Ludzie"Przed świętami ludzie wariują". Kasjerki zaciskają zęby

"Przed świętami ludzie wariują". Kasjerki zaciskają zęby

Sklepy przeżywają oblężenie, a kasjerki i kasjerzy mają ręce pełne pracy. - Ludzie przed świętami w ogóle nie mają empatii - stwierdza jedna z pracownic. Inna przyznaje, że najgorsi nie są wcale "bałaganiarze, ci przychodzący na ostatnią chwilę czy łowcy naklejek".

W grudniu, jak mówią pracownicy, w sklepach panuje kompletny chaos
W grudniu, jak mówią pracownicy, w sklepach panuje kompletny chaos
Źródło zdjęć: © Agencja FORUM | ANDRZEJ HULIMKA
Agnieszka Woźniak

Długie godziny spędzone przy kasach, ogromne tempo pracy oraz wysłuchiwanie narzekań klientów to tylko niektóre z wyzwań, z jakimi muszą się mierzyć kasjerzy i kasjerki. Pytania dotyczące dostępności towarów, reklamacje i skargi to dla pracowników chleb powszedni.

Zmęczenie fizyczne i psychiczne daje się im mocno we znaki zwłaszcza w okresie przedświątecznym. Często doświadczają także braku zrozumienia ze strony klientów.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Empatia ginie na sklepowych półkach

Średniej wielkości osiedlowy sklep. Kilka osób stoi i czeka przed pustą kasą. Po chwili podbiega do niej kasjerka. Tłumaczy, dlaczego klienci musieli chwilę na nią poczekać.

- Zapraszam. Tyle roboty, że człowiek nie wie, w co ręce włożyć - stwierdza. - Naprawdę jest ciężko - zwraca się do stojącej jako pierwszej starszej pani, licząc na odrobinę zrozumienia. - Ludzie przed świętami w ogóle nie mają empatii! Aż sama świąt nie lubię i nie obchodzę, odkąd pracuję w sklepie - żali się.

Starsza pani zaczyna kiwać głową na znak współczucia, po czym prosi o dodatkowe naklejki, bo w innym oddziale sklepu podobno dostała za mało. - Proszę - mówi kasjerka, wręczając jej plik cennych wlepek. Klientka niespiesznie pakuje zakupy, płaci, ale nie odchodzi od kasy. - W czymś jeszcze pani pomóc? - pyta sprzedawczyni. - Dałaby mi pani jeszcze z trzy naklejki, bo mi brakuje - stwierdza. - Magia świąt - podsumowuje ironicznie stojący za nią mężczyzna.

Święta w markecie

Dwie niedziele handlowe (10 i 17 grudnia), ciągłe dostawy towarów, świąteczne promocje i akcje mikołajkowe. Przez centra handlowe przewijają się w grudniu setki tysięcy osób.

- Ludzie wariują - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską Barbara, jedna z pracownic w popularnej sieci sklepów. - Wczoraj przyszedł pan i spytał, dlaczego na sklepie nie ma już lasek wanilii. Gdy wytłumaczyłam, że się skończyły, stwierdził, że "tak źle to za PRL-u nawet nie było". I dodał, że powinniśmy drżeć, bo "klienci na pewno uciekną do konkurencji". Pomyślałam sobie tylko w duchu "oby", bo tych tłumów dłużej już nie zniosę. A najgorsze dni dopiero przed nami...

- Klienci zazwyczaj bywają trudni - stwierdza Agata, która od 10 lat pracuje w sklepie. - Odkładają towar byle gdzie, robią zakupy w niedzielę o godzinie 21:45 tuż przed zamknięciem sklepu, robią awantury, bo nie doczytali warunków promocji, macają bułki gołymi rękami i narzekają na kolejki, nawet gdy widzą, że wszystkie kasy są czynne. Problem ze świętami jest taki, że w sklepach robi się coraz tłocznej, klienci kupują dużo więcej, a do tego są jeszcze bardziej sfrustrowani i zabiegani - opowiada.

Agata przyznaje, że ostatnio najbardziej irytują ją rodzice, którzy nie potrafią upilnować swoich dzieci. - W efekcie kilkulatki biegają po sklepie i krzyczą, a co najgorsze - przestawiają towar na półkach albo rzucają byle gdzie rzeczy, których mama nie pozwoliła wsadzić im do koszyka. Pół biedy jak rodzic upomni je lub sam odłoży produkt na miejsce. Niestety w obecnych czasach to rzadkość - opisuje.

Pracownica przyznaje, że dzieci potrafią robić sceny w sklepie, wymuszają, a czasem nawet kładą się na ziemi i krzyczą, aby otrzymać to, czego zapragnęły. W sytuacji gdy sklepowe półki aż uginają się od czekoladowych mikołajów, domków z piernika i zabawek, jest o co walczyć.

Walkę codziennie podejmują również pracownice, które, jak same mówią, dwudziesty raz odkładają na miejsce towary i setny raz tłumaczą, że promocja 1+1 nie obejmuje płynów do płukania o dwóch różnych zapachach.

- Też mam swoją rodzinę i chciałabym wrócić do niej wypoczęta i w dobrym nastroju. Niestety od kiedy pracuję w handlu, święta mi obrzydły. Nie cieszę się ani świątecznymi potrawami, ani światełkami, ani choinką. Chcę tylko przetrwać - wyznaje Agata.

Pan klient wspaniały

Elżbieta z kolei przyznaje, że najbardziej nie lubi chamstwa. - Bałaganiarze, ci przychodzący na ostatnią chwilę, łowcy naklejek... Trudnych klientów jest mnóstwo, ale nikt nie irytuje mnie tak bardzo, jak ci pozbawieni szacunku - stwierdza w rozmowie z Wirtualną Polską pracownica dyskontu.

- Patrzą na nas z góry, zakładając, że pracownica sklepu to gorszy sort. Pomijając fakt, że niemal połowa osób zatrudnionych u nas w sklepie to osoby z wyższym wykształceniem, a chętnych do pracy jest dużo więcej niż tych przyjętych, więc nie są to ludzie z łapanki, taka postawa to zwykłe buractwo - ocenia.

Kobieta do dziś pamięta mężczyznę, który przyszedł rok temu w Wigilię tuż przed zamknięciem sklepu. - Nie reagował na prośby, żeby iść już w stronę kasy. Gdy moja koleżanka zaczęła zamykać sklep i poinformowała, że już go nie obsłuży, uniósł się, zaczął machać rękami i pełen oburzenia stwierdził, że nie może robić sobie zakupów, kiedy chce, bo w przeciwieństwie do pań stojących za kasą ma odpowiedzialną pracę... - wspomina.

Grosz empatii

Na szczęście w tym całym świątecznym zamieszaniu, są osoby mające nieco więcej empatii. Niedawno opisywaliśmy historię kobiety, która zobaczyła, że seniorka stojąca przed nią w sklepie nie może pozwolić sobie na zakup jogurtów. Okazało się, że staruszka miała przy sobie tylko 50 zł i bała się, czy wystarczy jej na całe zakupy.

Monika Wydrzyńska z początku krępowała się zaproponować, że sama może za nie zapłacić, ale szybko zdecydowała, że zamierza jej pomóc.

"Nie widziałam, jakie to były jogurty, ale wzięłam z lodówki takie, jakie kiedyś kupowałam dla swojej babci, którą się opiekowałam. Na moje szczęście pani cały czas pakowała swoje zakupy. Podeszłam i powiedziałam, że nie wiem, czy akurat takie wybrała, ale chciałabym, żeby je przyjęła. Za trzy jogurty zapłaciłam 5,41 zł".

Agnieszka Natalia Woźniak, dziennikarka Wirtualnej Polski

Zapraszamy na grupę FB - #Wszechmocne. To tu będziemy informować na bieżąco o terminach webinarów, wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was! Chętnie poznamy wasze historie, podzielcie się nimi z nami i wyślijcie na adres: wszechmocna_to_ja@grupawp.pl

Źródło artykułu:WP Kobieta
zakupykasjerkasklepy

Wybrane dla Ciebie

Komentarze (773)