Panika wśród pacjentów. Internistka Linda H. wróciła na oddział
W niedzielę przerażeni pacjenci gorzowskiego szpitala zaczęli ostrzegać mieszkańców miasta. W gabinecie internistycznym pojawiła się słynna lekarka - Linda H., która przez lata posługiwała się fałszywymi dokumentami i dopuściła się szeregu przestępstw.
04.03.2019 | aktual.: 06.03.2019 09:44
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Udawała psychiatrę
Historia lekarki Lindy H. jest tak absurdalna i przerażająca, że trudno w nią uwierzyć. Jeszcze jako mężczyzna ukończyła specjalizację internistyczną na Lubelskiej Akademii Medycznej, zmieniła płeć i w latach 90. wyjechała do Nowej Zelandii. Posługując się sfałszowanymi papierami lekarza-psychiatry, zatrudniła się w szpitalu w Hutt Valley. W 1996 roku awansowała i została dyrektorem oddziału psychiatrii.
Nikt nie domyślał się, że polska internistka w rzeczywistości z psychiatrią nie ma nic wspólnego. Do czasu, aż pod jej opiekę trafił groźny schizofrenik, a kobieta podjęła decyzję o zwolnieniu pacjenta z obowiązkowego leczenia. Gdy chory wyszedł ze szpitala, zabił swoją narzeczoną, odcinając jej głowę. Później twierdził, że kobieta jest szatanem i poprzez morderstwo ocalił ludzkość.
Po tragicznym zdarzeniu Linda uciekła do Polski, gdzie w 2003 roku zatrudniła się w szpitalu psychiatrycznym w podwarszawskich Tworkach, wciąż posługując się fałszywymi dokumentami. Kobieta szybko awansowała na stanowisko ordynatora geriatrii. Jej kariera rozwijała się do czasu, gdy namierzyła ją reporterka z Nowej Zelandii. Wtedy zwolniła się z pracy i przepadła.
Szereg przestępstw, śmieszny wyrok
Reporterka zawiadomiła dyrektorkę szpitala, iż Linda najprawdopodobniej była oszustką, lecz ta nie przejęła się doniesieniem - w końcu Linda i tak zniknęła. Na prośbę nowozelandzkiej prasy, sprawę kobiety przejęła "Gazeta Wyborcza". W 2005 roku dziennik opublikował głośny reportaż o Lindzie. Wtedy do redakcji zwróciła się policja, która w osobie fałszywej psychiatry rozpoznała kobietę zatrzymaną w 2000 roku na warszawskiej Pradze. Funkcjonariusze aresztowali wówczas podejrzaną, która wyłudziła dwa kredyty i okradła sklep z meblami. Kobieta została wypuszczona z aresztu, pod warunkiem, że będzie regularnie stawiać się na najbliższym komisariacie. Od tego czasu policjanci nie widzieli jej ani razu.
W lipcu 2005 roku udało się aresztować Lindę. W 2006 roku Sąd Rejonowy w Pruszkowie wydał wyrok pozbawienia wolności na okres dwóch lat w zawieszeniu na pięć zarówno za przestępstwa finansowe jak i posługiwanie się fałszywymi dokumentami. W tym samym czasie Okręgowy Sąd Lekarski pozbawił Lindę prawa do wykonywania zawodu. Linda nie dała za wygraną - odwołała się od wyroku do Naczelnego Sądu Lekarskiego. Wyrok został złagodzony - z powodu "głębokiej skruchy" została pozbawiona prawa do wykonywania zawodu jedynie na cztery lata.
Gdy wyrok uległ przedawnieniu, Linda H. powróciła do pracy. Była zatrudniana w różnych placówkach publicznych. Wszędzie sypały się na nią skargi, a opowieści o absurdalnych poradach i nieprofesjonalnym zachowaniu nieustannie krążyły wśród pacjentów. Od lutego 2017 roku prokuratura w Gorzowie prowadzi postępowanie w sprawie o narażenie na bezpośrednią utratę życia lub ciężki uszczerbek na zdrowiu jednego z pacjentów - Henryka Kirpluka, który zmarł po tym, jak Linda odesłała go do domu, mimo dreszczy i silnej gorączki. Kobieta zdiagnozowała kłopoty z kręgosłupem, choć przyczyną złego samopoczucia były nerki. W konsekwencji złego leczenia rozwinęła się sepsa i nastąpił zgon. Mimo władze Izb Lekarskich nie podważały prawa Lindy do wykonywania zawodu.
Panika w Gorzowie
3 marca pacjenci szpitala wojewódzkiego w Gorzowie Wielkopolskim, zaczęli ostrzegać mieszkańców miasta. Na oddziale pojawiła się słynna internistka. Udało nam się porozmawiać z rodzicami, którzy w niedzielę trafili do jej gabinetu z chorymi dziećmi.
- Córeczka wymiotowała i miała wysoką gorączkę. Pani nie zbadała brzuszka, tylko osłuchała małą, ale w gardło spojrzała z daleka, nie zaświeciła nawet latarką - opowiada mama czteromiesięcznej Marysi. - Powiedziała, że w Stanach nasącza się waciki whiskey i smaruje dziecko, żeby je rozgrzać. Narzekała, że polscy pacjenci wszystkiego się boją. Pani doktor stwierdziła, że Marysia jest zdrowa. Zachowanie lekarki wzbudziło moje wątpliwości i skonsultowałam się z lekarzem prywatnym. Powiedział, że córka ma poważną grypę żołądkową. Od razu wypisał probiotyki i leki na zbicie gorączki - mówi mama małej pacjentki.
- Córka miała 40 stopni gorączki, rano pojechałam z nią na izbę przyjęć. Nie wiedziałam, kim jest Linda H., ale od razu zdziwił mnie jej styl. Była ubrana jak cyganka i wypowiadała się bardzo nieprofesjonalnie - opowiada mama małej pacjentki. - Lekarka powiedziała: "do gardła zaglądać nie będę, bo tak płacze". Oburzyłam się i nalegałam, by zajrzała. W końcu to zrobiła i stwierdziła, że mała ma anginę. Nie chcę nawet myśleć, co by było, gdyby nie wypisała jej antybiotyku i tak po prostu wypuściła do domu. Wieczorem przeczytałam, kim jest ta kobieta. Przeraziłam się - kwituje mama dziewczynki.
Polski absurd
- W moim przekonaniu Linda H. powinna być pozbawiona prawa wykonywania zawodu. Nie rozumiem, dlaczego osoba, która dopuściła się tylu fałszerstw i zagrażała innym, nie została przymusowo poddana badaniom psychiatrycznym. Należało je wykonać, by sprawdzić, czy jest zdrowa i czy może pracować jako lekarz. W tej sprawie powinien swoje stanowisko przedstawić Rzecznik Praw Pacjenta i optować za tego typu działaniami - mówi Adam Sandauer, honorowy przewodniczący Stowarzyszenia Pacjentów "Primum Non Nocere".
Na komentarz RPP wciąż czekamy, uzyskaliśmy jednak komentarz z gorzowskiego szpitala.
- Lekarzy brakuje w całym kraju, a deficyt ten dotyka niemal każdej dziedziny medycyny. Nasza lecznica podejmuje różne działania zachęcające lekarzy do podjęcia pracy właśnie u nas - tłumaczy rzeczniczka placówki.
- Dr Linda H. złożyła akces pracy w Wielospecjalistycznym Szpitalu Wojewódzkim w Gorzowie Wlkp. Zanim została zatrudniona, o opinię w jej sprawie, byli proszeni jej poprzedni pracodawcy. Żaden z pytanych nie miał zastrzeżeń co do kwalifikacji dr H. Nie ma też innych przeciwwskazań co do podjęcia z nią współpracy - mówi.
Rzeczniczka dodaje, że zarząd lecznicy będzie przyglądał się pracy internistki. - Jeśli pojawią się uzasadnione skargi dotyczące jakości świadczenia przez nią usług, wówczas podejmiemy decyzję, co do kontynuacji tej współpracy. Dr H. wciąż ma aktualne prawo wykonywania zawodu. Instytucje zajmujące się oceną pracy lekarzy nie zgłosiły żadnych zastrzeżeń jej dotyczących. W tej sytuacji zarząd lecznicy współpracę podjął, także po to, by uniknąć posądzenia o stygmatyzację lekarki - podsumowuje rzeczniczka.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl