Aline przyleciała do Polski z Brazylii. David z Meksyku. Nie byli przygotowani na to, co spotkało ich przy polskim stole
David pochodzi z Meksyku. Na pierwszym spotkaniu z przyszłymi teściami urwał mu się film. Aline przyleciała do Polski z Brazylii. Nie wiedziała, że w naszej kulturze obiad składa się z zupy, głównego dania i deseru.
27.11.2019 | aktual.: 27.11.2019 18:42
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Obcokrajowcy, którzy trafiają do Polski, nie mają łatwego zadania. Czasem ich kultury są tak odległe, że nie sposób uniknąć wpadki w kontakcie z Polakami. Szczególnie, kiedy zostają zaproszeni na rodzinny obiad.
Z Meksyku do Polski
David pochodzi z Meksyku. Z Karoliną poznali się w Paryżu. Oboje byli uczestnikami programu Erasmus na jednym z paryskich uniwersytetów. Kiedy wymiana się zakończyła i wrócił do kraju swojego pochodzenia, myślał, że niewiele pozostanie z ich relacji, jednak wkrótce Karolina odwiedziła go w Meksyku, a następnie zaprosiła go do Polski.
W Warszawie wylądował w marcu 2013 roku. Miał spędzić tu jedynie dwa tygodnie, a później wrócić do ojczyzny. Nad zdrowym rozsądkiem górę wzięło uczucie. Bilet na lot powrotny nie został wykorzystany.
Pierwszym szokiem była dla niego temperatura w Polsce. Kiedy opuszczał Meksyk, termometry wskazywały +26 stopni, po wylądowaniu okazało się, że w Warszawie temperatura spadła poniżej -20 stopni. Później w zderzeniu z różnicami kulturowymi okazało się, że zima to najmniejszy kłopot. Wkrótce mieli odwiedzić rodziców Karoliny.
– Moje pierwsze spotkanie z jej rodzicami nie wypadło najlepiej. Pojechaliśmy do Łodzi na rodzinny obiad. Bardzo chciałem im zaimponować, więc nauczyłem się kilku słów po polsku. Kiedy jej mama otworzyła drzwi i usłyszała "dzień dobry" była zachwycona – wspomina David.
Stół zastawiony był jedzeniem. Kiedy David to zobaczył, przypomniał sobie o świętowaniu Dnia Niepodległości w Meksyku. Takie uczty kojarzyły mu się tylko ze specjalnymi okazjami.
Mama Karoliny, chociaż zna angielski bardzo dobrze, postanowiła, że będzie zwracała się do wybranka córki jedynie po polsku, aby ten mógł nauczyć się języka szybciej. A ojciec chciał przy tym pomóc, rozluźniając gościa polskim alkoholem. Kiedy zajęli miejsca przy stole, postawiono przed nim kieliszek do wódki, a teść zajął się wypełnieniem go trunkiem po sam brzeg.
– Nie znałem wódki. U nas pijemy jedno, dwa piwa i to koniec. Mocne alkohole zostawiamy tylko na specjalne okazje, a i wtedy zachowujemy zdrowy rozsądek. Myślałem, że naleje mi jeden kieliszek i to wystarczy na cały wieczór – mówi.
Po pierwszym toaście jego przyszły teść nalał kolejną porcję alkoholu. Zdziwił się, ale opróżnił kieliszek od razu. Bał się, że jeśli odmówi, urazi rodzinę swojej wybranki. Później nadszedł czas na trzeci, czwarty i w końcu przestał liczyć. Atmosfera rozluźniła się, zaczął uczyć się polskich zwrotów i było coraz weselej do momentu, kiedy urwał mu się film.
– Następnego dnia rano Karolina wyjaśniła mi, że pusty kieliszek nie jest dobrze widziany przez gospodarzy, więc napełniają go do momentu, aż gość odwróci go do góry dnem na znak, że ma już dosyć. Szkoda, że nie wspomniała o tym wcześniej… To nie był dla mnie najlepszy początek znajomości – wzdycha.
David od tamtej pory wie, kiedy przestać. – W Polsce pije się dużo więcej. Na każdym rodzinnym spotkaniu domownicy umilają sobie czas alkoholem i nikt nie wygląda na pijanego. To niesamowite – dziwi się.
Jedynym plusem w tej całej historii jest dla niego to, że nie znał wtedy polskiego na tyle, żeby swobodnie się porozumiewać. Uśmiechał się tylko i przytakiwał. – Przynajmniej nie powiedziałem nic głupiego. Zaoszczędziło mi to wstydu – opowiada.
Teraz David opisuje swoje historie na blogu Chido-Fajny, żeby przestrzec innych obcokrajowców przed kulturowymi wpadkami.
Z Brazylii do Polski
Aline zawsze marzyła o emigracji do Europy. Polska urzekła ją swoją historią i pomyślała, że będzie idealnym miejscem do życia. Żeby zarobić na wyjazd, zaczęła pracować już w wieku 17 lat i połowę pensji oddawała rodzicom, a połowę chowała do skarbonki, nie przyznając się nikomu, że oszczędza. Kiedy skończyła 22 lata, w końcu mogła zacząć planować wyjazd.
– Wiedziałam, że polska kultura będzie zupełnie inna niż moja. Chciałam podjąć wyzwanie, doświadczyć zupełnie nowych rzeczy – mówi.
Trafiła do małego miasteczka pod Bielskiem-Białą. Uczyła angielskiego w jednej ze szkół, które tam się znajdowały. Początki były dla niej ciężkie, czuła się samotna i nie rozumiała typowej dla Polaków szczerości.
W Brazylii uczono ją, że musi być uprzejma dla każdego i zawsze się uśmiechać, więc gdy widziała poważne twarze Polaków, peszyła się. Kiedy jedna z polskich koleżanek zaprosiła ją na obiad do swojego rodzinnego domu, od razu się zgodziła. Wtedy po raz pierwszy doświadczyła polskiej gościnności.
Rodzice koleżanki byli bardzo serdeczni. Aline była tego dnia bardzo głodna i kiedy zobaczyła, że stół jest już zastawiony, z niecierpliwością czekała na pojawienie się dania. Podano czerwony barszcz.
– Zjadłam pierwszy talerz i zapytali mnie, czy chcę jeszcze. Powiedziałam, że jasne, że tak. Naprawdę byłam głodna. Później wzięłam jeszcze jedną dokładkę i kiedy po raz trzeci zapytano mnie, czy się najadłam, powiedziałam: "tak, tak, już dziękuję".
Wtedy mama koleżanki odetchnęła: "To dobrze, bo za chwilę drugie danie będzie gotowe". Aline była zszokowana.
– W Brazylii, kiedy ktoś podaje zupę, to na obiad jest zupa. Nic więcej. A tutaj okazało się, że zjadłam trzy talerze, żeby się najeść, a później przewidziane było jeszcze danie główne. Nie miałam już kompletnie miejsca na nic innego – śmieje się.
Całe szczęście, jak to bywa w polskim domu, gospodarze cieszyli się z łakomstwa swojego gościa z Brazylii. Uznali, że po prostu należy do osób, które mogą zjeść wiele i że barszcz musiał jej wyjątkowo smakować.
Zakłopotana Aline pod ostrzałem spojrzeń zaciekawionych domowników, skończyła drugie danie, nie zostawiając ani kęsa – w Brazylii, jeśli zostawisz coś na talerzu, to znaczy, że posiłek ci nie smakował – i jedyne na co się zdobyła, to odmowa deseru. Jej koleżanka miała z niej niezły ubaw, a ona wspomina teraz, że Polska nauczyła ją przede wszystkim asertywności.
Chociaż na początku obojgu trudno było się odnaleźć w nowej rzeczywistości, to zostali w Polsce i nazywają ją obecnie swoim domem. Wkroczenie do odmiennego kręgu kulturowego wymaga od obcokrajowców wiele pracy i czasem nawet po latach mieszkania w danym kraju odkrywają obyczaje, które nadal ich zaskakują. Jednak nawet najmniejszy wysiłek, który podejmują zbliża ich do lokalnej społeczności.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl