"Przed świętami ludzie wariują". Kasjerki zaciskają zęby

Sklepy przeżywają oblężenie, a kasjerki i kasjerzy mają ręce pełne pracy. - Ludzie przed świętami w ogóle nie mają empatii - stwierdza jedna z pracownic. Inna przyznaje, że najgorsi nie są wcale "bałaganiarze, ci przychodzący na ostatnią chwilę czy łowcy naklejek".

W grudniu, jak mówią pracownicy, w sklepach panuje kompletny chaos
W grudniu, jak mówią pracownicy, w sklepach panuje kompletny chaos
Źródło zdjęć: © Agencja FORUM | ANDRZEJ HULIMKA
Agnieszka Woźniak

19.12.2023 | aktual.: 19.12.2023 07:30

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Długie godziny spędzone przy kasach, ogromne tempo pracy oraz wysłuchiwanie narzekań klientów to tylko niektóre z wyzwań, z jakimi muszą się mierzyć kasjerzy i kasjerki. Pytania dotyczące dostępności towarów, reklamacje i skargi to dla pracowników chleb powszedni.

Zmęczenie fizyczne i psychiczne daje się im mocno we znaki zwłaszcza w okresie przedświątecznym. Często doświadczają także braku zrozumienia ze strony klientów.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Empatia ginie na sklepowych półkach

Średniej wielkości osiedlowy sklep. Kilka osób stoi i czeka przed pustą kasą. Po chwili podbiega do niej kasjerka. Tłumaczy, dlaczego klienci musieli chwilę na nią poczekać.

- Zapraszam. Tyle roboty, że człowiek nie wie, w co ręce włożyć - stwierdza. - Naprawdę jest ciężko - zwraca się do stojącej jako pierwszej starszej pani, licząc na odrobinę zrozumienia. - Ludzie przed świętami w ogóle nie mają empatii! Aż sama świąt nie lubię i nie obchodzę, odkąd pracuję w sklepie - żali się.

Starsza pani zaczyna kiwać głową na znak współczucia, po czym prosi o dodatkowe naklejki, bo w innym oddziale sklepu podobno dostała za mało. - Proszę - mówi kasjerka, wręczając jej plik cennych wlepek. Klientka niespiesznie pakuje zakupy, płaci, ale nie odchodzi od kasy. - W czymś jeszcze pani pomóc? - pyta sprzedawczyni. - Dałaby mi pani jeszcze z trzy naklejki, bo mi brakuje - stwierdza. - Magia świąt - podsumowuje ironicznie stojący za nią mężczyzna.

Święta w markecie

Dwie niedziele handlowe (10 i 17 grudnia), ciągłe dostawy towarów, świąteczne promocje i akcje mikołajkowe. Przez centra handlowe przewijają się w grudniu setki tysięcy osób.

- Ludzie wariują - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską Barbara, jedna z pracownic w popularnej sieci sklepów. - Wczoraj przyszedł pan i spytał, dlaczego na sklepie nie ma już lasek wanilii. Gdy wytłumaczyłam, że się skończyły, stwierdził, że "tak źle to za PRL-u nawet nie było". I dodał, że powinniśmy drżeć, bo "klienci na pewno uciekną do konkurencji". Pomyślałam sobie tylko w duchu "oby", bo tych tłumów dłużej już nie zniosę. A najgorsze dni dopiero przed nami...

- Klienci zazwyczaj bywają trudni - stwierdza Agata, która od 10 lat pracuje w sklepie. - Odkładają towar byle gdzie, robią zakupy w niedzielę o godzinie 21:45 tuż przed zamknięciem sklepu, robią awantury, bo nie doczytali warunków promocji, macają bułki gołymi rękami i narzekają na kolejki, nawet gdy widzą, że wszystkie kasy są czynne. Problem ze świętami jest taki, że w sklepach robi się coraz tłocznej, klienci kupują dużo więcej, a do tego są jeszcze bardziej sfrustrowani i zabiegani - opowiada.

Agata przyznaje, że ostatnio najbardziej irytują ją rodzice, którzy nie potrafią upilnować swoich dzieci. - W efekcie kilkulatki biegają po sklepie i krzyczą, a co najgorsze - przestawiają towar na półkach albo rzucają byle gdzie rzeczy, których mama nie pozwoliła wsadzić im do koszyka. Pół biedy jak rodzic upomni je lub sam odłoży produkt na miejsce. Niestety w obecnych czasach to rzadkość - opisuje.

Pracownica przyznaje, że dzieci potrafią robić sceny w sklepie, wymuszają, a czasem nawet kładą się na ziemi i krzyczą, aby otrzymać to, czego zapragnęły. W sytuacji gdy sklepowe półki aż uginają się od czekoladowych mikołajów, domków z piernika i zabawek, jest o co walczyć.

Walkę codziennie podejmują również pracownice, które, jak same mówią, dwudziesty raz odkładają na miejsce towary i setny raz tłumaczą, że promocja 1+1 nie obejmuje płynów do płukania o dwóch różnych zapachach.

- Też mam swoją rodzinę i chciałabym wrócić do niej wypoczęta i w dobrym nastroju. Niestety od kiedy pracuję w handlu, święta mi obrzydły. Nie cieszę się ani świątecznymi potrawami, ani światełkami, ani choinką. Chcę tylko przetrwać - wyznaje Agata.

Pan klient wspaniały

Elżbieta z kolei przyznaje, że najbardziej nie lubi chamstwa. - Bałaganiarze, ci przychodzący na ostatnią chwilę, łowcy naklejek... Trudnych klientów jest mnóstwo, ale nikt nie irytuje mnie tak bardzo, jak ci pozbawieni szacunku - stwierdza w rozmowie z Wirtualną Polską pracownica dyskontu.

- Patrzą na nas z góry, zakładając, że pracownica sklepu to gorszy sort. Pomijając fakt, że niemal połowa osób zatrudnionych u nas w sklepie to osoby z wyższym wykształceniem, a chętnych do pracy jest dużo więcej niż tych przyjętych, więc nie są to ludzie z łapanki, taka postawa to zwykłe buractwo - ocenia.

Kobieta do dziś pamięta mężczyznę, który przyszedł rok temu w Wigilię tuż przed zamknięciem sklepu. - Nie reagował na prośby, żeby iść już w stronę kasy. Gdy moja koleżanka zaczęła zamykać sklep i poinformowała, że już go nie obsłuży, uniósł się, zaczął machać rękami i pełen oburzenia stwierdził, że nie może robić sobie zakupów, kiedy chce, bo w przeciwieństwie do pań stojących za kasą ma odpowiedzialną pracę... - wspomina.

Grosz empatii

Na szczęście w tym całym świątecznym zamieszaniu, są osoby mające nieco więcej empatii. Niedawno opisywaliśmy historię kobiety, która zobaczyła, że seniorka stojąca przed nią w sklepie nie może pozwolić sobie na zakup jogurtów. Okazało się, że staruszka miała przy sobie tylko 50 zł i bała się, czy wystarczy jej na całe zakupy.

Monika Wydrzyńska z początku krępowała się zaproponować, że sama może za nie zapłacić, ale szybko zdecydowała, że zamierza jej pomóc.

"Nie widziałam, jakie to były jogurty, ale wzięłam z lodówki takie, jakie kiedyś kupowałam dla swojej babci, którą się opiekowałam. Na moje szczęście pani cały czas pakowała swoje zakupy. Podeszłam i powiedziałam, że nie wiem, czy akurat takie wybrała, ale chciałabym, żeby je przyjęła. Za trzy jogurty zapłaciłam 5,41 zł".

Agnieszka Natalia Woźniak, dziennikarka Wirtualnej Polski

Zapraszamy na grupę FB - #Wszechmocne. To tu będziemy informować na bieżąco o terminach webinarów, wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was! Chętnie poznamy wasze historie, podzielcie się nimi z nami i wyślijcie na adres: wszechmocna_to_ja@grupawp.pl

Źródło artykułu:WP Kobieta
zakupykasjerkasklepy
Komentarze (773)