"Byłam półprzytomna, przed oczami ciemność". Opowiedziała, co się wydarzyło po pigułce gwałtu
- Moja siostra wyszła do łazienki. Gdy wróciła, zobaczyła, że tańczę z barmanem, ledwo trzymając się na nogach. Pogoniła go, a ja osunęłam się na ziemię - opowiada Agnieszka, której podano tabletkę gwałtu.
18.04.2019 | aktual.: 26.04.2019 21:57
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
W pubie
Agnieszka wybrała się z siostrą do zaufanego lokalu. Sobota wieczór, dwa piwa, muzyka, taniec. - W pewnym momencie zeszłam z parkietu i zamówiłam colę. Zaczęłam rozmawiać z moim kuzynem i nie widziałam, jak barman nalewał tę colę - mówi dziewczyna. Rozmowa z kuzynem to ostatnie co pamięta.
- Moja siostra wyszła do łazienki. Gdy wróciła, zobaczyła, że tańczę z barmanem, ledwo trzymając się na nogach. Pogoniła go, a ja osunęłam się na ziemię. Z pomocą kuzyna wyprowadzili mnie przed lokal. Nie pamiętam tego, cały wieczór zlewa mi się w jedno wspomnienie urywanych głosów i ciemności - opowiada.
Siostra Agnieszki natychmiast wezwała pogotowie. Wiedziała, że to nie alkohol jest przyczyną stanu dziewczyny, jednak ratownicy stwierdzili, że jest pijana. Zastrzegli też, że nie powiadomią policji, ponieważ nie widzą takiej potrzeby. Siostra zamówiła taksówkę i odwiozła dziewczynę do domu.
- Obudziłam się następnego dnia, pamiętając tylko dochodzące do mnie urywane głosy różnych osób. Potwornie bolała mnie głowa, miałam spuchnięte oczy i mdłości. Leżałam, nie miałam siły się podnieść ani nic zjeść, ale wiedziałam, że ktoś musiał dosypać mi czegoś do drinka. Tego wieczoru wypiłam tylko dwa piwa - opowiada. Pomimo fatalnego samopoczucia zmusiła się, by pojechać do prywatnej kliniki na badania moczu pod kątem wykrycia składników znajdujących się w tzw. pigułce gwałtu. Badania jednoznacznie wykazały, że Agnieszka została odurzona.
- Sprawę zgłosiłyśmy na policję, a prokuratura wszczęła postępowanie. Okazało się, że dziwnym trafem tego dnia w lokalu nie działał monitoring. Nikt nic nie widział ani nie słyszał. Kierowałyśmy podejrzenia na barmana, ale sprawę umorzono ze względu na brak dowodów - mówi Agnieszka.
W klubie
Magda wyszła do klubu w centrum Warszawy z trzema koleżankami. Wypiły po piwie i zaczęły tańczyć. Po jakimś czasie Magda zeszła z parkietu i usiadała przy barze, żeby zamówić kolejne. Wtedy podeszła do niej grupka chłopaków, która obchodziła wieczór kawalerski jednego z nich. Chwilę porozmawiali o ślubach, bo Magda zaręczyła się dwa tygodnie wcześniej. Dała namówić się na jedną kolejkę, którą postawił jej przyszły świadek. To ostatnie co pamięta.
- Z relacji przyjaciółek wiem, że straciły mnie z oczu na 15 minut. Gdy zeszły z parkietu, zobaczyły, że pokładam się na tych chłopakach i wyglądam, jakbym była potwornie pijana. Od razu zauważyły, że coś jest nie tak, bo przecież chwilę wcześniej byłam zupełnie trzeźwa. Podeszły do nas i powiedziały, że zabierają mnie do domu - opowiada Magda. Jednak zanim przyjaciółki zabrały odurzoną dziewczynę, poszły do szatni po kurtki. Gdy wróciły, tej już nie było.
Przerażone zaczęły do niej dzwonić. - Odebrałam po kilku minutach, bełkocząc, że jestem w taksówce z jakimś chłopakiem i nie wiem co się dzieje - opowiada Magda. Z relacji przyjaciółek wynika, że ktoś niespodziewanie przejął słuchawkę: "Zajmijcie się swoimi sprawami, głupie pi...y" - powiedział męski głos, a rozmowa została zakończona.
Po kolejnych pięciu minutach nieustannego dzwonienia, mężczyzna odebrał telefon. Przerażone przyjaciółki powiedziały, że już zawiadomiły policję i symulowały, że podały numery rejestracyjne taksówki, które uzyskały dzięki świadkom stojącym przed lokalem. Później wypadki potoczyły się już bardzo szybko. Magda zadzwoniła do przyjaciółek dwie minuty później, mówiąc, że została wysadzona na parkingu dla taksówek. Dziewczyny poinstruowały ją, co po kolei ma zrobić.
- Podobno mówiły do mnie jak do dziecka: Idź w stronę najbliższej taksówki, otwórz drzwi, podaj adres mojego mieszkania - opowiada Magda. Gdy dziewczyna jechała taksówką, jej przyjaciółki opowiadały policji, którą wcześniej wezwały, co dokładnie się wydarzyło. Funkcjonariusze powiedzieli, że nie mogą nic zrobić bez wyników testów z krwi lub moczu na obecność konkretnych substancji odurzających. Spisali zeznania i zalecili wykonanie badania.
- Dotarłam do mieszkania przyjaciółki i padłam. Następnego dnia z niedowierzaniem słuchałam ich opowieści. Nie pamiętałam zupełnie nic. Miałam jakieś otarcia na nadgarstkach. W głowie mi huczało, oczy ledwo mogłam otworzyć. Nie miałam siły się ruszać - opowiada.
Magda nie miała żadnych wątpliwości, że dosypano jej czegoś do wódki, którą wypiła z nieznajomymi, ale nie zdecydowała się iść na badania. - Wstydziłam się - przyznaje. - Wiedziałam, że badania wyjdą pozytywne, że będę musiała opowiedzieć o wszystkim, co się wydarzyło, na policji i dowie się mój narzeczony - podsumowuje.
Na domówce
Klaudii podano tabletkę na domówce u koleżanki. - Podczas imprezy przewijały się różne osoby. Wprawdzie części z nich nie znałam, ale to była domówka, nikt nie myślał o tym, żeby pilnować swoich drinków - opowiada dziewczyna. Po niewielkiej ilości alkoholu straciła panowanie nad sobą. Pamięta jeszcze kręcenie w głowie i mroczki przed oczami. Później film się urywa.
- Podobno osunęłam się na ziemię i mamrotałam coś pod nosem. Oczy miałam nieprzytomne. Kolega wezwał karetkę, impreza się skończyła. Znajomi położyli mnie do łóżka, dali wodę i próbowali rozmawiać. Ale ja nie reagowałam - opowiada Klaudia. Ratownicy wezwani na domówkę zbadali Klaudię i powiedzieli, że ta ewidentnie się upiła.
- Znajomi tłumaczyli, że nie, że byłam trzeźwa i nagle upadłam na ziemię. Mówili, że mają pewność, że ktoś mi coś podał, ale ratownicy odmówili powiadomienia policji - podsumowuje Klaudia.
Dziewczyna następnego dnia udała się na badania, które wykazały obecność substancji odurzających. Nie zawiadomiła policji. - Nie było kamer, nie było żadnych dowodów. Nigdy nie doszlibyśmy prawdy, kto podał mi to świństwo - mówi.
Im szybciej, tym lepiej
- W każdym przypadku, gdy jest podejrzenie użycia tzw. pigułek gwałtu, natychmiast i niezwłocznie należy wezwać pogotowie ratunkowe, gdyż nie wiadomo, jaka substancja jest przyczyną nagłego odurzenia - mówi Tomasz Oleszczuk, rzecznik prasowy Komendy Stołecznej Policji.
- Sprawę utrudnia fakt, że trudno jest rozpoznać, czy osoba jest nietrzeźwa, czy też odurzona, a jeśli jest odurzona, to jaką substancją. O powiadomieniu policji i innych służb decyduje szpital na podstawie wyników przeprowadzonych badań, który ma wypracowane procedury na taką okoliczność - podsumowuje.
Z kolei toksykolog Eryk Matuszewski tłumaczy, że tzw. tabletka gwałtu to tak naprawdę substancja płynna.
- Są to związki kwasów GHB lub GBL - mówi ekspert. - Do jednego napoju dodaje się od 20 do 30 kropli. To substancja bezwonna i pozbawiona smaku - mówi Matuszewski i dodaje, że działanie kwasów jest bardzo szybkie, bo ofiara już po 15 minutach ma objawy podobne do objawów głębokiego upojenia alkoholowego.
- Głównym objawem jest otumanienie i głęboka senność, która utrzymuje się od 6 do 8 godzin od zażycia substancji. Osoba po kwasie GHB lub GBL jest bardzo posłuszna, nie stawia oporu. W dodatku, gdy zaśnie, nie będzie pamiętać niczego, co wydarzyło się wcześniej - tłumaczy specjalista. - Następnego dnia ofiara budzi się bez świadomości tego, co się wydarzyło, z zaburzeniami równowagi, mdłościami, bólem głowy i przede wszystkim z uczuciem rozbicia. Samopoczucie jest efektem działania uwalniających się z organizmu toksyn.
Matuszewski tłumaczy, że związki substancji są bardzo szybko eliminowane z organizmu. Nie zostawiają trwałych śladów ani nie uszkadzają organów wewnętrznych. - To bardzo ważne, by udać się niezwołocznie na badania! Substancja zostanie wykryta we krwi mniej więcej do 8 godzin i w moczu do około 12, jednak im szybciej tym lepiej - apeluje.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl
-