Żyją razem po rozwodzie. "Wróciłam do domu i przyłapałam go na seksie"
W świetle prawa rozwód to trwały i zupełny rozkład małżeństwa w każdej sferze – uczuciowej, fizycznej i gospodarczej. W praktyce? Niekoniecznie. Przekonały się o tym Katarzyna i Agnieszka, które po rozstaniu nadal dzieliły mieszkanie ze swoimi byłymi mężami.
Na pytanie o to, jak doszło do rozwodu, Katarzyna (imię zmienione – przyp. red.) tylko ciężko wzdycha. - Szczerze mówiąc, dzisiaj nawet ciężko mi powiedzieć, co dokładnie się stało. Po prostu oddaliliśmy się od siebie - mówi. Para spędziła ze sobą ponad piętnaście lat.
- Nie było w tym nic patologicznego, żadnej przemocy czy alkoholizmu. Ale po wspólnie spędzonych latach praktycznie przestaliśmy ze sobą rozmawiać. On strasznie dużo pracował, ja zajęłam się domem, dziećmi, ale kiedy dorosły, czułam się samotna. Seks stał się rutynowym obowiązkiem, który odbębnialiśmy w pięć minut raz na miesiąc, a stopniowo coraz rzadziej. Byłam bardzo nieszczęśliwa, zresztą, chyba obydwoje byliśmy – opowiada. W końcu podjęli decyzję o rozwodzie.
Problem w tym, że to był moment, kiedy mężczyzna stracił pracę i zaczął mieć problemy finansowe. - Ponieważ mamy bardzo duże, trzypokojowe mieszkanie, ustaliliśmy, że jeszcze przez jakiś czas będziemy korzystać z niego wspólnie. Dogadaliśmy się, który pokój jest mój, a który mojego byłego męża, która półka w lodówce jest moja, a która jego. Tyle w teorii – kwituje Katarzyna. W praktyce okazało się, że, jak podkreśla kobieta, było gorzej niż ze współlokatorami na studiach. Między byłymi małżonkami co chwila wybuchały kłótnie. O co? O wszystko.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
- Nagle zaczął mieć do mnie pretensje, że nie mówię mu, dokąd idę albo kiedy wrócę. Wcześniej w ogóle mnie o to nie pytał, moje życie zupełnie przestało go interesować, a nagle chciał mnie wręcz kontrolować. Przykład? W któryś piątek spontanicznie pojechałam do siostry, która mieszka nad morzem. Oczywiście nic mu nie powiedziałam. Zadzwonił z awanturą, mówił, że jestem niepoważna, i że się zamartwiał, kiedy nie wróciłam na noc bez słowa - relacjonuje Katarzyna.
- Moja siostra od początku nie mogła zrozumieć naszej decyzji o wspólnym mieszkaniu - dodaje. Zresztą, nie tylko ona – wszyscy, łącznie z naszymi dorosłymi dziećmi, mówili, że to chora sytuacja, przez którą żadne z nas nie będzie w stanie iść dalej w życiu. Że, choćby nie wiem, co, musimy to szybko zakończyć. Wtedy, po tym telefonie byłego męża, zrozumiałam, że mieli rację.
Para mieszkała razem jeszcze przez prawie dwa miesiące, dopóki mężczyzna nie wynajął mieszkania. Z czasem przeprowadził się do innego miasta. Dzisiaj Katarzyna i jej były mąż żyją w zgodzie. Mają ze sobą bardzo sporadyczny kontakt, głównie na uroczystościach dotyczących dzieci i wnuków. Obydwoje znaleźli inne drugie połówki.
Wspólne mieszkanie po rozwodzie? To może nie być dobrym pomysłem
- Życie pod jednym dachem po rozstaniu może wynikać z powodów ekonomicznych, ale bardzo często poza ekonomią mamy wówczas do czynienia z trudnością w definitywnym zakończeniu związku - wyjaśnia Angelika Szelągowska-Mironiuk, psycholożka i psychoterapeutka. - Czasami partnerzy rozstają się, ale mają na tyle dobrą relację, że chcą żyć pod jednym dachem jako przyjaciele – daje im to poczucie bezpieczeństwa i pozwala zaadaptować się powoli do nowej rzeczywistości. Z drugiej strony jednak takie funkcjonowanie może blokować przeżycie żałoby po zakończeniu związku i otwarcie się na nową relację.
Ekspertka podkreśla, że dla dzieci ten układ może być wygodny, ponieważ mają blisko siebie dwoje rodziców. Może to jednak być dosyć ryzykowne. - Taka sytuacja często wiąże się także z dezorientacją i zagubieniem, bo dziecko nie do końca rozumie, jakie teraz w domu panują zasady. Istnieje także ryzyko, że dziecko będzie świadkiem konfliktów między rodzicami, które zwykle pojawiają się podczas procesu rozstania – zaznacza psychoterapeutka.
Jak zachować się w sytuacji, gdy na przykład warunki ekonomiczne zmuszają do kontynuowania wspólnego mieszkania? - Jeśli była para decyduje się na takie rozwiązanie, to warto określić jego ramy czasowe - jak długo będziemy mieszkać pod jednym dachem? Warto także zapytać samego i samej siebie, co pod względem psychologicznym utrudnia mi fizyczne rozstanie z byłym - radzi Szelągowska-Mironiuk.
Czytaj także: Wzięły ślub po sezonie. "W rodzinie huczało od plotek"
"Przyłapałam go na seksie"
Agnieszka też zdecydowała się na wspólne mieszkanie z byłym mężem. - Trwało to niecały rok. Oczywiście, że chodziło o pieniądze - mówi wprost. - Zresztą mam koleżankę, która żyje w takim układzie. Razem z byłym są w bardzo dobrych relacjach. Gdy mówili komuś, że są po rozwodzie, nikt nie wierzył.
U niej niestety rzeczywistość wyglądała dużo gorzej. - Przez pewien czas było znośnie. Później, niestety, zaczęło się piekło, które było gorsze niż sam rozwód. Kłóciliśmy się non stop, czepialiśmy się siebie o każdy drobiazg. Raz zrobił mi ogromne wyrzuty z powodu meczu, którego nie mógł obejrzeć, bo wcześniej włączyłam sobie odcinek serialu, na którym mi zależało - opowiada.
- Doprowadzało mnie też do szału to, że po sobie nie sprzątał. Jestem pewna, że regularnie zostawiał naczynia w zlewie tylko dlatego, żeby zrobić mi na złość, bo przez kilka lat naszego małżeństwa wcześniej raczej tego nie robił. Ale ja nie byłam lepsza. Kiedy widziałam, że spieszy się, na przykład do pracy, wchodziłam do łazienki i brałam długi prysznic - opisuje.
Prawdziwy problem zaczął się jednak, kiedy były mąż zaczął przyprowadzać do domu kobiety. - Pewnego dnia wróciłam do domu i przyłapałam go na seksie. To było bardzo niezręczne i trudne dla mnie doświadczenie. Niby miałam pełną świadomość, że od dawna nic nas nie łączy, ale jednak czułam się źle.
Dopiero po tej sytuacji Agnieszka zdecydowała, że muszą zrobić krok naprzód. - Dzisiaj myślę, że chyba podskórnie liczyłam na zmianę sytuacji między nami i nie umiałam się z nim pożegnać - zastanawia się. I kwituje: - Całe szczęście nie mieliśmy dzieci. Wolałabym, żeby nie były świadkami takiej chorej wojny podjazdowej, którą toczyliśmy między sobą.
– Często jest to okazja do wzajemnego robienia sobie przykrości. Pomiędzy byłymi małżonkami zaczyna dochodzić do konfliktów. Spotkałem się w swojej praktyce z zamykaniem lodówki na kłódkę czy niedopuszczaniem eksmałżonka do wspólnych pomieszczeń takich jak kuchnia czy łazienka – tłumaczył mecenas Jerzy Grycz w rozmowie z WP Kobieta. Z jego doświadczenia częstą przeszkodą w wyprowadzce bywa wspólny kredyt. - Trzeba go spłacać, a nie bardzo są pieniądze na to, żeby jedna ze stron ten kredyt przejęła. W tych okolicznościach żadna ze stron nie chce się zgodzić na to, żeby się wyprowadzić.
Dominika Frydrych, dziennikarka Wirtualnej Polski
Zapraszamy na grupę FB - #Samodbałość. To tu będziemy informować na bieżąco o wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was!
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl