Artykuł, którego nie przeczytasz, bo właśnie trwa mecz Polaków. Dowiedziałem się, co to jest multiscreening
Oglądasz mecz, a w przerwie czytasz ten artykuł. To nic nowego, wszyscy tak robimy. Telefony przyzwyczaiły nas, że kiedy tylko coś, co dzieje się wokół nas, na chwilę zwalnia, od razu sięgamy po nowe bodźce i nowe informacje. Tę plagę najwyraźniej widać w trakcie mundialu.
21.06.2018 | aktual.: 22.06.2018 16:17
Jestem wydawcą w Wirtualnej Polsce. Widzę cię, użytkowniku. Tak, ciebie – widzę jako liczbę w statystyce, na co dzień jednego z kilku tysięcy użytkowników, którzy w danej chwili czytają jeden z tekstów opublikowanych na naszym portalu. W tej sekundzie zaledwie jako jednego z kilkuset. Czyta was w tej chwili mało, bo wasze oczy są zajęte. Trwa mecz mundialu.
Wrócisz, kiedy zacznie się przerwa. Twój umysł, wciąż nawykły do niespodziewanych zwrotów akcji, szybkich ataków i gwałtownych kontrataków, nie będzie mógł odpocząć. Kiedy tylko sędzia odgwiżdże koniec pierwszej połowy gry, sięgniesz po telefon i przeczytasz coś – może nawet ten artykuł. Dowiesz się z niego, że – jak my wszyscy dzisiaj, nasze dzieci, może nawet nasi rodzice – nie potrafimy się wyciszyć, że szukamy ciągle bodźców, które podtrzymają nasze mózgi na najwyższych obrotach. Byle dotrwać do drugiej połowy, kiedy nasi zaczną kopać do bramki, której kwadrans wcześniej bronili.
Nie będę się na to obrażał. Byłem zły – w końcu jestem rozliczany z twoich kliknięć, liczby użytkowników sprowadzonych na portal. Po pocieszenie zadzwoniłem jednak do mądrzejszego od siebie: profesor Wiesława Godzica ze Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej, medioznawcy. – Mundial to swego rodzaju święty czas, taki trochę karnawał. Czas, kiedy inne sprawy niż piłka schodzą na dalszy plan – uspokoił mnie. – Mamy różne takie wydarzenia. Lądowanie na księżycu, pogrzeb znanej osoby, mistrzostwa czy olimpiada. Doradzałbym inną strategię: dopasować się do oczekiwań. Pisać to, czego w tym kontekście oczekują użytkownicy – mówi.
Na przykład o tym, co Ania powiedziała Lewemu po pierwszym przegranym meczu z Senegalem. Albo o tym,jak kartele narkotykowe sponsorowały kolumbijski futbol.
A jednak, wciąż czuję się z tym trochę niekomfortowo. Kiedyś przerwa na reklamy w meczu lub kinowym hicie w sobotniej telewizji zwana była przerwą na życie prywatne. Mąż przytulał żonę. Ktoś szedł komuś zrobić herbatę – reklamy specjalnie były głośniejsze, żeby przekaz dotarł za nim do kuchni. Kolega z kolegą wymieniali uwagi o przebiegu akcji.
Dziś, kiedy tylko zawodnicy zejdą do szatni, ty sięgniesz po komórkę. Wejdziesz na Fejsa. Na Insta. Na Wirtualną Polskę. Przeczytasz o tym, co nowego u Kardashianów. Jaka pogoda na popołudnie. Co znowu planuje premier albo co palnął minister. Albo że puma uciekła z ZOO. Nie chodzi o to, że to błahe tematy – oczywiście takie nie są, choć niektóre są bardziej rozrywkowe niż informacyjne. Ciekawe jest to, że twój umysł nie chce odpocząć od nieprzytomnej wprost ilości bodźców, do których przyzwyczaił się na co dzień.
Wyciągamy dziś – przejdę na liczbę mnogą inkluzywną, bo sam jestem współwinny – wyciągamy więc komórkę za każdym razem, kiedy tylko mamy choć chwilę wolnego. Nikt już nie czyta etykiet płynu do czyszczenia toalety – wszyscy podczas posiedzenia przewijamy wiadomości w komórce. Śledzimy hasztagi w metrze. Sprawdzamy SMS-y, kiedy tylko w rozmowie pojawią się trzy sekundy ciszy. Skrolujemy ekran, kiedy siedzimy obok dziecka, oglądając z nim bajkę. Nazywamy to rodzicielstwem uczestniczącym. Czy faktycznie jesteśmy inni niż byliśmy przed 2007 rokiem, kiedy powstał iPhone – pierwsze urządzenie, które pozwala nam zmieścić do kieszeni pełnoprawny komputer?
Rozmawiam dalej z profesorem Godzicem. Bawię się długopisem. Bazgrzę coś na marginesie notatek. Wsadzam paluchy w gniazdko umieszczone obok pulpitu. Siedzę w specjalnej rozmównicy, dzięki której moja rozmowa nie przeszkadza innym w redakcji pisać. Przypomina trochę palarnię, ale urządzona jest tak, żeby sprzyjać skupieniu. A jednak wodzę oczami przez szklane drzwi, po redakcji, gdzie kłębią się ludzie, cztery telewizyjne ekrany podają informacje od konkurencji i z naszego własnego serwisu. Nie, na pewno nic się nie zmieniło – mój umysł szuka zapchajdziury, nowych bodźców, jak wtedy, kiedy wsadzamy język w dziurę po właśnie usuniętym zębie, który jeszcze przed chwilą bolał. Zawsze tak było. U ludzi pierwotnych głód informacji – każdy ruch krzaków, każdy cień przemykający przez sawannę – decydował o być albo nie być. Nauczyliśmy się więc wychwytywać z otoczenia każdą zmianę, pragnąć każdej informacji, którą możemy przetrawić i wykorzystać.
A jednak zmiana jest, twierdzi Wiesław Godzic. – Na pewno multitasking, czyli wielozadaniowość, się upowszechniła – tłumaczy. – Pamiętam takie sytuacje, kiedy dyskutowałem ze studentami o tym, jak oni piszą teksty. Okazało się, że muszą mieć kilka źródeł: muzykę, czat, który z kimś prowadzą, że łypią, co ciekawego w internecie. Oni muszą to mieć. Raz zrobiliśmy taki eksperyment: odłączyłem ich od wszystkiego, mieli tylko czarny ekran i pisali tekst. Mówią, że byli kompletnie rozproszeni, że, paradoksalnie, nie potrafili się skupić. Pokolenie dzisiejszych 19-latków już naprawdę musi mieć właśnie takie: żeby mieć kilka różnych rzeczy. Psychologowie to potwierdzają i nic z tym nie zrobimy. Nie wiem, czy bicie po łapach cokolwiek tu da, raczej wydawcy muszą to wziąć pod uwagę – wyjaśnia.
Wpadam w popłoch. Kwadrans temu narzekałem na czytelników, którzy uciekają tam, gdzie akurat mają największą stymulację. Teraz boję się o siebie. Na co dzień rozmawiam z dziećmi, jednocześnie pisząc sms-y. Czego ja je w ten sposób uczę? Profesor natychmiast prostuje: – Nie chodzi o to, czego pan je uczy. Chodzi o to, czego one mogą nauczyć pana. Badania wskazują, że jedyne, co możemy zrobić, to nauczyć się patrzeć na nasze dzieci: jak one zachowują się wobec ekranów, wobec tej aktywności. Badania pokazują, że jeśli chcemy cokolwiek znaczyć i móc im doradzać, musimy przyjąć postawę partnera, uczyć się od nich, ewentualnie im pomagać, jeśli zwrócą się o pomoc. To jednak zdarza się coraz rzadziej – tłumaczy. Sam, kiedy prowadzi zajęcia, choć na technologii zna się naprawdę nieźle, prosi studentów o podłączenie projektora czy przewijanie okienek. Oni mają to we krwi.
Medioznawca podkreśla, że ten trend nie zniszczy kultury. Może zmienić formy, które znamy, na inne – ale tej siły już nie powstrzymamy. Pozostaje się pogodzić i grać na tym boisku, choć trawa wydaje się rozmiękła.
Pogódźmy się więc, zwłaszcza że już zaczyna się kolejny mecz. Jeśli dotrwałeś do tego momentu, jako autor dostałem od ciebie już tyle uwagi, na ile mogłem liczyć.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl