Żłobek – to jest to!

Pierwsze koty za płoty za nami, jutro trzeci dzień w żłobku. Podobno są dwa rodzaje maluchów. Jedne już pierwszego dnia w żłobku czują się fantastycznie, machają rodzicom na pożegnanie i idą razem z dziećmi bawić się w „idzie lisek koło drogi"...

Żłobek – to jest to!

12.01.2009 | aktual.: 12.01.2009 14:28

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Wreszcie bramy żłobka stanęły przed nami otworem. Co prawda nie jest to placówka publiczna, więc płacimy jak za przysłowiowe zboże, ale za to jest miło, ładnie i naprawdę z sensem. A Jadźka? Jak to ona – obserwuje, patrzy, a po przebudzeniu i zjedzeniu kanapki z szynką na śniadanie woła do nas: „Dzieci!”

Podobno są dwa rodzaje maluchów. Jedne już pierwszego dnia w żłobku czują się fantastycznie, machają rodzicom na pożegnanie i idą razem z dziećmi bawić się w „idzie lisek koło drogi”. Często jednak takie dzieci po jakimś tygodniu dopada kryzys. Dochodzi do nich fakt, że te zabawy, te inne maluchy i te obiadki w żłobku to tak już na stałe, czas spędzany z mamą i tatą został dramatycznie skrócony. Kryzys przechodzi po dniach kilku jak ręką odjął i tak oto dziecko przeszło pierwszą naukę życia – nagle odkrywa, że wszystko się zmienia. Panta rei, jak powiedział jakiś czas temu niejaki Heraklit.

Drugi typ „żłobkarza” to taki, który od momentu przekroczenia progu placówki musi być bardzo pilnie w innym miejscu. Wrzaski, krzyki, kopniaki, wyrywanie się opiekunkom i olbrzymie pragnienie wtulenia się w ramiona rodziców przechodzą jednak jak ręką odjął po kilku dniach.

Ulubionym typem, a raczej podtypem mojej siostrzenicy pracującej w żłobku, jest jednak całkiem inny model - na tak zwanego „ściemniacza”. Jest taki jeden Kajtek, co za każdym razem, kiedy mama żegna się z nim rano oddając go w ręce wykwalifikowanych pracowników placówki, zalewa się krokodylimi łzami. Serce matki nie z kamienia, biedna kobieta więc z wyrzutami sumienia i ściśniętym gardłem powłócząc nogami idzie do pracy na osiem godzin. Kiedy wraca, Kajtek wita ją tak jak pożegnał. Z oczu leje się słona woda, a z nosa ciekną smarki. Matka wyrzuca sobie jak bardzo złą jest matką, jak jej dziecko cierpi musząc zostać w znienawidzonym żłobku. Tylko że prawda jest nieco inna… W Kajetana jak tylko rano mama zniknie z horyzontu widocznego za oknem, wstępuje nowy duch. Uśmiech od ucha do ucha, hulanki i swawole – żadnej łzy, żadnego grymaszenia, ani śladu tęsknoty. Jak tu teraz powiedzieć to matce tak, żeby uwierzyła? Przecież w żłobku widzi swojego synka tylko i wyłącznie na skraju histerii. Ale, ale, miało być
coś o Jadźce.

Jadźka na razie podpada pod typ pierwszy. Zero problemu, maksimum koncentracji na tym, co dzieje się wokół niej. Najbardziej w żłobku, jako miłośniczce jedzenia, podobają jej się posiłki. Widziałam jak jadła drugie śniadanie. Na stole, przy którym siedziało czworo dzieci, postawiono dwa talerze z pokrojonymi kanapkami. Jadźka od razu sięgnęła po jeden i cały opróżniła sama. Na obiad zjadła danie główne (sama, sama!) i dwie porcje zupy. Jak ją odbierałam, nie mogła mi dać buzi, bo musiała dokończyć flipsa. Oj ten mój pulpet! Dużą atrakcją jest dla niej toaleta. Zaprowadziła mnie tak mówiąc z chrupką w ustach: „Si, si”. Na ścianie jest namalowany duży delfin, a umywalka jest wreszcie na odpowiedniej wysokości! Raj normalnie.

Mi jako mamie najbardziej w żłobku podoba się podejście do dzieci. Wyznaje się tam zasadę wychowawczą zaczerpniętą od Marii Montessori. Brzmi ona nie inaczej jak: „Pomóż mi zrobić to samemu.” Hasło idealne dla naszej córki, która odpędza się od robienia za nią wielu czynności. Metoda to po prostu stawianie na wybór czasu i miejsca zabawy, rozwijanie samodzielności dziecka i niezależności w działaniu. Dzięki takiej wolności mali ludzie uniezależniają się od dorosłych i jednocześnie uczą się wyrastać na autonomiczne jednostki. Mamicórką nigdy nie była, a teraz to dopiero nam pokaże, jaka jest niezależna!

Pierwsze koty za płoty za nami, jutro trzeci dzień w żłobku. Mam tylko nadzieję, że kryzys nie przyjdzie i Jadźka prawdziwie pokocha przebywanie razem z dziećmi. Dzisiaj poszła „do szkoły” w sukience ze Świnką Peppą. Zapunktowała wśród rówieśników już na wejściu.

Komentarze (3)