GwiazdyA może byśmy gdzieś wyjechali?

A może byśmy gdzieś wyjechali?

„Cudownie!” – myślą oboje. „Teraz się do siebie zbliżymy“ – dodaje kobieta. „Nareszcie odpoczniemy“ – kwituje mężczyzna. Jak nie zamienić raju na Seszelach w horror w tropikach – tłumaczy psycholog Maria Rotkiel.

A może byśmy gdzieś wyjechali?
Źródło zdjęć: © 123RF

01.07.2015 | aktual.: 01.07.2015 15:00

„Cudownie!” – myślą oboje. „Teraz się do siebie zbliżymy“ – dodaje kobieta. „Nareszcie odpoczniemy“ – kwituje mężczyzna. Jak nie zamienić raju na Seszelach w horror w tropikach – tłumaczy psycholog Maria Rotkiel.

Jak myślę sobie o małżeństwie moich rodziców, to mam wrażenie, że kiedyś pary dobierały się na zasadzie sprawdzania się w boju: w pracy, prowadzeniu domu, wychowaniu dzieci. Dzisiaj wyzwaniem dla wielu par jest czas wolny.
Na pewno obecnie większą wagę przykładamy do sfery emocjonalnej, a w niej mieści się też temat spędzania wolnego czasu. Dbamy o wspólne rozrywki, jeździmy na rowerach, podróżujemy. Nie wyobrażam sobie, żeby moi rodzice w każdą sobotę rano chodzili na tenisa, bo u nas w sobotę rano się sprzątało, a w niedzielę jechało do babci na obiad. Dziś w weekend jedziemy do centrum handlowego – to jest ta gorsza wersja, a w lepszej – oddajemy się jakiemuś hobby. Więc sfera wolnego czasu, zainteresowań i relaksu rzeczywiście ma dziś większe znaczenie niż kiedyś.

A kwintesencją relaksu jest wspólny urlop.

Urlop jest genialnym papierkiem lakmusowym relacji. Jeśli wyjeżdżamy na urlop na początku znajomości, to często w ogóle nie wychodzimy z pokoju hotelowego. Czyli robimy to, co na tym etapie znajomości jest najfajniejsze: seks, seks, seks. I to jest bardzo dobry pomysł na pierwszy wyjazd (śmiech). Nawet jeśli ten seks zajmuje głównie naszą uwagę, to i tak będziemy mieli szansę sprawdzić się także na innych polach. Czy mamy wspólne tematy, podobne temperamenty, gusta kulinarne czy wizje tego, czym dla nas jest udany odpoczynek. Oczywiście na co dzień też się tego o sobie dowiadujemy, ale wtedy nie spędzamy ze sobą 24 godzin na dobę.

I może się okazać, że podczas tak intensywnego bycia razem odnajdziemy w sobie rzeczy, które nam się nie spodobają. Dlatego mimo cudownych okoliczności przyrody, wiele par często ostro kłóci się podczas wyjazdów. W ogóle urlop sprzyja bardzo skrajnym sytuacjom: z jednej strony sielanka i spijanie sobie z dziubków, z drugiej wychodzą wszystkie problemy, które w codziennym życiu są zamiatane pod dywan. To czas próby. Jeśli w relacji dzieje się dobrze, to urlop to potwierdzi, a jeśli coś kipi pod pokrywką, to urlop doprowadzi to do prawdziwego wrzenia. Lubię żartować, że po urlopie wracamy albo w ciąży albo jako singielki. W dużym uproszczeniu oczywiście.

Niektóre pary postanawiają wspólnie gdzieś wyjechać właśnie wtedy, gdy przechodzą kryzys. Tylko jeśli nie rozwiążą problemu, który wywołał kryzys, jeśli tego nie przegadają czy nawet nie przekłócą, to współczuję takiego urlopu. To zacznie się już w samochodzie albo na lotnisku czy w pociągu. Zamknięte przestrzenie sprzyjają kumulacji emocji. Zresztą zwykle przed trudnymi rozmowami jedno z partnerów, i jest to zwykle mężczyzna, ucieka. Taki schemat: kobieta chce rozmawiać, facet ucieka od takiej konfrontacji, nawet dosłownie. A z samochodu czy samolotu nam nie ucieknie (śmiech). Każda para to zna. Oczywiście on na początku może się w ogóle nie odzywać, ale po godzinie naszego rozżalonego monologu pewnie wybuchnie i nie będzie to zbyt konstruktywne. W efekcie lądujemy w hotelu, wkurzeni na siebie i ziejący nienawiścią z perspektywą spędzenia ze sobą najbliższego tygodnia.

Dużo par przychodzi do ciebie na terapię po urlopie?

Bardzo dużo, po urlopie albo po świętach, które też są pewnego rodzaju urlopem. Pary przychodzą do mnie w momencie, kiedy nie mogą dłużej udawać, że jest między nimi w porządku i kiedy kryzys staje się dla nich bardzo dokuczliwy. Codzienność sprzyja wypieraniu problemów, bo zwyczajnie nie mamy czasu na to, by się porządnie pokłócić. Co innego kilka dni wolnego. Znam pary, które wszystkie nagromadzone przez rok sprawy chcą „załatwić“ właśnie podczas urlopu.

Może źle się na ten urlop nastawiamy?

Na pewno mamy bardzo różne oczekiwania w stosunku do urlopu. Kobieta myśli: „teraz się do siebie zbliżymy“, natomiast mężczyzna: „nareszcie odpoczniemy“. I to są dwa różne cele. On odpoczywa, czyli nalewa sobie wieczorem piwo, bierze gazetę czy laptopa i się „odrywa“, a ona chce bliskości, spaceru, rozmowy, przytulania, romantycznej kolacji. I wtedy mogą dziać się różne rzeczy.

Z drugiej strony: fajnie się różnić.

Zgadzam się. Fajnie się różnić, pod warunkiem, że mamy silną wspólną płaszczyznę. Bo to, że nasz partner chce odpocząć, a my spędzić z nim czas – nie musi się wykluczać. Dajmy sobie czas na swoje przyjemności, niech on zostanie ze swoją gazetą nad basenem, a ty idź pozwiedzać okoliczne zabytki, ale później, wieczorem spotkajcie się podczas wspólnej kolacji. Urlop dobrze pokazuje, jak współpracujemy w parze, bo nie ma tych wszystkich rozpraszaczy, które na co dzień nas rozpraszają i odrywają od relacji. Cała uwaga jest skupiona na związku. Czasami okazuje się więc, że nie do końca trafnie się dobraliśmy albo że jesteśmy sobą bardzo zmęczeni.

Może lepiej odpoczywać osobno?

Jestem wielką orędowniczką osobnych wyjazdów, ale pod warunkiem, że znajdziemy też miejsce na wspólny wypad albo kilka dni spędzonych w domu. Bo jeżeli na co dzień mamy dla siebie mało czasu i urlop spędzimy osobno, to tylko nas to od siebie jeszcze bardziej oddali.

Tym bardziej, że urlop sprzyja spotkaniu wielu atrakcyjnych osób.

No właśnie, a propos wakacyjnych romansów. Nie zgadzam się z tym słynnym powiedzeniem, że okazja czyni złodzieja, moim zdaniem trzeba mieć osobowość złodzieja, by okazja ją z nas wyciągnęła. Zdrada podczas urlopu mówi o tym, że w związku dzieje się źle, po prostu. Ale to temat na osobną rozmowę.

Idealny model urlopowania się w parze, choć życie nie jest idealne, to jeden dłuższy wspólny wypad w roku i krótsze osobne – z przyjaciółkami, kolegą czy rodziną. I apeluję – planujmy wakacje. Nie stawiajmy na spontaniczność i nie myślmy: „jakoś to będzie“. Pewnie, że czasem trafi nam się cudowne miejsce, z którego oboje będziemy zadowoleni, ale zwykle decyzje podejmowane pod wpływem emocji czy czasu kończą się niezadowoleniem.

Przestańmy wierzyć w spontaniczny seks, spontaniczne wakacje i spontaniczny związek. Wybierzmy taki czas, takie miejsce i takie atrakcje, które przypadną do gustu zarówno nam, jak i naszemu partnerowi. Przecież pewne rzeczy wiadomo od początku znajomości: czy on lubi spędzać czas aktywnie czy wylegiwać się całą niedzielę w łóżku. Jeśli my kochamy SPA, wybierzmy takie, które będzie nam odpowiadało, ale zadbajmy, żeby w pobliżu był też tenis, wspinaczka skałkowa czy trasy rowerowe, z których on się ucieszy. Przegadajmy też kwestie finansowe. O co się przecież zwykle kłócimy? O pieniądze. Ale na urlopie jakoś o tym zapominamy. I potem idziemy do restauracji i zamawiamy kalmary i homary, a potem się dziwimy, że urlop nas drogo wyniósł. I błagam, przemyślmy, kogo na ten urlop zabieramy. Nie proponujmy partnerowi wyjazdu w komplecie z naszą koleżanką, którą on może i lubi, ale chyba raczej nie marzy o tym, żeby towarzyszyła wam przez cały tydzień. Z urlopem jak z życiem. Warto urządzić go tak, żeby było nam
dobrze.

Dla nas, kobiet, dużą nauką podczas urlopu jest to, że bycie razem nie oznacza spędzania ze sobą każdej chwili.

Moim zdaniem jeśli ktoś chciałby zdiagnozować, czy partnerzy mają problem z bliskością, powinien wysłać ich na urlop. To pokazuje, czy jedno z partnerów ma tendencję do budowania symbiotycznych relacji i agresywnie zawłaszcza prywatną przestrzeń drugiej osoby. Bo wymaganie od kogoś, żeby był z nami „zrośnięty“, niedawanie mu prawa do własnej przestrzeni, to agresja. Zwykle przodują w niej kobiety. Dlatego jeśli oczekujemy, że urlop nas zbliży, zastanówmy się, czym jest dla nas ta bliskość. Urlop może nam pokazać, czy nie mamy problemu w tej właśnie sferze. Są pewne mechanizmy, które nami kierują i z których same nie zdajemy sobie sprawy. Prowokujemy kłótnię, bo jest za dobrze, za sielsko – to też jest poważny wyznacznik problemu z bliskością.

Gdy rozmawiam z parą, to często mężczyzna zwraca uwagę na to, że jego partnerka z jednej strony pragnie bliskości, ale zaraz potem prowokuje kłótnię, gdy jest za spokojnie. Gdy rozmawiam z tą kobietą, okazuje się, że przez większość życia była pod taką presją, że nagła sielanka jest dla niej nie do wytrzymania. Urlop bardzo często sprzyja ujawnieniu takich cech jak chorobliwa zazdrość. Bo on się spojrzał na inną kobietę w skąpym bikini? A co z tego, że się spojrzał? Jesteście nad morzem, dookoła pełno jest kobiet w skąpym bikini. Co on ma zrobić? Założyć sobie wiaderko na głowę?!

Słyszałam, że niektóre pary świetnie się dogadują na urlopie, problem zaczyna się wtedy, gdy wracają do domu. Czy urlop nie jest wtedy ucieczką od codzienności?

I one czasem same tak o nim mówią. Gdy słyszę moim zboczonym, terapeutycznym uchem, gdy ktoś mówi, że coś jest dla niego ucieczką, to zapala mi się czerwone światło. Bo przeanalizujmy to po kolei. Jeśli uciekam od codzienności, to znaczy, że ta codzienność jest czymś negatywnym. Urlop może być odpoczynkiem, relaksem, pretekstem do zadbania o siebie, odskocznią, ale nie powinien być ucieczką. Rzadko zgadzam się z Freudem, ale tu muszę przyznać mu rację, że słowa, jakie dobieramy, często oddają to, co naprawdę myślimy. Jeśli traktujemy urlop jako ucieczkę, to nie oznacza oczywiście, że mamy parę do wymiany, tylko że o tę codzienność jak najszybciej trzeba zadbać. Może za mało czasu spędzamy razem? Może nie mamy równowagi pomiędzy obowiązkami a odpoczynkiem? W ogóle nie wolno funkcjonować tak, że jest kierat, kierat i nagle urlop. Jeżeli nie znajdujemy równowagi w codzienności, to nagle urlop nie pomoże. I wtedy powrót z urlopu skończy się depresją, bo będzie nam się kojarzył z powrotem do czegoś
nieprzyjemnego, ale przecież ta codzienność to właśnie nasze życie: to są nasi znajomi, przyjaciele, nasz dom, rodzina.

Czy nie warto wprowadzić zatem trochę atmosfery urlopu czy wakacji do codziennego życia?

Oczywiście, i to jest przecież łatwe do zrobienie. Nie chodzi nawet o to, żeby gdzieś co weekend wyjeżdżać, chodzi o zwykłe codzienne przyjemności. Załóżmy, że nasze ulubione wakacje to boska Grecja. Co stoi na przeszkodzie, żeby raz w tygodniu czy miesiącu – w zależności od finansów – iść sobie do greckiej knajpy? Co stoi na przeszkodzie, żeby zaprosić znajomych, włączyć grecką muzykę i zrobić sobie greckie jedzenie? Takie funkcjonowanie, że na urlopie uprawiamy fajny seks, jemy fajne jedzenie czy czujemy się cudownie, a na co dzień jest szara rzeczywistość i życie od wolnego do wolnego – to przepis na katastrofę.

A czy dobrze sobie czasem zrobić urlop od partnera? Od związku?

Wszystko zależy od tego, jak to nazywamy i jak to rozumiemy. Bo jeśli urlop od związku jest zadbaniem o własną przestrzeń i to, co lubię najbardziej, a czego mój partner na przykład nie lubi – to proszę bardzo. Ale ja miałam zawsze tak, że jeśli przyszedł mi do głowy pomysł na urlop bez partnera, to wiedziałam, że to już jest koniec. Ale może to tylko moje osobiste podejście.

Źródło artykułu:WP Kobieta
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (5)