędzam Boże Narodzenie, to jego problem, nie mój. Moi bliscy cieszą się, że nie jesteśmy z mężem zgryźliwymi dziadkami, a cieszymy się z życia i mamy odwagę przeżyć je po swojemu! – dodaje Bożena Sałacińska.
Zapraszamy na grupę FB - #Wszechmocne. To tu będziemy informować na bieżąco o terminach webinarów, wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was! Chętnie poznamy wasze historie, podzielcie się nimi z nami i wyślijcie na adres: wszechmocna_to_ja@grupawp.pl