Balkony jak z żurnala. O tym, jak wypiękniały balkony i tarasy Polek
09.05.2020 14:43
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Jeśli szukać pozytywów koronawirusa, to jeden jest taki, że z powodu zamknięcia w domu wielu z nas postanowiło stworzyć na balkonie czy tarasie swój zakątek marzeń. Często nie potrzeba wielkich nakładów, aby wyczarować własną oazę spokoju. A piękny może być nawet najmniejszy, nieustawny balkon.
Karolina z Krakowa do obecnego mieszkania wprowadziła się z rodziną półtora roku temu. – W tamtym sezonie na balkonie mieliśmy zieloną trawkę, która po tej "zimie" wyglądała fatalnie. Kwarantanna, brak możliwości zrelaksowania się skłoniły mnie do jakiejś zmiany. Chyba jak każda kobieta potrzebuję swojej przestrzeni. W dodatku mamy trzymiesięcznego szkraba i chciałam, by w przyszłości mógł się bawić na balkonie – opowiada.
Balkon Karoliny jest niewielki (3m2), więc chodziło o to, by urządzić go funkcjonalnie. – Stoliczek jest składany, więc w razie czego krzesła można schować do mieszkania, a stolik złożyć i jest wolna przestrzeń. Moim marzeniem był też zielnik. Remont trwał dwa tygodnie; nie dość, że było zimno na zewnątrz, to okres pandemii utrudniał zakup niektórych rzeczy potrzebnych do remontu np. wałków do malowania, farby, kratki. Większość rzeczy kupowałam na Allegro i w Ikei – relacjonuje.
Zobacz także: SIŁACZKI – program Klaudii Stabach. Historie inspirujących kobiet
– Najdłużej zajęło pomalowanie kratki oraz wycinanie deseczek podłogowych. Mamy krzywy balkon, więc trzeba było je dopasować. Sam montaż jest dziecinnie prosty. Myślę, że gdyby nie te utrudnienia, to balkon można było zrobić w ciągu tygodnia. Na wszystko Karolina wydała ok. 1100 zł.
Zaczęło się od kwiatów
Anna Dominiak z Warszawy też miała do dyspozycji niewielką przestrzeń. – Historia mojego balkonu zaczyna się prawie pięć lat temu. Kupiliśmy mieszkanie na warszawskim Bemowie, w którym nikt nie mieszkał, bo właściciel umarł. Wszystko było do generalnego remontu, ale balkon to była tragedia. Było to jedno wielkie gniazdo zabrudzone przez gołębie. Oczywiście posprzątaliśmy, położyliśmy płytki, ale na tym pomysł się skończył. Co roku sadziłam kwiaty, żeby sprawdzić, co przeżyje na bardzo słonecznym, południowym balkonie, ale zawsze czegoś mi brakowało. Mimo pięknych, kwitnących kwiatów nie było to miejsce, gdzie chce się usiąść z kawą, książką czy lampką wina – opowiada.
Dwa lata temu kupiła meble, które mieszczą się na tak wąskim balkonie, jednak słońce zrobiło swoje i kolor spłowiał. Jeszcze jedną próbę stworzenia balkonu marzeń Anna podjęła pod wpływem… koronawirusa. – Od sześciu tygodni pracuję zdalnie, nie można było wychodzić i cieszyć się wiosną, dlatego postanowiłam, że stworzę sobie własną oazę na balkonie. Zaczęło się od kwiatów. Znalazłam producenta roślin w Piastowie i pojechałam. Pani była tak przekonująca, że namówiła mnie na wszystko, co mam teraz na balkonie, prócz oleandra.
Potem Anna jeździła po sklepach wybierać skrzynki i donice. Zobaczyła pergolę i stwierdziła, że musi ją mieć. – Była w kolorze surowego drewna, także zupełnie nie pasowała. Malowanie mebli i pergoli zajęło mi tydzień – mówi.
Na rośliny, donice, bejce, meble i oświetlenie – podobnie jak Karolina z Krakowa – wydała ok. 1000 zł.
Zamiast kraty pomalowała narzeczonego
Własną oazę spokoju na balkonie chciała również stworzyć Zofia Staszel. – Balkon na początku był pusty, brakowało w nim życia. Chciałam, aby był to mój kącik. Inspiracji zaczęłam szukać na Facebooku i forach internetowych – opowiada.
Wpadła na pomysł, by na ścianie zawiesić kratę. – Ponieważ w czasie koronawirusa mamy dużo wolnego, zaciągnęłam mojego narzeczonego do pomocy. Kupiłam niezbędne materiały do stworzenia wymarzonej kraty. Duże wiklinowe doniczki są z tamtego roku, więc farbą, którą wymalowałam kratę, po prostu je odnowiłam. Cztery mniejsze doniczki to nowa inwestycja, ponieważ moim małym marzeniem było zasadzić zioła. Chciałam stworzyć taki swój mały ogródek. I nareszcie mam: stewia, bazylia, mięta, melisa – wylicza.
Zofia jest przykładem na to, że zmiany można przeprowadzić ekspresowo i bez znacznych nakładów finansowych. – Praca zajęła nam jeden, pełen pozytywnych wrażeń dzień, a koszty to tylko materiały, więc nie wyniosły nas dużo. Był to dzień wykorzystany produktywnie, a wspólna praca z narzeczonym cieszy oko i serce – przyznaje. – Podczas malowania mieliśmy dobrą zabawę, bo zamiast kraty zaczęłam malować narzeczonego – śmieje się. – Teraz popijamy swoją poranną kawę z podwójną przyjemnością, chociaż nie ukrywam, że korci mnie, aby coś jeszcze dodać z kwiatów i ziół.
Co można, robimy sami
Znacznie większą przestrzeń do zagospodarowania miała Katarzyna Kiwerska, która mieszka pod Warszawą. – W porównaniu do ubiegłego roku mój taras przeszedł ogromną metamorfozę – przyznaje. – Ma 90 metrów, więc jest gdzie szaleć, traktuję go jak ogród z rabatami w stylu wiejskim. Mam sporo warzyw i drzewka owocowe. Kocham kwiaty i teraz ten taras to spełnienie moich marzeń. W końcu wygląda tak, jak widziałam to w swojej wyobraźni.
Aby osiągnąć wymarzony efekt, Katarzyna najpierw kupowała rośliny. Przyznaje, że duży wydatek to ziemia; na szczęście sporo dostała od znajomego ogrodnika. – Staram się nadawać starym rzeczom nowe życie. Na tarasie na start miałam kupionych osiem pięknych skrzyń drewnianych, resztę zrobiłam sobie sama z palet – zdradza.
Katarzyna opowiada, w jaki sposób robi skrzynie z palet. – Jedna cała paleta to dno, w rogach trzeba przymocować odpowiednio docięte kawałki, np. legary. Mocujemy do dna kątownikami i przykręcamy deski z kolejnej rozłożonej palety. Po skręceniu malowałam skrzynie drewnochronem, a po wyschnięciu wykładałam agrowłókniną i styropianem na dnie, żeby rośliny miały zabezpieczenie od mrozu. Potem już tylko ziemia i można sadzić.
Inny patent na palety to żywa ścianka, po której pną się roślinki. – A na warzywniak wykorzystałam kastry budowlane, nawiercone od spodu z drenażem, pomalowane – tanie rozwiązanie.
Na tarasie Katarzyny jest też miejsce na piaskownicę i przestrzeń dla córki na zabawę. Część zadaszona stanowi dodatkowy pokój, gdzie w ciepłe miesiące toczy się życie rodziny. – Zmiany były pracochłonne, ale to sama przyjemność, chwile wytchnienia po pracy. Wyzwaniem było to, że elementy nie mogą być przytwierdzone do muru. Nie możemy ingerować w elewację budynku. Legary stworzyły ramę, która jest dociążona m.in. płytami chodnikowymi i kolejną donicą z palet – tłumaczy Katarzyna Kiwerska. – Co można, robimy sami. Wykorzystuję na donice stare miski, kosze. To taki mój mały wkład w ekologię.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl