Alina Pienkowska – odwaga jest kobietą
Była zaprzeczeniem twardej rewolucjonistki – drobna, szczupła i ładna dziewczyna, dbająca o swój wygląd. Miała dużo kobiecego wdzięku. Umiała przemawiać w łagodny sposób - wspominała ją Joanna Duda-Gwiazda, koleżanka z antykomunistycznej opozycji. - Uroczy był w niej kontrast. Z jednej strony bała się wiewiórki, a z drugiej strony była nieustraszona i odporna psychicznie w kontaktach z bezpieką - podkreślała żona Andrzeja Gwiazdy.
17.10.2016 | aktual.: 17.10.2016 19:07
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
17 października 2002 roku zmarła Alina Pienkowska, legenda strajku w Stoczni Gdańskiej w 1980 roku. To ona, razem z Anną Walentynowicz i Ewą Osowską, doprowadziła do kontynuowania protestu – aż do zwycięskiego końca.
Gdy 16 sierpnia Lech Wałęsa zakończył strajk, decyzji przywódcy sprzeciwiły się tylko kobiety. Do stoczniowej sali BHP, wpadła Henryka Krzywonos z Wojewódzkiego Przedsiębiorstwa Komunikacyjnego w Gdańsku, która zaczęła krzyczeć do Wałęsy: „Zdradziłeś nas, wyduszą nas teraz jak pluskwy!”.
W tym samym czasie Alina Pienkowska, wraz z grupą innych kobiet, usiłowała powstrzymać strajkujących przed wyjściem ze stoczni. Młoda kobieta (miała wówczas 29 lat) stanęła na beczce, by było ją lepiej widać, i zaczęła przemawiać.
Argumenty Aliny, w tym ten najważniejszy – o solidarności z innymi strajkującymi zakładami – trafiły do przekonania stoczniowców. Bramę nr 3 zamknięto. Anna Walentynowicz i Ewa Ossowska doprowadziły do zamknięcia dwóch pozostałych bram.
Anna Walentynowicz – przyjaciółka pokrzywdzonych
Z wykształcenia była pielęgniarką. - Ten zawód uwiarygodniał mnie w wielu różnych środowiskach. Nigdy nie udawałam, że jestem mądrzejsza niż jestem. Często mówiłam: ja się na tym kompletnie nie znam – mówiła Alina Pienkowska w wywiadzie udzielonym na krótko przed śmiercią magazynowi „Służba Zdrowia”.
Z opozycją antykomunistyczną związała się w roku 1978. Od czterech lat pracowała wówczas w zakładowym ośrodku zdrowia Stoczni Gdańskiej im. Lenina.
Alina trafiła do Bogdana Borusewicza, swojego przyszłego męża, który działał wówczas w nielegalnych Wolnych Związkach Zawodowych Wybrzeża, pracując m.in. przy wydawaniu pisma WZZ „Robotnik Wybrzeża”.
Po latach, gdy Alina już nie żyła, Borusewicz tak wspominał to pierwsze spotkanie w rozmowie z reporterem „Dziennika Bałtyckiego” - To było latem 1978 roku. Przyszła do mnie dziewczyna, która wyglądała na uczennicę. Pomyślałem, że niedługo przedszkolaki będą chciały czytać „Robotnika”.
Pienkowska szybko zdobyła ważną pozycję w ruchu opozycyjnym. Gdy wybuchł Sierpień, opracowała, wraz z lekarką Barbarą Przedwojską, treść 16. postulatu Międzyzakładowego Komitetu Strajkowego, który brzmiał: „Poprawić warunki pracy służby zdrowia, co zapewni opiekę medyczną osobom pracującym”. Do tego postulatu autorki przygotowały 30 szczegółowych załączników.
Bogdan Borusewicz mógł być dumny ze swojej politycznej wychowanki. Było jednak między nimi coś więcej…
Związkowi z nielegalnym działaczem związkowym przeciwny był ojciec Aliny. Choć sam strajkował w grudniu 1970 roku, przeciwny był wciąganiu córki w „politykę”. Niechętnie widział więc w drzwiach swojego mieszkania Borusewicza. „Borsuk”, jak zwali go koledzy z opozycji, wykręcał się argumentem, że przychodzi, bo mu się „Alina podoba”.
Pobrali się w grudniu 1984 roku. Dla Aliny Pienkowskiej było to już drugie małżeństwo. Z pierwszego, niezbyt udanego i zakończonego rozstaniem (jej były mąż kilka lat później popełnił samobójstwo), miała syna Sebastiana. Z Bogdanem mieli córkę Kingę.
Wesele nie było wystawne. Ślubu udzielił im ks. Stanisław Bogdanowicz, proboszcz Bazyliki Mariackiej w Gdańsku. Uroczystość, podobnie jak wesele, odbyła się w mieszkaniu brata duchownego.
- Po sakramencie małżeństwa gospodyni otworzyła nam drzwi do drugiego pokoju. A tam – niezwykle uroczyście nakryty stół. I jak zobaczyłam ten śnieżnobiały obrus, super wykrochmalony a na nim wyszukane, drogie potrawy, choć było ich malutko i symbolicznie – łosoś i pomidory i chyba szynka, wtedy nie do kupienia, eleganckie nakrycia – nie wytrzymałam i strasznie się rozpłakałam – wspominała w wywiadzie dla „Służby Zdrowia”.
Przez dwa lata, 1991-1993, Pienkowska zasiadała w Senacie z listy „Solidarności”. Później – w latach 1998-2002 – byłą radną w Gdańsku. Cały czas gotowa do pomocy innym.
- Alina była nastawiona na pomaganie innym – tak jak przystało na prawdziwą osobę ze służby zdrowia. I robiła to w całości non-profit, nie dbając w ogóle, czy coś będzie z tego miała. Wielokrotnie mówiliśmy jej, a szczególnie kiedy zachorowała: „Alina wyluzuj, zajmij się sobą”. A ona tylko: „dobrze, dobrze” i dalej zastanawiała się, jak pomóc innym. Taka właśnie była Alina – wspominał Pienkowską Jerzy Borowczak, były przewodniczący NSZZ „Solidarność” w Stoczni Gdańskiej, który znał ją jeszcze w latach 70. z działalności w Wolnych Związkach Zawodowych Wybrzeża.
Gdy odeszła, na chorobę nowotworową, przeżyli to ciężko przyjaciele i rodzina, ale najmocniej mąż Bogdan Borusewicz.
Może dlatego, że choć bardzo się kochali i byli zgranym małżeństwem, nie zdołał w nawale pracy spełnić jej największego marzenia – podarować jej domu z ogrodem.
- W 2001 roku nie zostałem posłem, dzięki temu miałem więcej czasu dla niej i dla domu. Prace wykończeniowe ruszyły. Po wyjściu ze szpitala Alina strasznie piliła mnie, żebym urządził ogród. Chciała wyjść na taras i popatrzeć na zieleń. Choroba nie dała mi szansy – powiedział Borusewicz po śmierci żony „Rzeczpospolitej”.