Sąsiad z piekła rodem. Smalec, ratlerek i miłosne jęki - czyli codzienność mieszkańców bloku
- Wszyscy są przekonani, że to nie jest zwykła słonina. Mówiło się o tłuszczu psim, końskim, kozim, ze świstaków, nutrii i Bóg wie jeszcze jakim - żali się Dorota, której sąsiad smaży w bloku smalec. Wietrzenie mieszkań trwa tygodniami.
19.04.2019 | aktual.: 22.04.2019 10:27
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Któż nie ma doświadczeń z upiornym sąsiadem? Ćwicząca 10 godzin dziennie na skrzypcach uczennica szkoły muzycznej, staruszka robiąca awanturę za wożenie rowerów windą, wariat straszący dzieci piwnicą za najmniejszy szmer na klatce czy miłośnik kotów, z którego mieszkania roznosił się fetor odchodów stu zwierzaków, hodowanych na 30 m kw. powierzchni to postacie, które każdy ma lub miał w swoim otoczeniu.
O ekscentrycznych sąsiadach krążą też miejskie legendy, jak choćby ta o muzyku rockowym, który w latach 80. słynął z organizacji nietuzinkowych imprez. Na jednej z nich na warszawskiej Chomiczówce goście zjeżdżali po schodach z 11. piętra wymontowaną naprędce wanną żeliwną. Oczywiście w środku nocy. Interweniowała milicja, ale ponoć wszyscy miłośnicy jazdy wanną zdołali czmychnąć.
Co jednak zrobić, gdy wymarzone, okupione wieloletnim kredytem mieszkanie staje się źródłem stresu i zszarganych nerwów zamiast być oazą spokoju i bezpiecznym schronieniem?
Chmura smalcu
Nikt nie może powiedzieć, że mieszkanie Doroty przestało być schronieniem dla niej i jej syna z powodu pana Jakuba, który wprowadził się 5 lat temu do lokalu piętro wyżej. - Pan Jakub jest bardzo spokojnym i cichym człowiekiem - opowiada z przekąsem Dorota, 48-letnia tłumaczka z hiszpańskiego. - Tak cichym, że nigdy nie mówi dzień dobry i nie odpowiada, gdy się go wita. Nie hałasuje, nie puszcza głośno muzyki, nie chodzi w chodakach po panelach podłogowych. Nie zalewa też sąsiadów. Jednak to, co nie daje nam żyć, to jego zamiłowania kulinarne.
Jak twierdzi Dorota, pan Jakub systematycznie co pewien czas, od rana do nocy smaży kilogramy smalcu. Nie wiadomo, z czego, jednak smród palonego zwierzęcego tłuszczu jest tak intensywny, że czuć go aż na ulicy. - Po klatce krążyły legendy i kilka teorii dotyczących pochodzenia łoju na smalec - opowiada Dorota.
- Wszyscy są przekonani, że to nie jest zwykła słonina. Mówiło się o tłuszczu psim, końskim, kozim, ze świstaków, nutrii i Bóg wie jeszcze jakim. Do tego dochodzą egzotyczne przyprawy, czasami jakieś mięso, czasami to się wszystko przypali i już w ogóle nie da się wytrzymać. Zapach jest tak intensywny, że wżera się we wszystko. Wietrzenie trwa tygodniami.
Interwencyjne rozmowy, które kończyły się zawsze awanturą, nie przyniosły skutku. Mężczyzna twierdzi, że nic nie gotuje. I że zapach z kuchni Wietnamczyków z jedenastego czuć w całym bloku znacznie bardziej intensywnie niż jego rzekomy smalec. Interwencje w spółdzielni też skończyły się fiaskiem, bo zdaniem administratorki w budynku smrodu nie ma.
Pimpuś terrorysta
- Gdyby ktoś kilka lat temu powiedział mi, że wyrośnięta mieszanka ratlerka i yorka o imieniu Pimpuś będzie terroryzowała nasz apartamentowiec, to roześmiałabym się mu w twarz - opowiada 29-letnia Agnieszka, specjalistka od marketingu, właścicielka uroczego mieszkania z tarasem na warszawskiej Ochocie.
- Tymczasem pies naszych sąsiadów lata po klatce, wybiega z hukiem ze strasznym jazgotem, rzuca się na każdego, bo broni dostępu do "swojego" terenu. Mieszkanie sąsiedzi zamykają na klamkę, a przeciąg je ciągle otwiera. Wtedy Pimpuś wylatuje. Ugryzł już kilka osób, kilkunastu poszarpał spodnie lub rajstopy. Niestety prośby o trzymanie psa w mieszkaniu, niewypuszczaniu go, zakładanie mu kagańca spełzają na niczym. Właściciele mówią, że oni go pilnują, a pies ucieka. Raz wezwaliśmy policję, a ten bydlak podkulił ogon i ani jednego dźwięku nie wydał. Ewidentnie boi się mundurowych. Na dodatek kuli się i udaje mniejszego niż jest.
Sąsiedzi przyznają, że Pimpuś ma też pewien walor: nikt obcy na klatkę nie wejdzie, kiedyś przegnał złodziei, którzy próbowali w czasie wakacji włamać się do mieszkania na pierwszym piętrze. Jednak dzieci panicznie się go boją, bo Pimpuś traktuje je jak członków stada, ale niższej kategorii i bardzo źle traktuje. - Najgorsze, że nie można się dogadać z jego właścicielami - mówi Agnieszka.
Zobacz także
Miłosne wrzaski
W najtrudniejszej sytuacji są sąsiedzi młodej miłośniczki jazdy na rowerze i hodowli warzyw na balkonie. W sześciopiętrowym bloku z lat 50. na warszawskim Mokotowie mieszkańcy borykają się z hałasem, który po pierwsze trudno pomylić z czymś innym, a po drugie niezwykle trudno o nim rozmawiać. Dlaczego? - Po prostu pani spod siedemdziesiątki czwórki bardzo głośno uprawia seks - opowiada Piotr, lekarz pediatra, który z żoną i synkiem mieszka pod numerem 76, na tym samym piętrze.
- Jęki, krzyki, westchnienia, czasem miłosne rozkazy można usłyszeć o dowolnej porze w ciągu doby. Wracam z synem ze szkoły, rozmawiamy o klasówce z matematyki, a na naszym piętrze wrzaski. Kiedyś Dominik pytał, dlaczego ta pani tak krzyczy, teraz już nie pyta. Wie.
Któregoś dnia sąsiadka z piątego nie mogła wytrzymać wrzasków i energicznie zapukała do młodej kobiety. Ta niczym niezrażona otworzyła drzwi w szlafroku i na pytanie, czy dzieje się jej coś złego, bo straszne krzyki dochodzą z jej mieszkania, odpowiedziała, że nic złego się nie dzieje i że nie krzyczała… - Były już różne pomysły: pisanie listu anonimowego, otwartego, zgłaszanie wrzasków do Niebieskiej Linii, skarga do spółdzielni, wezwanie egzorcysty - wylicza Piotr. - Nikt jednak nie wie, jakie rozwiązanie przyniosłoby skutek. Bo przecież nikt nie chce ograniczać naszej sąsiadki, ale na miłość boską tych wrzasków nie da się wytrzymać.
Spróbować porozmawiać
- Ludzie zamiast normalnie ze sobą rozmawiać, okopują się w swoich mieszkaniach i boją spokojnie i rzeczowo porozmawiać z sąsiadami o tym, co im przeszkadza - uważa Krzysztof Tylski, terapeuta z Ośrodka Terapii Uzależnień i Pomocy Psychologicznej Polana w Warszawie. - To konsekwencje budowania zamkniętych osiedli, instalowania trzech domofonów uniemożliwiających proste wejście do budynku. Bo jeśli ludzie odgradzają się od obcych, to niestety odgradzają się też od siebie.
Zdaniem terapeuty wiele spraw mieszkańcy jednego budynku byliby w stanie załatwić pokojowo i skutecznie - wystarczy, żeby chcieli się ze sobą porozumieć bez agresji i pretensji. - Każdemu, komu przeszkadza zbyt głośne zachowanie współmieszkańców, ujadający pies czy smród gotowanych potraw, powinien iść do sąsiada i otwarcie powiedzieć, co mu przeszkadza - uważa Tylski. - Problemem jest forma, jakiej się używa, by wyjaśnić swoje stanowisko. Bo zamiast skarg i pretensji warto, by było rzeczowo i bez agresji. Dobrze jest też wytłumaczyć, co musiałoby się zmienić, żeby sytuacja się poprawiła. Np. proszę smażyć smalec krócej, w mniejszych porcjach, zainstalować pochłaniacz, pilnować potrawy, by się nie przypaliła.
Paragrafy na sąsiada
A co jeśli sąsiad nie chce się porozumieć i odpiera wszystkie zarzuty jako bezzasadne? Warto poprosić w pierwszej kolejności o pomoc administratora budynku. Powinien porozmawiać z niesfornym lokatorem. Jeśli to nie poskutkuje, o interwencję można poprosić straż miejską lub policję. Artykuł 51 § 1 Kodeksu wykroczeń jasno mówi, że "kto krzykiem, hałasem, alarmem lub innym wybrykiem zakłóca spokój, porządek publiczny, spoczynek nocny albo wywołuje zgorszenie w miejscu publicznym, podlega karze aresztu, ograniczenia wolności albo grzywny".
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl