Ayoub Houmanna gra na balkonie dla Polaków. "Po prostu przeżywamy ten czas razem"
– Gram dla Polaków – mówi bez zastanowienia Ayoub Houmanna. 26-latek pochodzi z Maroka. Od kilku lat żyje w Warszawie i to właśnie tu, na swoim warszawskim balkonie, koncertuje, żeby wesprzeć innych w czasie izolacji.
07.05.2020 | aktual.: 07.05.2020 17:50
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Ayoub uczył angielskiego, śpiewał na ulicy, pracował w korporacji. Przeszedł w Polsce długą drogę, by utrzymywać się z tego, co kocha najbardziej, czyli muzyki.
Wraz z początkiem pandemii jego koncerty odwołano, a on został bez pracy. Wszystkie oszczędności inwestował dotychczas w budowę domu w Maroku. Pomimo tego, że jego przyszłość stoi pod znakiem zapytania, wychodzi na balkon i śpiewa dla Polaków. Bo nic nie łączy ludzi tak, jak muzyka.
Klaudia Kolasa, WP Kobieta: Wychodzisz na balkon, rozstawiasz sprzęt, zaczynasz śpiewać i słyszy cię cała dzielnica. Jak przekonałeś sąsiadów do swoich balkonowych koncertów? Nie mieli nic przeciwko?
Ayoub Houmanna, muzyk: Moi sąsiedzi są super. Pierwszą rzeczą, jaką zrobiłem po przeprowadzce do tego mieszkania, było pukanie do drzwi sąsiadów. Musiałem się z nimi zaprzyjaźnić, żebyśmy nie utrudniali sobie życia. Opowiedziałem im o tym, czym się zajmuję, że czasem może być głośno. Dałem im też swój numer telefonu, więc kiedy przeszkadzam, po prostu do mnie dzwonią i pytają, czy mógłbym być trochę ciszej.
Zawsze znajdujemy kompromis. Zresztą czasem nawet wpadają do mnie na marokańską herbatę i pogawędki. Kiedy zacząłem koncertować, wychodzili na swoje balkony, otwierali piwo i po prostu przeżywaliśmy ten czas razem.
Zobacz także: "Zostałam bez kasy i bez pracy". Paulina Młynarska o swoim kryzysie
Jak to się zaczęło – granie na balkonie?
Obserwowałem od samego początku pandemii, że artyści na całym świecie wychodzą na swoje balkony i śpiewają. Ja po prostu muszę dawać coś od siebie. Wychodząc na balkon i śpiewając, czuję, że to robię. Pomaga mi to też jako artyście. Wyobraź sobie, że robisz coś każdego dnia przez lata i nagle musisz przestać. Może ci pęknąć serce.
Widziałam nagrania z koncertów, i z tego, co zauważyłam, cieszyły się całkiem dużym zainteresowaniem. Ludzie zatrzymywali się na ulicy?
Tak. Ulica, przy której mieszkam, jest bardzo długa. Dzięki koncertom udało mi się poznać sąsiadów z bloku naprzeciwko. Kiedy grałem, ludzie zaczęli wychodzić na zewnątrz swoich mieszkań. Niektórzy byli z dziećmi, dwoje z nich wzięło swoje instrumenty i dołączyły do koncertu. To pokazuje, jak wiele miłości w sobie mamy i że potrafimy się nią dzielić.
Czy jakaś szczególna reakcja utkwiła ci w pamięci?
Tak, było coś takiego. W pewnym momencie wziąłem kartkę papieru i napisałem na niej swój nick na Instagramie. Jeden mężczyzna zrobił zdjęcie i później zaczął mnie obserwować w sieci, a kiedy zorganizowałem zbiórkę pieniędzy, żeby przetrwać ten kryzys związany z brakiem pracy, dorzucił kilka groszy. Teraz jesteśmy znajomymi i czekamy na to, żeby spotkać się, kiedy sytuacja z pandemią się uspokoi.
Zdarzyło się jeszcze coś niezwykłego. Okazało się, że naprzeciwko mojego balkonu mieszka znany polski muzyk, Krzysztof Zalewski. Nie wiedziałem o tym. Nagrał mnie i opublikował wideo na swoim profilu na Instagramie. Teraz mamy kontakt. Dla mnie, jako początkującego muzyka, to coś wspaniałego.
Mówisz o dobrych momentach i pozytywnym odzewie. Nikt nie zareagował negatywnie na twoje występy?
Nie. Nie było ani jednej takiej osoby. Zauważyłem, że ludzie pragną rozrywki. Ta pandemia, ta kwarantanna, zadziałała na naszą psychikę. Chcemy tańczyć, śpiewać, bawić się. Oderwać się na chwilę od negatywnych informacji. Kiedy zobaczyłem babcię tańczącą na balkonie do mojej muzyki, to było wspaniałe i przesłodkie. Śpiewałem i w pewnym momencie krzyknąłem po polsku: "pozdrowienia dla babci". Ludzie łączą się w takich momentach. Myślę, że mógłbym tak koncertować nawet po pandemii.
Zobacz także
Wspomniałeś o kryzysie i zbiórce pieniędzy…
Przez ostatnie lata wszystkie pieniądze, jakie zarobiłem, inwestowałem w budowę domu w Maroku. Moja mama zawsze marzyła o tym, żeby mieć dom w wiosce, z której pochodzi. Obiecałem rodzicom, że kiedyś spełnię to marzenie. Chciałem, żeby mama doświadczyła tego, że jej mały synek dorósł i zrobił coś dla niej. Udało się. Dom już jest skończony. Będzie miejscem dla mojej rodziny, ale też dla podróżnych. Coś w rodzaju schroniska, gdzie znajdzie się nocleg dla każdego. Już nawet miałem wstępne rezerwacje: delegacja z Japonii, kilka osób z Polski, z Niemiec, ale wszystko musieliśmy przesunąć. Wyciągam jednak z tego coś pozytywnego. Mam więcej czasu na naukę i na przygotowanie się do goszczenia innych ludzi.
Czyli w tym momencie nie masz żadnego źródła utrzymania. Jak sobie radzisz w tej sytuacji?
Przez to, że nieustannie tam inwestowałem, zostałem bez oszczędności. Jest jeszcze coś, co sprawiło, że ten czas okazał się nawet trudniejszy, niż się spodziewałem: dowiedziałem się, że moja dziewczyna jest w ciąży. To cudowne i mam ochotę wykrzyczeć całemu światu, że będę ojcem, ale musiałem też szybko znaleźć sposób, żeby zarobić.
Zacząłem transmitować koncerty w sieci i założyłem zbiórkę. Wielu znajomych mi pomogło i dzięki temu udaje nam się wiązać koniec z końcem. To piękne, że w takich sytuacjach okazuje się, że wszyscy możemy na siebie liczyć. Ale tak naprawdę w wielu przypadkach pieniądze nie są problemem. Wszystko zależy od myślenia i nastawienia. Ja staram się myśleć o tym, że jestem zdrowy, szczęśliwy i wdzięczny za każdy kolejny dzień. Za to, że mogę grać. I chciałbym podzielić się swoją energią z całym światem.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl