"Żegnaj mężu, do zobaczenia za 8 tygodni". Cała prawda o wakacyjnych rozwodach
"Chciałabym, żeby było inaczej, ale się nie da. Męża zobaczę tak naprawdę we wrześniu". Magda, Aneta i Monika biorą wakacyjne rozwody. Nie chcą, ale nie mają wyboru. Zmusza ich do tego sytuacja zawodowa, finansowa i rodzinna.
Magda, Monika, Aneta, Jacek, Michał i Marek - bohaterów tego tekstu jest niemało, ale łączy ich jeden problem. 1 lipca stanęli przed jednym z największych dylematów rodziców.
Byłam wściekła na wszystkich
Monika nie kryje złości. Jest zmuszona do spędzenia urlopu bez męża Michała i uważa, że odbywa się to kosztem dzieci i ich związku. Cały rok mijają się w ciągłym pędzie i właśnie na wspólnym wyjeździe zawsze udawało się im przegadać wiele spraw i poczuć dawną bliskość. Tym razem nie mieli takiej możliwości, nie dlatego, że tak chcieli. Inni pracownicy byli szybsi i zaklepali urlopy przed nimi. Okazało się więc, że dostali zgodę na wolne, ale w zupełnie innych terminach. Do "wakacyjnego rozwodu" zostali przymuszeni.
- Byłam wściekła na wszystkich. Planowaliśmy jechać z synem nad morze, to miał być wyczekiwany wspólny urlop - wyjaśnia Monika. - Ja zaczęłam pracę w nowej firmie, byłam wykończona. Marzyłam o chwili wypoczynku z rodziną. Do Karwi musiałam jednak pojechać sama pociągiem. Czułam się rozżalona. Syn ciągle pytał, dlaczego nie ma taty. Chciał pływać, a ja nie umiem, chciał grać w piłkę, ale przecież z mamą to nie to samo – tłumaczy. Jej mąż z kolei pojechał w sierpniu na Mazury. Także sam z dzieckiem, co było dla niego sporym wyzwaniem. Czuł się zestresowany i wcale nie miał przyjemności z odpoczynku. W następnym roku mają już plan. Zgłoszą urlop kilka miesięcy wcześniej. Chcą mieć pewność, że te cztery tygodnie w roku spędzą całą rodziną.
Kogo na to stać?
U Magdy sytuacja wcale nie jest lepsza, choć decyzję o oddzielnych urlopach podjęła razem z mężem świadomie. Ich zmusił brak kasy.
- Pracuję w dużej firmie na umowę o dzieło. Mam jednak 26 dni urlopu, podobnie jak mąż, który ma stałą umowę – opowiada Magda. – Dzieci są jeszcze zbyt małe, by zostawić je same w domu, na pomoc babci czy dziadka, nie możemy liczyć. Nie stać nas na prywatne półkolonie, bo ceny są po prostu zaporowe. Gdybyśmy chcieli zapisać dwójkę na sportowe zajęcia czy budowanie z klocków lego, to jest ok. 800 zł tygodniowo. Na te dofinansowywane przez miasto nie udało się dostać. Dlatego podjęliśmy taką a nie inną decyzję, by urlopy spędzić oddzielnie. Najpierw ja biorę dwa tygodnie w lipcu, potem mąż. W sierpniu tak samo. W sumie uda nam się złapać razem tylko trzy dni, bo poproszono mnie, żebym wróciła kilka dni wcześniej z urlopu, ze względu na braki kadrowe – tłumaczy 36-latka.
Na pytanie, jak się z tym czuje, Magda wzrusza ramionami. – A mamy inne wyjście? – pyta. – Ostatnio żaliłam się koleżance, że mijamy się z mężem w wakacje, a ona na to: przecież to normalne, wszyscy tak robią. Tylko pytanie, czy to naprawdę jest normalne?
Mamy czas zatęsknić
Aneta w te wakacje będzie się mijać z mężem przez siedem tygodni. Na jeden udało się załatwić dzieciom półkolonie. Kumuluje więc urlop, bo wie, że nie będzie miała co zrobić z dziećmi. W zeszłym roku udało się jej razem z mężem spędzić choć część urlopu wspólnie. W tym roku nie ma na to szans. Plusem jest to, że na działkę położoną niedaleko Ożarowa, gdzie mieszkają, oboje mogą dojeżdżać na weekendy, więc będzie to namiastką wspólnego urlopu.
– Mam poczucie, że nie tak chciałabym spędzać wymarzone wakacje, ale od kiedy mam dzieci, godzę się na wiele rzeczy. Wakacje spędzone z dala od męża także się w to wpisują – tłumaczy.
Stara się także znajdować pozytywne strony tej sytuacji. – Mamy możliwość za sobą zatęsknić. Może to dobrze, że spędzamy trochę czasu z dala od siebie. Poza tym te tygodnie, kiedy mąż jest z dziećmi, staram się przeznaczyć dla siebie. Po pracy mam czas pojeździć rowerem, poczytać zaległe książki. Trudno odnaleźć się matce w pustym domu, więc trzeba sobie organizować zadania, bo tęsknota jest duża. – Oddzielne urlopy nie są dobre, ale jak sobie pomyślę, że kosztem wspólnego urlopu, resztę wakacji dzieci spędziłyby w świetlicy czy na półkoloniach, to nie wiem, czy tak bym chciała – zapewnia.
Wspólny urlop ma swoje wady i zalety
Psycholożka Monika Dreger, autorka książki "Co boli związek?" zauważa, że taki trend może mieć negatywny wpływ na rodzinę. Nie tylko na dziecko, ale i na relacje pomiędzy partnerami. Wakacyjne rozwody mogą oczywiście nieść ze sobą wiele złego, choć nie zawsze.
- Nie można demonizować, ale prawdą jest, że spędzając urlopy oddzielnie, dajemy dziecku komunikat, że tak się robi i jest to normalne. To, jak dziecko to odbierze, zależy od wielu czynników, jak choćby od relacji z rodzicami. Jeżeli z obojgiem ma dobry kontakt, dzielonych wakacji nie odczuje źle, ale gdy z jednym z rodziców ma jakiś problem, to wspomnienia z wakacji nie będą wyjątkowe – wyjaśnia Monika Dreger. – Dziecko może zdawać sobie sprawę, że rodzice się dla niego poświęcają. To może być odebrane przez nie także dwojako. Albo poczuje radość, że jest dla nich ważne, albo zupełnie odwrotnie – zostanie wpędzone w poczucie winy, że rodzice dla niego muszą z czegoś rezygnować – dodaje.
Sprawa relacji także nie jawi się dobrze. Takie oddzielne urlopy nie są wskazane, bo to czasem jedyna możliwość w ciągu 12 miesięcy, by pobyć ze sobą. Nie spieszyć się do pracy, szkoły, nie zajmować logistyką ani rozwożeniem dzieci po placówkach. Właśnie wtedy można zacząć ze sobą rozmawiać o związku, dzieciach, planach na przyszłość, omówić problemy, poszukać rozwiązań. Pod warunkiem, że związek jest stabilny i trwały, bo jak każdy kij ma dwa końce, także i tu sytuacja nie jest oczywista.
– Po wakacjach, we wrześniu i październiku, przychodzi do mnie wiele par z tym samym problemem – mówi Monika Deger. – "Nie dogadujemy się, coś się wypaliło" – takie słowa często padają w gabinecie. Okazuje się, że część małżeństw, które były razem na dwutygodniowym urlopie, zdało sobie nagle sprawę, że tak naprawdę nie mają ze sobą o czym rozmawiać.
– Cały rok mijamy się i walczymy o dobrą logistykę, byle ogarnąć dzieci. I nagle jedziemy razem na dwa tygodnie. Kładziemy dzieci spać o 21, siadamy sobie wieczorem przy lampce wina i jest cisza, pustka. To tak uderza, że nie można przejść obojętnie. Po wakacjach i świętach odczuwam wzmożone zainteresowanie terapią. I to coraz częściej po pomoc przychodzą mężczyźni.
Nie ma dobrej recepty na to, co zrobić z dziećmi w wakacje. Najlepiej gdy choć część urlopu spędzimy wspólnie. Jednak prawdą jest też to, że jeżeli nie będziemy pielęgnować związku przez cały rok, to te osiem tygodni niczego tak naprawdę nie zmieni.