Zobaczył kartkę na klatce schodowej. Nie spodziewał się tego, co zrobią sąsiedzi
Cała prawda na jednej karteczce. Tak w skrócie można opisać niektóre sytuacje z życia sąsiedzkiego. Dla niektórych forma listu na pewno jest łatwiejsza. Lepiej napisać i przykleić niż iść do sąsiada na rozmowę. Delikatne sprawy, które chce się poruszyć, odbierają nam śmiałość.
12.11.2021 13:14
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Adriana Klos, psycholożka i psychoterapeutka z Ośrodka Rozwoju i Psychoterapii "Strefa Zmiany" uważa, że często łatwiej jest napisać taką kartkę niż powiedzieć sąsiadowi prosto w oczy, co nam przeszkadza. - Wolimy napisać, bo jesteśmy anonimowi. Łatwiej wtedy nawet przekląć, wyrzucić z siebie nagromadzone emocji. Ludzie mają problem ze stawianiem granic, mówieniem wprost, że coś im nie pasuje, np. szczekanie psa. Dotyczy to głównie lęku przed reakcją. Poza tym nie wierzymy, że zostaniemy wysłuchani, a to może mieć swoje korzenie w dzieciństwie. Nie wiemy, czy nasza prośba przyniesie jakiś efekt, boimy się też reakcji drugiej osoby, np. czy po zgłoszeniu nie będzie gorzej, bo ktoś będzie bardziej uprzykrzał nam życie. To budzi frustrację, emocje się nagromadzają – zauważa Klos.
Kiedy pies szczeka za głośno
Agnieszka mieszkała wtedy na warszawskim Bródnie. Bardzo zdziwiła się, kiedy pewnego dnia w skrzynce na listy znalazła małą karteczkę. Treść listu z jednej strony ją rozbawiła, ale z drugiej miała mieszane uczucia. Ma psa, który jak to pies szczeka. - Mały york wychodził na balkon i szczekał, jak widział innego psa. Komuś to bardzo przeszkadzało, dlatego napisał do mnie ten list. Trochę mnie rozśmieszył sam tekst, ale ogólnie to zrobiło mi się przykro, że jestem uciążliwa jako sąsiadka – mówi w rozmowie z WP Kobieta. Jak dodaje, wcześniej nikt z sąsiadów nie zwracał jej uwagi na zachowanie psa. - Zmobilizowałam się i przestałam szczekać – mówi dziś żartobliwie o całej sytuacji.
Cateringi dietetyczne łupem głodomorów
Coraz częściej zmorą mieszkańców osiedli jest kradzież cateringu dietetycznego spod drzwi mieszkania. Zamówione paczki z daniami potrafią znikać w niewyjaśnionych okolicznościach. I trudno jest złodzieja złapać, chyba że z zegarkiem w ręku pilnuje się momentu, w którym kurier zamówienie dostarcza. Na klatce schodowej jednego z osiedli na warszawskim Targówku pojawiła się karteczka dotycząca tego problemu. Jak można się domyślać, za autorem listu wstawił się inny sąsiad, który pod prośbą umieścił dopisek: "Kim trzeba być? Wyjątkowe świństwo!"
Sąsiedzki SMS - wersja analogowa
Mateusz mieszka na osiedlu warszawskiej dzielnicy Ochota. Bardzo rozbawiła go sytuacja, w której za pomocą karteczek odbywała się dyskusja między sąsiadami z bloku. - Chodziło o to, że sąsiad z ostatniego piętra niósł worek z kocimi odchodami i żwirkiem, i mu się ten worek rozmontował po drodze. Nie sprzątnął tego, więc ktoś napisał kartkę, a następnego dnia inna sąsiadka w czynie społecznym zaczęła sprzątać i posądzono ją, że to jej kot, mimo że nie ma żadnego – opowiada nam. I dodaje, że w końcu faktyczny winowajca także wziął się za sprzątanie, jednak sąsiadom to nie wystarczyło i ostatnia kartka skwitowała sprawę w sposób następujący "widać przerosła pana ta robota, ***** [tu pada nazwa partii politycznej] i pana kota!". Sąsiedzkie SMS-y, wersja analogowa – żartuje Mateusz i wspomina, że cała sytuacja była naprawdę komiczna.
Psycholożka zauważa też, że większość karteczek, które spotykamy na klatkach schodowych, jest anonimowa i dlatego ich autorzy często pozwalają sobie na więcej. – Wtedy występuje taki mechanizm: nie muszą wstydzić się za to, co napisałem, więc może być to i wulgarne i agresywne, lekceważące w stosunku do innej osoby. Dopiekę komuś – myślimy sobie. Jednak trzeba pamiętać, że treść takiej karteczki może ośmieszyć kogoś, bo widzi to każdy mieszkaniec bloku. Wprawiamy tym samym osobę w zakłopotanie – podkreśla Adriana Klos.
Głośny seks nie zawsze jest ok
Basia do dziś w swoim telefonie ma zdjęcie karteczki, na którą natknęła się na klatce schodowej w swoim bloku. – Kiedy ją zobaczyłam, mocno uśmiechnęłam się sama do siebie. Akurat moich uszu nie dopadły te dźwięki. Chyba to było z drugiej strony bloku, ale innym razem było słychać dość intensywnie zabawiającą się parę. Pani akurat mocno sygnalizowała orgazmy. Szczęśliwie cała akcja działa się od godziny 22 i zakończyła się przez 1 w nocy. Więc nie było aż tak źle – wspomina mieszkanka osiedla Zielone Zacisze. Dodaje, że dla mieszkańców to był ciężki czas, nic na nich nie działało, nawet sąsiad policjant, który odsiedział parę i próbował z nimi rozmawiać. - Niestety nie trafiało. W końcu szczęśliwie się wyprowadzili – mówi kobieta. Uważa, że takie hałasy są uciążliwe, bo gdy chce odpocząć, szczególnie latem, przy otwartym oknie, to nie ma szans. - Takie uroki mieszkania w blokach – podsumowuje.
Uciążliwe mogą być... wszystko
Sonia jest mieszkanką warszawskiego Targówka. Pewnego dnia na jej piętrze pojawiła się "prośba" mieszkańców, która mocno ją zdziwiła. Przecież sama mieszkała tuż obok, a nie zwróciła uwagi na problem opisywany na karteczce. Chodziło o głośne rozmowy, które mieli prowadzić lokatorzy na balkonie. - Mieszkam w bezpośrednim sąsiedztwie ludzi, do których była skierowana ta kartka. Nigdy nie słyszałam ani jednego dźwięku z ich mieszkania. W tym czasie pracowałam zdalnie, wiec bardzo często czas spędzałam w domu. Sąsiadów widywałam na korytarzu. Nigdy nie wzbudzili moich podejrzeń. Domyślam się, że kartkę napisała osoba wyjątkowo wrażliwa na jakiekolwiek dźwięki albo po prostu złośliwa, bo sąsiedzi nie byli z Polski – opowiada nam Sonia.
Psycholożka zwraca uwagę także na inny aspekt. Istotna też jest kwestia izolacji, którą mamy w pandemii. Pracujemy zdalnie, nasze kontakty z innymi były przez dłuższy czas ograniczone. Nie komunikujemy się wprost, tylko piszemy. Mamy lęki, które pandemia uwydatniła.
Adriana Klos uważa, że najlepiej jest stawiać granice w relacjach z innymi i tego musimy się nauczyć. – Mówmy, co nam nie pasuje i trzeba to robić na bieżąco. Wtedy złe emocje się w nas nie kumulują i nie ma w nas takiej ochoty, żeby komuś dopiec. Wyrównanie rachunków jest tu sposobem, w który próbujemy sobie coś zrekompensować. Ale to tylko satysfakcja na chwilę – podsumowuje.
Czytaj też: Sąsiad z piekła rodem. Smalec, ratlerek i miłosne jęki - czyli codzienność mieszkańców bloku
Zapraszamy na grupę FB - #Wszechmocne. To tu będziemy informować na bieżąco o terminach webinarów, wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was! Chętnie poznamy wasze historie, podzielcie się nimi z nami i wyślijcie na adres: wszechmocna_to_ja@grupawp.pl.