Blogerka Magda: ciągle szukam swojego miejsca
Magda jest autorką popularnego bloga www.ams-la-la-land.blogspot.com. Niedawno została twarzą conceptshop.pl. Wirtualnej Polsce opowiada o swoim pomyśle na życie i planowanym wyjeździe do Londynu.
08.05.2013 | aktual.: 10.05.2013 14:59
Magda jest autorką popularnego bloga www.ams-la-la-land.blogspot.com. Niedawno została twarzą conceptshop.pl. Wirtualnej Polsce opowiada o swoim pomyśle na życie i planowanym wyjeździe do Londynu.
Kim jest Magdalena Majewska, czyli ams-la-la-land?
Dwudziestopięciolatką, której życiem jest szeroko pojęta moda. Prowadzę bloga, stylizuję sesje, piszę do magazynów modowych, robię zdjęcia.
Skąd pomysł na blog?
Nie było tak, że pewnego dnia powiedziałam sobie, że będę blogerką. Sam pomysł narodził się w 2010 roku. Na początku nie był to jednak blog modowy, ale takie miejsce w sieci, gdzie wrzucałam zdjęcia z sesji, które przygotowywaliśmy razem z przyjaciółmi. Dopiero z czasem wszystko zaczęło mieć formę, układać się w bloga. Jakoś tak samo wyszło, zupełnie naturalnie.
A jak twoi bliscy zareagowali na to, że jesteś blogerką? W sumie dopiero niedawno blogerki weszły do mainstreamu…
Wiadomo, na początku moja mama nie popierała tego, co robię. Mówiła: „Idź dziecko, znajdź sobie jakąś prawdziwą pracę. Zrób coś pożytecznego”. Ubierałam się odważniej i mama kazała mi się od razu przebierać, twierdząc, że może na blogu to się podoba, ale w życiu codziennym ludzie się tak nie ubierają. Potem jednak okazało, że to wszystko zaczyna mieć sens, że wprowadzenie bloga procentuje. Dzięki niemu mogę spełniać swoje marzenia, robić interesujące rzeczy. Biorę udział w niesamowitych przedsięwzięciach, które dają mi masę frajdy. Jestem doceniana. No i, tak trochę mimochodem, zarabiam pieniądze. Rozwijam się razem z blogiem. Zdobywam nowe kontakty i doświadczenia.
Jak wygląda twój normalny dzień?
Pracuję przy blogu. Zabiera mi to sporo czasu. Opracowuję stylizację, wybieram ciuchy. Myślę nad fryzurą i makijażem. Staram się zaskakiwać czytelników. Zmieniać koncepcje. Mam nadzieję, że to mi się jakoś udaje.
A kto jest twoim fotografem?
Tata robi mi zdjęcia. Nauczyłam go tego. Czasami oczywiście zdarzy się jakieś spięcie. Wiele razy niecierpliwił się. Szczególnie na początku, kiedy wszystko było dla niego nowe. Nawet teraz czasami się złości i mówi, żebym robiła sobie sama foty, żebym kupiła statyw. Ja odpowiadam – „nie, no chodź, zrób mi sesję”. No i idzie i robi. Powoli się wyrabia. Potrafi już ustawić dobrą ostrość. Zdarzają mu się naprawdę dobre kadry. Jestem z niego bardzo dumna!
Jaki jest twój styl?
Mój styl bardzo ciągle się zmienia. Na początku moje stylizacje były bardzo oryginalne. Takie trochę teatralne. Potem pojawiła fascynacja ćwiekami i skórami. Następnie przyszła pora na czerń. Zaczęłam się bawić warstwami, teksturami. Moim ulubionym projektantem jest Rick Owens i to od razu widać na moich zdjęciach. Teraz idę w stronę rockowej elegancji. Taki grunge z nutką elegancji i kobiecości.
Ale jednak w twoich ciuchach dominuje czerń. Skąd ta fascynacja? Nie potrafię odpowiedzieć na pytanie dlaczego lubię czerń. Tak po prostu jest. Poproszę o inny zestaw pytań (śmiech). Niektórzy zarzucają mi, że przechodzę fascynację wampirami czy śmiercią. To oczywiście jakaś straszna bzdura. Jestem wielbicielką estetyki marki Givenchy i twórczości Riccardo Tisci. To on wprowadził do mody neogotyk. U niego czerń jest uformowana w taki sposób, że wszystko jest bardzo kobiece. Ja osobiście uwielbiam połączenie czerwonych czy różowych ust z czarnym ubraniem. Mam do tego niesamowitą słabość. Takie stylizacje są niezwykle zmysłowe.
Widziałam, że projektujesz własne ubrania…
Tak, ale nigdy w życiu nie chciałabym, żeby ktokolwiek mówił, że jestem projektantką. Teraz wszyscy aspirują do bycia designerem. Ja to robię bardziej dla siebie. Co prawda, dwa lata temu stworzyłam z siostrą markę Awesome Like a Dog. Były to jednak działania na bardzo małą skalę. Jak to kiedyś ktoś ładnie powiedział – taki brand, który prawie nie istnieje, a rzeczy z jego metką można znaleźć co najwyżej w mojej szafie.
Co cię fascynuje poza modą?
Kultura. Czytam dużo książek. Mogę śmiało powiedzieć, że jestem oczytaną blogerką (śmiech). Tak, tak, walczę ze stereotypami. Mam kilka takich „walczących” tekstów na blogu. Jakiś czas temu popełniłam wpis o czerni. Taki trochę bardziej pogłębiony. Rzeczy była o czerni potraktowanej w sposób fizyczny – jak powstaje, jak pochłania światło. Pojawiło się w nim trochę cytatów z Nietzschego i Lyncha. Żeby nie było, że całe moje życie to tylko szmaty i różnego rodzaju błyskotki (śmiech).Poza tym muzyka jest ze mną od zawsze. Gram co nieco na akordeonie, a jako mała dziewczynka chodziłam na lekcje pianina. Nic z tego oczywiście nie wyszło, ale ciągle interesuję się muzyką jako słuchacz. Czasami na moim blogu można nawet znaleźć relacje z różnego rodzaju koncertów.
A co z tym Londynem? Na twoim blogu przewija się on nieustanie. Przeprowadzasz się tam czy nie?
Już jakieś 10 tysięcy razy się tam przeprowadzałam. Z resztą od małego mam coś z tym Londynem. W gimnazjum pojechałam tam na wymianę i się zakochałam w klimacie tego miasta. Minęło jednak kilka lat i zamiast mnie wyprowadziła się tam moja młodsza siostra. Mam więc tam jakiś punkt zaczepienia. Niedawno okazało się, że mam szanse na staż u Panosa Yiapanisa. Kusi mnie to, choć wiem, że łatwo nie będzie. W świecie mody trudno jest znaleźć pracę, z której można się utrzymać. Zresztą początki nigdy nie są łatwe. Zaczyna się od zakładaniu butów modelkom na pokazach. Trzeba zaliczyć najpierw niższe stanowiska. Gdzieś jednak w głębi wiem, że głupio byłoby tej szansy nie wykorzystać. Nauczyć się wszystkiego, zdobyć doświadczenie. Nawet jakbym miała nawet wrócić potem do Polski. To już jest inny start.
Co myślisz o polskich projektantach?
Polscy projektanci są moim zdaniem za mało promowani, a mają strasznie duży potencjał. Jest wiele marek niezwykle kreatywnych, które bez problemu mogłyby się wystawić gdzieś indziej niż tylko na Polskim Fashion Weeku. Osobiście uwielbiam i staram się promować UEG, Bolę, Kas Kryst czy Pajonka. W mojej szafie można znaleźć też tiulową spódnicę od Fanfaronady, basicową bluzę od risk. made in warsaw oraz cudowną biżuterię od Anny Dunin Holeckiej z Republiki Artystycznej.
Jak widzisz siebie za kilka lat?
Nie wiem. Mam 25 lat i ciągle szukam swojego miejsca w świecie. Nie potrafię się jeszcze do końca określić. Na pewno blog jest dla mnie przepustką do świata mody i nie chcę przegapić żadnej szansy.