Agnieszka Wierzbicka napisała, że #niestrajkuje. "Bałam się powiedzieć, co myślę, ale świat się nie zawalił"
– Wahałam się, czy wyrazić swoje zdanie odnośnie terminacji ciąży i udziału w Strajku Kobiet, bo się bałam hejtu. Ostatecznie zaskoczyła mnie ilość pozytywnych wiadomość i kultura ludzi, którzy byli przeciwnego zdania, niż głośno wykrzykiwane hasła – mówi WP Kobieta Agnieszka Wierzbicka, studentka z Gdańska, która #niestrajkuje.
Fundacja Instytut Badań Rynkowych i Społecznych (IBRiS) przeprowadziła dla Wirtualnej Polski badanie dotyczące poparcia demonstracji obywających się w trakcie pandemii. Na pytanie, czy w obecnej sytuacji epidemicznej protesty powinny trwać na ulicach polskich miast, 60,5 proc. respondentów odpowiedziało "tak".
20-latka z Gdańska: "Nie podobają mi się strajki"
Na Twitterze trenduje ostatnio #niestrajkuje, który udostępnia coraz więcej osób. Co wielu może zaskoczyć, z tym hasłem identyfikuje się sporo młodych kobiet.
"Solidaryzuję się ze wszystkimi kobietami, które czują się zaszczute i piętnowane, które czują, że płacą bardzo wysoką cenę za wierność sobie. Ze wszystkimi, które straciły znajomych i przyjaciół przez ostatni tydzień. Które czują, że jest im odbierana wolność słowa. Z tymi wszystkimi, które się zwyczajnie boją" – napisała na swoim profilu na Instagramie Agnieszka.
Obawiała się, że swoją wypowiedzią wsadzi przysłowiowy kij w mrowisko, narazi się przyjaciołom i straci obserwatorów. Nic takiego się nie stało, wyrażenie opinii okazało się bezbolesne. Choć, jak twierdzi 20-latka, inaczej mogłaby wyglądać rozmowa twarzą w twarz z protestującymi na ulicach przeciwko wyrokowi Trybunału Konstytucyjnego z dnia 22 października 2020.
Kiedy w sieci pojawił się hasztag #niestrajkuje, wyrażający dezaprobatę na postulaty Strajku Kobiet, internautka napisała emocjonalny wpis, w którym opowiedziała się po jednej ze stron.
– Nie podobają mi się strajki. Ostatnio, jak byłam "na mieście" podeszła do mnie kobieta i zapytała, gdzie dzisiaj będzie impreza. Znam osoby, które uczestniczą w zgromadzeniach, aby sobie pokrzyczeć, wyjść z domu, pobyć w grupie. Przeszkadzają mi wykrzykiwane wulgaryzmy i często spotykana mowa nienawiści. Większość osób, które idzie w strajku, w mojej opinii, robi to dla przyjemności, nie rozumiejąc postulatów – mówi Agnieszka. Dodaje, że jej zdaniem udział w manifestacji stał się modny.
Na pytanie, czy utożsamia się z ruchami pro-life Agnieszka odpowiada, że jest przeciwko prawu do terminacji ciąży.
– Według mnie każdy ma prawo do życia. Wypadek samochodowy, czy niedotlenienie przy porodzie nie skreśla człowieka. To nie jest powód, aby zabijać. Nie zgadzam się z aborcją, uważam, że to zabijanie niewinnych dzieci. Pomijam już to, że często diagnozy lekarskie bywają błędne – mówi i przytacza przykład z życia rodzinnego.
– Bliska mi osoba urodziła dziecko z wadą genetyczną. Była przy noworodku do dnia jego odejścia, czyli przez trzy miesiące. Ocenia ten czas jako pełen miłości, którą mogła się podzielić. Później pochowała dziecko. To było naturalne. Nie podjęła decyzji o przerwaniu ciąży i to pozwoliło jej się "pozbierać" po śmierci najbliższej osoby. Myślę, że dla wielu kobiet, które zdecydowały się na aborcję, to trauma, bo męczą je wyrzuty sumienia. To wraca przez całe życie – ocenia kobieta.
"Hejt w sieci"
Agnieszka podkreśliła również, że solidaryzuje się ze wszystkimi kobietami, które w czasie trwania strajków usłyszały okropne słowa od innych ludzi, zaczynając od gróźb i wyzwisk, a kończąc na życzeniach śmierci.
– Nie planowałam umieszczać postów w swoich mediach społecznościowych na temat strajków i mojej opinii w tym temacie, ale zostałam poproszona przez swoich obserwatorów. Wahałam się, czy wyrazić swoje zdanie, bałam się, ale to jaką ilość pozytywnych wiadomości dostałam, mocno mnie zaskoczyło. Napisano do mnie między innymi: cieszymy się, że są osoby, które mówią to co czują; gratulowano mi odwagi; chwalono za to, że wyrażam swoje odmienne zdanie w temacie aborcji. Były też wiadomości wyrażające sprzeciw, ale to były wiadomości kulturalne. Tej kultury brakuje mi u osób strajkujących. Ja nikogo nie obrażam – tłumaczy przeciwniczka aborcji.
Na koniec ocenia, że większość strajkujących na ulicach nie chciałoby spokojnie rozmawiać, a jakby powiedziała, że sprzeciwia się terminacji ciąży, to mogłaby się spotkać z agresją.
"Każdy ma prawo do życia"
W akcji #niestrajkuje bierze też udział Natalia Tyborowska, mieszkanka Białegostoku. – Uznałam, że głos przeciwny powinien wybrzmieć. Zauważyłam w sieci akcję #niestrajkuje i postanowiłam dołączyć, bo nie utożsamiam się ze strajkiem. Nie wszystkie kobiety myślą tak, jak te manifestujące swoje zdanie na ulicach – mówi redakcji WP Kobieta Natalia.
– Prawo do życia ma każdy, chciałam wyrazić swoją opinię. Wiele osób boi się o tym mówić. Sama doświadczyłam hejtu, jak napisałam co myślę w mediach społecznościowych, otrzymałam niewybredne komentarze. Strach więc się przyznać, że jest się przeciwko aborcji – dodaje 26-latka.
Na pytanie jakie dokładnie ma zdanie na temat terminacji ciąży, odpowiada:
– Jestem za aborcją tylko w przypadku zagrożenia życia matki. Totalnie nie zgadzam się z postulatem Strajku Kobiet, aby dopuszczalna była aborcja na życzenie – dla mnie to nie koniec. Mam niepełnosprawnego brata, nie wyobrażam sobie, aby go nie było, aby rodzice postanowili go usunąć, choć jest ciężko. Uważam, że nawet jak dziecko ma ciężkie wady, ma prawo do życia – kwituje.
- Zwolennicy zmiany są zawsze znacznie mocniejsi niż ci, którzy uważają, że rzeczywistość jest w porządku. Normalne w społeczeństwie jest to, że są różnice, nie wszyscy będą myśleć tak samo. Wiemy, że ludzie są zróżnicowani. Nawet jeżeli ktoś sobie wyobraża, że wszystkie kobiety myślą tak samo, to jest bardziej nadużycie niż realny obraz rzeczywistości i o tym warto pamiętać - dodaje socjolog prof. Jarosław Flis.