Zofia Nałkowska – druga strona medalu
Pisarka została sama ze schorowaną matką i siostrą, której mąż wyjechał przed wojną do Francji. By zarobić na życie, siostry otworzyły mały sklepik z papierosami. Na rozkaz Niemców opuściły wygodne mieszkanie i zamieszkały w dwóch małych pokoikach. Nałkowska, mimo ciasnoty, znalazła sposób, by przyjmować gości. Była uzależniona od ludzi, rozmów, wymiany myśli. Chciała całego życia, szczególnie w tym czasie, gdy każdego dnia ludzie ocierali się o śmierć.
Nieprzemijająca z wiekiem uroda, zastępy adoratorów, sukcesy zawodowe, zaszczytne funkcje – mogłoby się wydawać, że Zofia Nałkowska była wybranką losu. Jednak to tylko pozory. Najlepsza pisarka XX wieku cierpiała, wikłając się w toksyczne związki i nieudane małżeństwa, nieustannie poszukując prawdziwej miłości. Niedawno minęła 131 rocznica jej urodzin.
Początek ubiegłego stulecia to czas, gdy coraz większe znaczenie i popularność zdobywa ruch emancypantek. Do grona zwolenniczek równouprawnienia kobiet należy między innymi Zofia Nałkowska, młoda literatka. W 1905 roku bierze udział w Zjeździe Kobiet zorganizowanym, by uczcić czterdziestolecie twórczości Elizy Orzeszkowej. Chociaż zasłużona pisarka nie zjawia się na zebraniu (ze względu na słabe zdrowie), nie brakuje znamienitych gości. Zaproszenie organizatorek przyjmuje m.in. Maria Konopnicka, która zjawia się w towarzystwie Marii Dulębianki, swojej wieloletniej przyjaciółki. Dla Zofii Nałkowskiej wystąpienie na forum feministek jest idealnym pretekstem, by upomnieć się o prawa kobiet do wolnej miłości. Oburza ją fakt, że życie erotyczne kobiet, za sprawą religii, tradycji i norm społecznych ogranicza się jedynie do tego, by osiągnąć narzucony cel – macierzyństwo.
Zagorzała feministka
„Chcemy całego życia” – wykrzyczała na koniec swojego wystąpienia. Śmiałe tezy i żądania Nałkowskiej wzbudziły skrajne emocje, część kobiet nagrodziła je gromkimi brawami, a część (łącznie z Marią Konopnicką) zamanifestowała swoje oburzenie, wychodząc z sali. Młoda feministka mówiąc głośno to, o czym wiele kobiet wstydziło się nawet pomyśleć, wsadziła kij w mrowisko. Domagała się, by nie traktować prostytutek jako kobiet niemoralnych. Dla zaangażowanych społecznie pozytywistek było to żądanie skandaliczne. Owszem, nieobcy był im los prostytutek – jako kobiet żyjących w ubóstwie moralnym i często materialnym.
Bezkompromisowa Zofia Nałkowska była jedną z najmłodszych uczestniczek Zjazdu Kobiet, ale jej nazwisko było już dosyć znane. Mimo młodego wieku (21 lat), mogła pochwalić się sukcesami literackimi. Jako czternastolatka zadebiutowała na łamach „Przeglądu Tygodniowego” publikując wiersze. Od tego czasu jako poetka współpracowała ze znanymi czasopismami warszawskimi (m.in. "Chimera"). Jej pierwsza powieść „Kobiety” ukazała się niedługo po burzliwym Zjeździe i została bardzo dobrze przyjęta przez krytykę. Wykształcenie pisarka zdobyła ucząc się na prywatnej pensji oraz studiując na tajnym Uniwersytecie Latającym (konspiracyjne kursy dla kobiet w czasach, gdy nie miały prawa wstępu na uczelnie wyższe).
Gdy dała się poznać jako zagorzała feministka, była żoną Leona Rygiera, poety i publicysty. Poślubiła go rok przed Zjazdem Kobiet, na którym wygłosiła kontrowersyjne wystąpienie. Miłość, która skłoniła pisarkę do małżeństwa, dosyć szybko przeminęła. Odkryła, że mąż ją zdradza (między innymi z ich młodocianą służącą), poza tym Rygier był zazdrosny o jej talent i sukcesy zawodowe. Sam niewiele publikował i mało zarabiał. Nałkowska tolerowała wybryki męża przez kilka lat, para przeżywała rozstania i powroty, nie łączyło ich nic – oprócz wyjątkowo silnej więzi erotycznej.
Literacki talent Nałkowskiej objawił się w młodym wieku, pisarka przez całe życie dużo pracowała i wiele publikowała. Niestety, sukcesy literackie nie przynosiły jej stabilności finansowej. W odróżnieniu od innych pisarek swojej epoki m.in. Ireny Krzywickiej, nie mogła liczyć na wsparcie swoich mężczyzn. Po rozwodzie pisarka dosyć szybko znalazła pocieszenie w przelotnych flirtach i romansach. Straciła głowę dla zdolnego i przystojnego lekarza Józefa Szpera, na którym, jak odnotowała w swoim dzienniku, zależało jej bardziej niż na sobie samej. Niestety, jej ukochany miał żonę, z którą nie zamierzał się rozstać. Zawód miłosny Nałkowska przyniósł jej także Karol Szymanowski. Słynny kompozytor, jak wielu innych mężczyzn, był pod wrażeniem osobowości i inteligencji pisarki, ale nie mógł zaoferować jej nic oprócz przyjaźni, był bowiem homoseksualistą.
Dwukrotna rozwódka
W 1922 roku, dobiegając czterdziestki, Nałkowska ponownie wyszła za mąż. Oczywiście z miłości, tym razem zakochała się w wojskowym – Janie Gorzechowskim. Musiała odnaleźć się w roli przykładnej żony oficera, wzorowej pani domu. Umiała oczarować gości inteligentną konwersacją, o wiele gorzej radziła sobie z tzw. prozą życia – wydaniem obiadu, zakupami i prowadzeniem domu. Nowy mąż dosyć szybko okazał się despotą i awanturnikiem. Nie mógł znieść, że żona górowała nad nim intelektualnie. Był zazdrosny, gdy to ona brylowała w towarzystwie i skupiała na sobie uwagę gości, szczególnie, jeśli wdawała się w dyskusję z samym marszałkiem Piłsudskim. Pod wpływem dominującego męża Nałkowska pokorniała i robiła wszystko, by nie prowokować wybuchów gniewu. Po czterech latach opuściła Gorzechowskiego.
Czterdziestka na karku, dwa nieudane małżeństwa, problemy finansowe, brak własnego mieszkania. Dla wielu kobiet taka sytuacja oznaczałaby porażkę życiową, ale nie dla Nałkowskiej. Pisarka zamieszkała ponownie z matką, została prezesem PEN Clubu i oddała się swoim największym pasjom – pisaniu i bywaniu. Na salonach wciąż wydawała się młoda, piękna i bogata. Coraz młodsze stawało też się grono jej adoratorów. Wśród nich znalazł się między innymi nieśmiały, początkujący pisarz z Drohobycza Bruno Schulz. Nałkowska bezbłędnie rozpoznała jego talent literacki i pomogła mu w kontaktach z wydawcami, co zaowocowało publikacją „Sklepów cynamonowych”. Schulz podarował swej mentorce wyjątkowy egzemplarz powieści, było to specjalne wydanie oprawione w brązową skórę i zdobione rysunkami. Cenną pamiątkę zniszczył w szale zazdrości kolejny kochanek pisarki. W środowisku utarło się powiedzenie, że droga do sławy prowadzi przez łóżko Nałkowskiej.
Bez wątpienia na pomoc pierwszej damy polskiej literatury liczył Bogusław Kuczyński (to on zniszczył cenne wydanie „Sklepów cynamonowych”), młodszy od niej o dwadzieścia trzy lata. Nałkowska powierzyła mu rolę swojego asystenta, miał dbać o kontakty z wydawnictwami, prasą, pilnować spraw finansowych. Dosyć szybko zostali kochankami. Jak zwykle w przypadku Nałkowskiej miał być to związek burzliwy, toksyczny. Kuczyński postanowił zaprowadzić porządek nie tylko w życiu zawodowym swojej kochanki, ale także decydował z kim ma się spotykać, oczekiwał także, że będzie go wspierać w karierze literackiej. Nałkowska robiła co mogła, by zadowolić młodszego partnera. Gdy odkryła, że jest przez niego zdradzana, przeżyła załamanie nerwowe. Zażądała od Kuczyńskiego, by wyprowadził się z jej mieszkania, które dzielili z chorą matką pisarki. Kochanek nie miał zamiaru rezygnować z darmowego lokum, mieszkali więc dalej pod jednym dachem, a kłótnie i awantury stały się ich codziennością. Kolejny trudny związek Nałkowskiej trwał
do czasu II wojny światowej. Kuczyński został powołany do wojska i wraz z częścią armii polskiej przedostał się do Rumunii.
Ulubienica powojennych władz
Pisarka została sama ze schorowaną matką i siostrą, której mąż wyjechał przed wojną do Francji. By zarobić na życie, siostry otworzyły mały sklepik z papierosami. Na rozkaz Niemców opuściły wygodne mieszkanie i zamieszkały w dwóch małych pokoikach. Nałkowska, mimo ciasnoty, znalazła sposób, by przyjmować gości. Była uzależniona od ludzi, rozmów, wymiany myśli. Chciała całego życia, szczególnie w tym czasie, gdy każdego dnia ludzie ocierali się o śmierć.
Po wojnie komunistyczne władze potrzebowały wsparcia literatów, pisarze mogli liczyć na liczne przywileje – wygodne mieszkania, publikacje powieści w masowych nakładach, zagraniczne podróże. Nałkowska w 1945 roku miała 60 lat, w czasie wojny straciła mieszkanie, nie miała oszczędności. Być może uwierzyła w kreśloną przez komunistów wizję przyszłości nowej Polski. Zaproponowano jej, by zaangażowała się w prace Głównej Komisji Badań Zbrodni Niemieckich w Polsce. Zgodziła się, doświadczenie to skłoniło ją do napisania „Medalionów”, jedną z kluczowych pozycji w literaturze Holocaustu.
Pisarka pełniła także funkcję posła. Nadal brylowała w środowisku literackim, Maria Dąbrowska wspomina w swoich dziennikach, jak na posiedzeniu PEN Clubu w 1947 roku „ Nałkowska olśniewała. Trzyma się coraz lepiej. Musi mieć świetnych masażystów i kosmetykarzy, bo nawet gładka się zrobiła na szyjsku i gębie”. Nałkowskiej nie wystarczył status wybitnej pisarki i działaczki, ani to, że podziwiano jej erudycję i maniery światowej damy. Do końca życia była przewrażliwiona na punkcie swojej urody, nie zgadzała się siwiznę i zmarszczki, deprymowały ją problemy ze słuchem, chciała ze wszelką cenę zachować młodość, nawet gdy dobiegała już siedemdziesiątki. Zmarła 17 grudnia 1954 roku, jeszcze na kilka dni przed swoją śmiercią brała udział w zebraniu Związku Literatów.
Korzystałam z książki Ireny Kienzler „Nałkowska i jej mężczyźni” oraz „Dzienników” Zofii Nałkowskiej
Małgorzata Brzezińska / AK / Kobieta WP