Gwiazdy40 lat pracowała jako niania. Przez przypadek odkryto jej genialne zdjęcia

40 lat pracowała jako niania. Przez przypadek odkryto jej genialne zdjęcia

Gdyby nie Amerykanin i bywalec aukcji, John Maloof, ta historia nigdy nie ujrzałaby światła dziennego. Vivian Maier pracowała jako niania przez ponad cztery dekady, poczynając od lat 50. XX wieku. Całe jej życie minęło niezauważone, aż przez kompletny przypadek odkryto jej fotograficzny dorobek: ponad 120 tys. negatywów, taśmy filmów, nagrania i multum niewywołanych klisz. W Centrum Sztuki Mościce w Tarnowie można zobaczyć jedyną w Polsce wystawę fotografii artystki.

40 lat pracowała jako niania. Przez przypadek odkryto jej genialne zdjęcia
Źródło zdjęć: © Archiwum prywatne
Anna Moczydłowska

12.05.2017 | aktual.: 15.05.2017 08:42

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Podczas jednej z aukcji w 2007 roku, John Maloof wylicytował pudełko z kilkudziesięcioma tysiącami starych, niewywołanych negatywów za 200 dolarów. Jak się okazało, był to być może najlepszy zakup w jego życiu.

Potrzebował ich wtedy jako ilustracji do opracowania na temat mieszkańców Chicago. Gdy wywołał kilka pierwszych negatywów zdał sobie sprawę, że ma do czynienia z wyjątkową pracą artystyczną, dokumentującą życie w Chicago w latach 50. Prace przestawiają ludzi, zwierzęta, przedmioty.

Oprócz negatywów Maloof nie miał nic, co mogłoby wprowadzić go na jakikolwiek trop autorki zdjęć. Rozwiązaniu zagadki tajemniczej fotografki postanowił poświęcić większość wolnego czasu, choć zadanie było o wiele bardziej skomplikowane niż mogłoby się początkowo wydawać. Poza tym wymagało ogromnych nakładów finansowych oraz czasu. Jednak w tym przypadku trud opłacił się. Od 2010 roku prace Vivian pokazywane były w galeriach całego świata.

Obraz
© Archiwum prywatne

Jej światem byli inni

Vivian Maier – ekscentryczka, silna, zawzięta osoba, intelektualistka bardzo ceniąca swoją prywatność. Ubierała opadający kapelusz, długą suknię, wełniany płaszcz, męskie buty i przemierzała ulice niezwykle pewnym krokiem z wiecznie zawieszonym na szyi aparatem fotograficznym. Wręcz obsesyjnie robiła zdjęcia, choć nigdy ich nikomu nie pokazywała. Nieposkromiony i niepokorny oryginał.

W wolnych chwilach fotografowała ulicę, ludzi, przedmioty, pejzaże. Ostatecznie, robiła zdjęcia temu, co dostrzegała znienacka. Wiedziała, jak uchwycić swoją erę w ułamku sekundy. Maier opowiadała o pięknie zwykłych rzeczy, szukając w codziennych banałach nieuchwytnych i ulotnych chwil.

– Jej całym światem byli inni – nieznani, anonimowi ludzie, których Vivian dotykała na sekundę – przekonują organizatorzy wystawy. – Gdy więc utrwalała ich na kliszy, ważny był dystans. Ten sam dystans, który zmieniał te postacie w bohaterów nieistotnych anegdot. I choć miała odwagę tworzyć odważne i niepokojące kompozycje, Vivian Maier stoi u progu fotografowanych scen, a nawet poza nimi – nigdy po tej samej stronie, tak by nie stać się niewidzialną. Uczestniczy w tym, co widzi i sama staje się podmiotem

Vivian Maier nie nadawała tytułów przedstawianym zdjęciom. Informacje na temat miejsc lub dat pochodzą z odręcznych notatek znalezionych w jej archiwach.

Obraz
© Archiwum prywatne

W kolorze i z humorem

Na początku lat 70. Vivian Maier zwróciła się ku fotografii kolorowej. Zmianie techniki towarzyszyła zmiana praktyki, gdyż odtąd fotografka korzystała już z aparatu marki Leica. Był on lekki i wygodny: w odróżnieniu od używanego wcześniej Rolleiflex, w Leice zdjęcia wykonuje się bezpośrednio na wysokości oka.

Tym samym Vivian Maier podkreślała swój warsztat, mierząc się z kontaktem wizualnym z innymi i fotografując świat w jego kolorowym wydaniu. Niemniej, jej prace w kolorze wciąż są szczególne i tchną wolnością, a nawet humorem. Przede wszystkim autorka cieszy się rzeczywistością: akcentuje ostre szczegóły kolorystyczne, ukazuje niedopasowania kolorów w modzie czy bawi się lśniącymi kontrapunktami.
Z jej fotografii wyzierają odbicia jej własnej twarzy, cień, który rozciąga się na ziemi, zarys jej sylwetki. W tamtym czasie Vivian Maier stworzyła wiele autoportretów.

Obraz
© Archiwum prywatne

– Kultywowała pewną obsesję – nie na punkcie samych obrazów, ale aktu fotografowania, gestu. Coś na kształt trwającego procesu spełnienia. Ulica była jej teatrem, a jej zdjęcia – pretekstem – przekonują organizatorzy wystawy.

Na wystawie będzie można zobaczyć 35 najważniejszych fotografii w dorobku Vivian Maier.

_**Wystawa "In her own hands" potrwa od 28 kwietnia do 26 maja w tarnowskim Centrum Sztuki Mościce. Wstęp jest wolny.**_

Komentarze (4)