Zużyte pampersy, papierosy i seksizm. To oblicze turystów, którzy psują innym wypoczynek w górach

Chociaż wiele osób kocha góry bez pamięci, a Tatry czy Bieszczady co roku przeżywają oblężenie, niektóre zachowania turystów mogą porządnie zirytować. - Najgorsza sprawa jest z palaczami - podkreśla Grzegorz Bryniarski, leśniczy, który od 29 lat pracuje w Tatrzańskim Parku Narodowym. Denerwuje nas też muzyka z głośników, alkohol na szlaku czy śmieci. Problemem może być też seksizm. - Mężczyźni dawali mi do zrozumienia, że nie dam sobie rady sama – wyznaje Ewa, która przeszła m.in. Główny Szlak Beskidzki czy Główny Szlak Sudecki.

W Tatry co roku przyjeżdżają tysiące turystów. Nie wszystkie ich zachowania są właściwe
W Tatry co roku przyjeżdżają tysiące turystów. Nie wszystkie ich zachowania są właściwe
Źródło zdjęć: © East News | Pawel Murzyn
Dominika Frydrych

22.07.2022 21:41

Wśród górskich piechurów wyjątkowo złą sławą cieszą się głośni i pijani turyści. Natalia z facebookowej grupy Baby w Tatrach wspomina sytuację z drogi z Doliny Pięciu Stawów. "Pijany gość szedł z dzieckiem i popijał sobie jeszcze piwko. Po zwróceniu uwagi, żeby nie palił papierosów na szlaku i nie śmiecił, zaczął się awanturować i wyzywać" - pisze.

Grzegorz Bryniarski, leśniczy z Tatrzańskiego Parku Narodowego, z Obwodu Ochronnego Morskie Oko, wspomina też, jak kilka lat temu na drodze do Morskiego Oka zobaczył kompletnie pijanych mężczyzn z pustym dziecięcym wózkiem. - Przeraziliśmy się, że gdzieś to dziecko po drodze zgubili, a nie mogliśmy się z nimi porozumieć. Ostatecznie zadzwoniliśmy do żony jednego i ustaliliśmy, że dziecko jest z nią - mówi.

Na szlakach zdarza się też puszczanie muzyki. Dla jednych to rozrywka, ale inni są tym bardzo zmęczeni. "Przy zejściu z przełęczy w Grzybowcu, w kierunku Polany Strążyskiej szła cała banda z głośnikiem i słuchała muzyki na full" – wskazuje Jagoda z grupy Baby w Tatrach. "Ja, w okolicach Kondrackiej Przełęczy, natknęłam się na grupę młodzieży, która szła z głośniczkiem i puszczała z niego rap" – dodaje Beata, użytkowniczka tej samej grupy.

Na szlaku znajdują się m.in. zużyte pampersy

W górach nie brakuje też palaczy. Jagoda mocno to krytykuje. "Przy schronisku na Hali Kondratowej byłam świadkiem, jak pewien osobnik, odpalając papierosa, śmiał się, że dostał już w tym dniu ostrzeżenie od strażnika, właśnie za palenie" – wspomina.

Grzegorz Bryniarski mówi wprost: jeśli chodzi o śmieci, najgorsza sprawa jest właśnie z palaczami. - Zasada jest prosta – na terenie parku nie wolno palić. Niestety dzieje się to nagminnie. A potem znajdujemy pety na szlaku – zaznacza.

Problemem są chusteczki upchnięte pod krzakami, puszki czy butelki, ale i zużyte pampersy. To nie wszystko – porzucane są też ubrania czy sprzęt turystyczny. - Raz znalazłem piłkę nożną, innym razem zegarek za 5 tysięcy euro, który na szczęście udało się oddać właścicielowi - opowiada leśniczy.

- Droga do Morskiego Oka od maja do października jest sprzątana codziennie przez wynajętą firmę po godzinie 18. W maju czy czerwcu pracownicy zbierają około 28 dużych, 120-litrowych worków śmieci na miesiąc - czyli mniej więcej na dzień jest jeden worek śmieci. Teraz, w sezonie letnim to może być nawet około 50 worków na miesiąc - podkreśla Bryniarski.

Dlaczego na trasie nie ma koszy na śmieci? - Kiedyś to testowaliśmy, ale zbierały się w nich w ciągu dnia takie ilości, że ciężko było to na bieżąco zbierać. Poza tym do koszy wędrowały niedźwiedzie, lisy, orzechówki oraz inne ptactwo szukające łatwego pożywienia - komentuje.

"O godzinie 19 spytali, jak daleko na Kasprowy"

Do nieprzyjemnych sytuacji może prowadzić też brawura. Katarzyna, która od dziecka jeździ w Tatry, pamięta, jak pewnego razu schodziła z mamą ze Świnicy. - Mijało nas dwóch mężczyzn, którzy prowadzili w górę szlochającą koleżankę na miękkich nogach. Zatrzymałyśmy się, moja mama spytała, co się dzieje. Okazało się, że dziewczyna miała lęk wysokości, była przerażona, ale koledzy chcieli koniecznie zaliczyć szczyt, więc ciągnęli ją na siłę - opisuje. - Na szczęście zatrzymał się też inny turysta, zrobił tym ludziom awanturę i zaoferował, że sprowadzi dziewczynę na dół.

"Pamiętam parę w Kuźnicach, która o godzinie 19 spytała, jak daleko na Kasprowy. I mimo ostrzeżeń, że jest już bardzo późno, poszła dalej" – opowiada z kolei Jagoda z grupy Baby w Tatrach.

Grzegorz Bryniarski zna takie historie doskonale. - Często ludzie wychodzą w góry za późno. Do Morskiego Oka sporo startuje o godz. 12-13, co nie jest jeszcze najgorszą porą, bo zdarzają się też tacy, którzy zaczynają wycieczkę o godz. 16. O ile nie nocują w schronisku, czeka ich powrót o godz. 21-22 – mówi.

"Zdarzają się panie w klapkach"

Leśniczy podkreśla, że wiele osób przyjeżdża w góry nieświadomych tego, co ich czeka. - Cały czas zdarzają się turyści rozczarowani, że na busach z Zakopanego jest napis "Morskie Oko", a z Palenicy czeka ich jeszcze dziewięć kilometrów marszu.

Bywa, że ludzie nie używają mapy, polegają tylko na GPS-ie i potrafią ominąć wejście na szlak o dwa-trzy km. Albo spontanicznie zmieniają plany. - Skręcają przy Wodogrzmotach Mickiewicza do Doliny Pięciu Stawów. Na drogowskazie jest informacja, że to dwie godziny z hakiem, a nikt sobie nie zdaje sprawy, że to kawałek podejścia, zwłaszcza pod koniec, koło Siklawy.

Problem pojawia się zwłaszcza, kiedy mają nieodpowiednie buty. - Buty, które nie chronią kostki, ma z 80 proc. ludzi - mówi Bryniarski. - W okolicach Morskiego Oka mamy cały przegląd: tenisówki, adidasy, sandały...

- Zdarza się, że panie idą w klapkach. Do Morskiego Oka jest asfalt, niestety w klapkach na dłuższą metę trudno iść, więc ściągają je i próbują iść boso. A przy upałach, w letnim sezonie, potrafią sobie poparzyć nogi. Idą trochę po asfalcie, trochę po poboczu i trawie, i prawie walczą o życie - wskazuje.

Jeszcze gorzej, jeśli turyści w klapkach czy trampach chcą iść dalej, okrążyć Morskie Oko albo podejść do Czarnego Stawu pod Rysami. A, jak podkreśla Bryniarski, przy takiej liczbie ludzi to się zdarza nagminnie. - Szlak wokół Morskiego Oka jest w miarę równy, ale ułożony z kamieni, które w wielu miejscach są wyślizgane. Bardzo łatwo wtedy o kontuzję kostki - przestrzega.

"Nie zachowuj się jak chłop"

Dla kobiet, zwłaszcza tych wędrujących samotnie, problemem na szlaku może być także seksizm. Ewa Zwolska prowadzi na Instagramie profil Mewa w locie, który obserwuje ponad 33 tysiące użytkowników. Jej ogromną pasją są podróże - przeszła już m.in. Główny Szlak Sudecki i Główny Szlak Beskidzki, chodziła po Tatrach, a ostatnio przejechała rowerem z Helu do Zakopanego. Wielokrotnie zdarzały jej się chociażby sytuacje, w których słyszała komentarze na temat swojego wyglądu.

- Kiedy szłam Głównym Szlakiem Sudeckim, dołączył do mnie przypadkowy chłopak - opowiada. - "Dziewczyna idzie sama - dołączę, żeby było ci bezpieczniej" - powiedział. Odpowiedziałam, że nie czuję się zagrożona, ale jeśli ma ochotę dołączyć, to oczywiście może. Na jednym z dłuższych odcinków co jakiś czas zatrzymywałam się i zdejmowałam buty, żeby odpoczęły mi stopy. W pewnym momencie on przysiadł ze mną na ławce i skomentował: "Ale masz rozklapciane stopy, bardziej ode mnie! Kobiety nie mają takich stóp!"

Chłopak pytał jej też, czy nie zastanawiała się, żeby nad nimi popracować i czy nie ma z ich powodu kompleksów.

- Nie mogłam uwierzyć w to, co słyszę. Jestem dumna z moich stóp, że dają radę nieść mnie przez taką trasę - bo szlak, który wtedy przechodziłam, miał 443 kilometry, a on mnie pyta, czy nie chcę zrobić czegoś z moimi stopami, bo jego zdaniem są brzydkie! - irytuje się.

Inna sytuacja przydarzyła jej się na Głównym Szlaku Beskidzkim. Spotkała idących z naprzeciwka dwóch chłopaków, którzy spytali ją, dokąd chce dojść. Kiedy ujawniła im cel, po prostu ją wyśmiali. - "Tam na pewno nie dojdziesz! Poza tym idziesz sama, to jest nieodpowiedzialne! Od kiedy kobiety tak same chodzą po górach" - cytuje i natychmiast dodaje: - A czy my jesteśmy ubezwłasnowolnione? Cała nasza rozmowa polegała na tym, że panowie mnie pouczali, chociaż nie było z mojej strony żadnej prośby o radę. Stwierdzili, że na pewno nie dotrę tam, dokąd chciałam iść tego dnia, bo nie poradzę sobie sama jako kobieta.

Zdarzają się też docinki. - Jak kiedyś w schronisku w Karkonoszach. Zakładam plecak, a jakiś mężczyzna proponuje mi pomoc. Odmawiam i dziękuję, na co on reaguje słowami: "Nie zachowuj się jak chłop albo babochłop, bo żaden nie będzie cię chciał" - mówi. - A ja jestem dumna, że sama daję sobie radę.

Wspomina też inną sytuację. - Kiedyś wyciągnęłam mapę, żeby pomóc jednej parze dojść ze szlaku do samochodu. Chłopak spytał, czy na serio znam się na mapie, czy udaję. Zaskoczona odpowiedziałam, że serio. "Bo wiesz, kobiety zwykle mylą lewą i prawą stronę" - skomentował półżartem - opowiada. - Często to są drobne, niby niewinne teksty. Ale po co komuś tak umniejszać?

Dominika Frydrych, dziennikarka Wirtualnej Polski

Zapraszamy na grupę FB - #Wszechmocne. To tu będziemy informować na bieżąco o terminach webinarów, wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was!

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Źródło artykułu:WP Kobieta
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (294)