Blisko ludziAlkoholowe wakacje Polaków. Do Egiptu tylko z własną wódeczką

Alkoholowe wakacje Polaków. Do Egiptu tylko z własną wódeczką

"Dobre, bo polskie" to zasada, która nie zawsze obowiązuje w przypadku Polaków udających się za granicę z kupioną na lotnisku butelką wódki. Czasami raczej chodzi o cenę, a nie jakość. Nic dziwnego, w wielu krajach alkohol kosztuje krocie lub jest słabo dostępny.

Alkoholowe wakacje Polaków. Do Egiptu tylko z własną wódeczką
Źródło zdjęć: © East News

Ile alkoholu można przewieźć?

Zasady dotyczące przewozu alkoholu i wyrobów tytoniowych zależą od kraju, do którego podróżujemy. Najłatwiej mają osoby wybierające się do państw położonych na terenie Unii Europejskiej. Wtedy praktycznie niemożliwe jest przekroczenie limitu. Oznacza to, że spakować możemy aż 10 litrów wyrobów spirytusowych, 90 litrów wina, 110 litrów piwa i 800 sztuk papierosów.

Gorzej jest poza UE. Tam zabierzemy np. tylko litr wódki. Ale dobre i to. Oferta lotniskowych sklepów bezcłowych łączy pasażerów Ryanaira oraz tych podróżujących droższymi liniami lotniczymi. Jedni i drudzy wsiadają na pokład z reklamówkami, w których znajdziemy m.in. Żubrówkę, Wyborową lub lokalne piwka. Niektórym chodzi o polską jakość. Innym o to, żeby było tanio.

Polska wódka na zatrucia

W zeszłym roku Monika była w Maroku. Wiedziała, że zakup alkoholu w muzułmańskim kraju nie będzie łatwy, bo wcześniej była już w Egipcie. Aby tym razem nie tracić czasu na poszukiwania sklepu monopolowego, zakupy zrobiła na lotnisku. Podróżowała z chłopakiem. Wyjeżdżali na dwa tygodnie, więc każde z nich kupiło 0,7 wódki. 30-latka nie ukrywa, że wizja wakacji bez alkoholu nie wydawała jej się najciekawsza. Nie chodziło jednak tylko o wieczornego drinka wypitego na tarasie.

– W ciągu dwóch tygodni odwiedziliśmy tylko dwa sklepy spożywcze, gdzie był alkohol. Na dodatek tylko piwo. Dobrze, że wzięłam wódkę z Polski. Po przyjeździe do Marrakeszu zaczęłam mieć problemy z żołądkiem. Była to pewnie reakcja na tamtejsze jedzenie albo upały – wspomina Monika. Kilka łyków wysokoprocentowego trunku przed każdym większym posiłkiem pomogło. 30-latka uważa, że uratowało jej to wakacje.

Wódka zamiast skarpet

Alkohol na lotnisku kupuje również 40-letni Łukasz. Mężczyzna szczególnie wspomina swój wyjazd z przyjaciółmi do Norwegii. Zdawał sobie wówczas sprawę, że ze względu na bardzo wysokie ceny na miejscu, polski alkohol będzie zapewne jedynym, jaki uda mu się wypić podczas wakacji. Nie mylił się.

– Wyjeżdżaliśmy na trekking. W tym wypadku bardzo ważne było to, aby spakować się z głową. W końcu pokonywanie kilkunastu kilometrów dziennie z ciężkim plecakiem to nic przyjemnego. Specjalnie zabraliśmy mniej sprzętu, aby zrobić miejsce na alkohol. W ostatniej chwili wypakowałem nawet grube skarpety i dodatkowe buty. Kupiliśmy kilka butelek wódki. Jeden z kumpli podczas wyjazdu obchodził 40. urodziny, więc trzeba było zrobić spore zapasy – wspomina Łukasz.

Impreza się udała, alkoholu nie zabrakło. Mężczyzna nawet nie wyobraża sobie, ile pieniędzy (oraz wysiłku) kosztowałby go zakup takiej ilości alkoholu w Norwegii.

Nie zawsze się opłaca

Mniej entuzjastycznie do tematu zabierania alkoholu podchodzi Kamila, która w zeszłym roku wybrała się z przyjaciółkami do Hiszpanii. Dziewczyny zabrały do Hiszpanii cztery litry wódki. Każda po butelce. W przeciwieństwie do Łukasza nie chciały rezygnować z kilku par butów, czy dodatkowych sukienek. Aby ich bagaż nie przekraczał jednak dozwolonego limitu, wpadły na nietypowy pomysł.

– Przelałyśmy alkohol do plastikowych butelek po wodzie. W ten sposób ważył dużo mniej i nie musiałyśmy dopłacać za nadbagaż – chwali się Kamila. Ich plan jednak nie do końca się powiódł.

Kamila nie ukrywa, że zarówno ona, jak i jej przyjaciółki nie miały czasu na dokładne sprawdzenie w internecie hiszpańskich cen. – Wyjazd był spontaniczny, a my trochę się sfrajerowałyśmy – opowiada. Dziewczyny były nastawione na dobrą zabawę, nie chciały wydawać fortuny. Myślały, że biorąc wódkę z Polski, zaoszczędzą trochę pieniędzy.

– Na miejscu okazało się, że alkohol w Hiszpanii może i jest droższy niż w Polsce, jednak nie jest to jakaś kolosalna różnica. Cała akcja z przelewaniem wódki nie miała większego sensu. Najśmieszniejsze jest to, że i tak wszystkiego nie wypiłyśmy. Na miejscu dobre wino kosztowało tylko kilka euro. Smaczniejsza od wódki z plastiku była również zimna sangria z owocami – śmieje się Kamila.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Wybrane dla Ciebie