Blisko ludziNapadł na nią 30 lat temu. Konsekwencje odczuwa do dzisiaj

Napadł na nią 30 lat temu. Konsekwencje odczuwa do dzisiaj

Napadł na nią 30 lat temu. Konsekwencje odczuwa do dzisiaj
Źródło zdjęć: © Archiwum prywatne
Marianna Fijewska

01.03.2019 15:40, aktual.: 02.03.2019 10:15

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

- Wszyscy uważali, że skoro gwałtu nie było, to nic się nie stało. Wtedy nikt nie myślał, że powinnam przepracować swoją traumę. Nikt nawet nie znał takiego pojęcia - opowiada Iwona, która 30 lat temu padła ofiarą brutalnej napaści.

Pod koniec lutego Polską wstrząsnęła sprawa Aleksandry Szulejko. Studentka Uniwersytetu Łódzkiego w mediach społecznościowych opisała dramatyczną napaść, której stała się ofiarą. Choć tysiące internautów zareagowało na wpis z empatią, byli też tacy, którzy krytykowali dziewczynę, zarzucając jej chęć wypromowania się, choć "przecież nie została zgwałcona".

Iwona ma 49 lat. Niemal trzydzieści lat temu została napadnięta przez nieznajomego mężczyznę. Ona również nie została zgwałcona, ale do dziś boryka się z koszmarnymi konsekwencjami.

Marianna Fijewska, Wirtualna Polska: Napadnięto na panią trzydzieści lat temu. Ma to pani nadal przed oczami?
Iwona, ofiara napaści na tle seksualnym: Pamiętam wszystko bardzo dokładnie. To był Wielki Piątek, a ja wracałam z kościoła na Grochowie w Warszawie. Minęłam ulicę Zamieniecką i nagle usłyszałam, że ktoś za mną przyspieszył kroku i zanim się obejrzałam, złapał za szyję. Na początku niezbyt mocno.

Co pani pomyślała?
Że to któryś z kolegów robi sobie żarty. Chciałam się odwrócić, ale w tym momencie napastnik z całą siłą pociągnął mnie do tyłu i przewrócił na ziemię. Wiedziałam już, że to nie są żarty. Zaczęłam potwornie krzyczeć. Zobaczyłam nad sobą młodego mężczyznę, może kilka lat starszego ode mnie. Wciągnął mnie w krzaki przy chodniku i usiadł na mnie. Miałam taki długi płaszcz, a on przygwoździł go kolanami do ziemi i złapał za moje nadgarstki. Byłam jak w kokonie, bez żadnej możliwości ruchu. Leżał na mnie, próbował pocałować, dobierał się do mnie i obmacywał. To było obrzydliwe.

Wokół byli ludzie?
Tak, byliśmy pomiędzy dwoma przystankami autobusowymi - jeden około 400 metrów dalej po tej samej stronie ulicy, drugi dokładnie naprzeciwko nas. Na obu czekali ludzie - grupki trzech, może czterech osób. Nawet jeśli nie widzieli nas, to musieli usłyszeć moje krzyki. Darłam się wniebogłosy, ale nikt nie reagował. Za każdym razem, gdy wydobywałam z siebie krzyk, ten facet nachylał się i mówił: "Mam nóż, bądź cicho, bo potnę ci twarz".

Co było dalej?
Udało mi się wyswobodzić ręce z rękawów kurtki i zaczęłam drapać go po twarzy. Wciskałam mu kciuki w oczy i gdybym tylko potrafiła, wydrapałabym mu je, ale on nie reagował, choć to musiało go boleć. Nagle zobaczyłam, że w naszą stronę idzie około 50-letnia kobieta. Widząc, co się dzieje, przestraszona zaczęła przechodzić na drugą stronę ulicy.

Wiedziałam, że jeśli ona nie zareaguje, zostanę zgwałcona. Krzyknęłam: "Błagam, niech się pani zatrzyma. Zostałam napadnięta". Wtedy ona się cofnęła i ruszyła w naszym kierunku. Napastnik się przestraszył i uciekł w stronę ogródków działkowych.

Poszła pani na policję?
Tak. Ta kobieta podniosłą z ziemi moją kurtkę i pomogła mi się ubrać. Pamiętam, że nie mogłam wcelować dłonią w rękaw, bo byłam tak roztrzęsiona. Kobieta zaprowadziła mnie na komisariat. Tam zaczął się koszmar. Funkcjonariusze patrzyli na mnie, jakbym chciała wrobić jakiegoś faceta w gwałt. "Ale przecież pani nic nie jest" - mówili. Powiedziałam, że widziałam jego twarz, że wiem, gdzie uciekł, żeby wysłali chociaż patrol, że jest szansa, by go złapać... Prosiłam, żeby pobrali materiał zza moich paznokci - przecież miałam tam jego skórę. Ale nic z tego.

Udało mi się tylko doprosić o sporządzenie porteru pamięciowego. Później byłam na policji jeszcze dwa razy. Musiałam w kółko powtarzać te same zeznania i czułam, jakby mnie sprawdzali. Za czwartym razem na komendzie usłyszałam, że powinnam podpisać zgodę na umorzenie sprawy, bo sprawcy na pewno nie uda się złapać. Dziś wiem, że szanse były bardzo duże - mieli portret pamięciowy, świadka, materiał DNA... Ale ja byłam młoda i przestraszona. Podpisałam tę zgodę.

Jak zareagowali pani bliscy?
Gdy po tej napaści wróciłam z komisariatu do domu, mama zobaczyła mnie i krzyknęła: "Kurtka cała ubłocona! Gdzieś ty się szlajała?!". Powiedziałam, że zostałam napadnięta, a ona: "To nie trzeba było tak późna wracać!". Dopiero później zapytała, jak się czuję, choć ani z jej strony, ani ze strony nikogo bliskiego nie czułam empatii. Wszyscy uważali, że skoro gwałtu nie było, to nic się nie stało.

Ludzie nie zdawali sobie sprawy, że w jakimś sensie moje życie tego dnia się skończyło. Nigdy nie skorzystałam z porady psychologa. Wtedy nikt nie myślał, że powinnam przepracować swoją traumę. Nikt nawet nie znał takiego pojęcia. Konsekwencje tego ataku odczuwam do dzisiaj.

W jakim sensie?
Ten mężczyzna zabrał mi poczucie bezpieczeństwa, którego już nigdy później nie odzyskałam... przepraszam, będę płakać. Te wspomnienia wywołują we mnie bardzo dużo stresu. Gdy jechałam w windzie z obcymi mężczyznami, pociłam się jak mysz i modliłam, żeby nie zrobili mi krzywdy. W pewnym momencie zaczęłam wsiadać tylko do tych wind, które były puste, albo było w nich dużo ludzi.

Jakiś czas po tym napadzie zdarzyło się, że stałam na pasach i światło zmieniło się na zielone. Usłyszałam, że ktoś za mną nagle zaczyna biec. Widocznie ta osoba spieszyła się na autobus, ale zerwała się tak gwałtownie, że na środku ulicy skuliłam się i krzyknęłam: "Nie!". Ludzie zamarli, a ja czułam się potwornie upokorzona.

Ta trauma nie daje pani spokoju?
To było 30 lat temu, ale wie pani, że ja do dzisiaj przepuszczam każdego, kto idzie za mną na ulicy. Nie jestem w stanie znieść myśli, że ktoś obcy jest za moimi plecami, a ja nie mogę kontrolować jego ruchów. Nie potrafię też znieść dotyku w okolicach szyi, ponieważ zaczynam się dusić.

Mam nadzieję, że Ola, która opisała swoje przeżycia, pójdzie do psychologa. Mam też nadzieję, że ma wokół siebie ludzi, którzy zrozumieją, że brak gwałtu nie oznacza braku traumy i okażą jej potrzebne wsparcie. Przytulą i powiedzą, że jest bezpieczna.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Źródło artykułu:WP Kobieta
gwałtpolicjaprzestępczość
Komentarze (78)