87‑latka miała spędzić noc na szpitalnej podłodze. Placówka zaprzecza
Pani Franciszka z Bytomia miała spaść ze szpitalnego łózka i pozostać na zimnej podłodze, dopóki nie znalazł jej personel. "Leżała w brudnej zakrwawionej koszuli nocnej" – opowiada wnuczka 87-latki. Szpital kategorycznie zaprzecza, by doszło do upadku.
25.03.2019 | aktual.: 25.03.2019 19:20
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
W czwartek, 21 marca, 87-letnia Franciszka Bacławska źle się poczuła. Rodzina wezwała lekarza, który zdiagnozował zapalenie oskrzeli i przepisał antybiotyk. Następnego dnia w godzinach popołudniowych jej stan znacznie się pogorszył.
Kobieta zadzwoniła do córki, jednak nie mogła powiedzieć, co jej dolega. Z relacji wnuczki wynika, że jej oddech był nierówny, "charczała" i nie dało jej się zrozumieć. Od razu wezwano pogotowie.
Zobacz także
Bliscy 87-latki przyjechali na miejsce razem z karetką. Kobieta była nieprzytomna. Jeden z ratowników stwierdził, że miała atak padaczki, choć nigdy wcześniej nie cierpiała na tę chorobę. Przewieziono ją do Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego nr 4 w Bytomiu. W karetce miało dojść do wylewu krwi do mózgu.
– Babcia była nieprzytomna, gdy trafiła do szpitala, z rurką w gardle umożliwiającą oddychanie. Lekarze długo nas o niczym nie informowali, ale rozumieliśmy, że działają. Następnie przeniesiono babcię na oddział neurologiczny. Była podłączona do tlenu, nie przewieziono jej na intensywną terapię mimo stwierdzonego lewostronnego udaru – informuje wnuczka, Paulina.
Kobieta miała być w pełni świadoma, poznawała bliskich i żartowała. Mimo pogryzionego i spuchniętego języka można było z nią porozmawiać.
Rodzina 87-latki zaprzecza jednak, by lekarze udzielali im na bieżąco informacji o stanie zdrowia kobiety. Bały się, że kobieta zadławi się śliną, chciały zostać na noc w szpitalu. Dyżurny nie wyraził zgody. Poprosiły wtedy jedną z pielęgniarek, by czuwała nad babcią.
– Pozostało to bez odpowiedzi. Po godzinie 22:00 opuściliśmy szpital, by wrócić do niego już po 6 rano następnego dnia i zobaczyć babcię w fatalnym stanie. Z podbitym okiem, mnóstwem sińców na rękach, popuchniętą w brudnej zakrwawionej koszuli nocnej. Obok jej łóżka na ziemi widać było ślady jej krwi – opowiada wnuczka chorej.
87-latka była w pełni przytomna. Opowiedziała, że w nocy próbowała wstać do toalety i spadła z łóżka. Miała leżeć na podłodze kilka godzin. Nie wiadomo, kiedy została podniesiona. Jej córka, Bożena, nagrała jej wypowiedź.
Pielęgniarki zaprzeczyły, by taki wypadek miał miejsce. Miały nie wiedzieć, skąd u pacjentki wzięły się obrażenia. Zdaniem wnuczki poszkodowanej były nerwowe, miały krzyczeć i nie udzielać rzetelnych informacji.
– Chwilę po tym nastąpiło zatrzymanie krążenia i akcja reanimacyjna. Babcia trafiła po tym na oddział intensywnej terapii, gdzie dotąd przebywa. Dodatkowo stwierdzono u niej obustronne zapalenie płuc – relacjonuje wnuczka.
Obecnie kobieta jest nieprzytomna, oddycha za pomocą respiratora. Jej rodzina podejrzewa, że gdyby nie upadek, jej stan byłby stabilny i wróciłaby do zdrowia. Szpital zaprzecza jednak, by do niego doszło, a łóżka miały być prawidłowo zabezpieczone.
– Nie zgłaszamy tego na drogę prawną, nie mamy na to siły. Chcemy jednak uchronić osoby, które nie mają tu bliskich, którzy za nich walczą i bronią przed tym, jak traktuje się tu pacjentów – mówi wnuczka 87-latki w rozmowie z WP Kobieta.
– Ja niczego nie oczekuję od szpitala. Chcę, żeby takie sytuacje nie miały miejsca. Chory człowiek powinien czuć się bezpiecznie pod opieką szpitala. A przynajmniej nie powinien spadać z łóżka. Nie godzę się na takie sytuacje w cywilizowanym kraju w XXI wieku – dodaje.
Rzeczniczka bytomskiego szpitala Iwona Wronka zapewnia, że takie wydarzenie nie miało miejsca, a widoczne obrażenia pojawiły się wcześniej.
"Pacjentka została przywieziona do Izby Przyjęć Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego nr 4 w Bytomiu o 17.47 w bardzo złym stanie, po napadzie padaczkowym, bez kontaktu logicznego. Wykonane natychmiast badanie tomografem komputerowym wykazało duże ognisko udarowe, które występuje co najmniej po 24 godzinach od momentu udaru. Podjęto wszelkie możliwe działania, żeby poprawić stan chorej" – czytamy w oświadczeniu przysłanym redakcji WP Kobieta.
– Łóżko było zabezpieczone prawidłowo, zainstalowane były na nim ograniczniki. Pani nie spadła z łóżka w naszym szpitalu. O stanie zdrowia pacjentki rodzina była informowana – dodaje Wronka.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl