Chorowali na Covid-19, teraz czują się niezniszczalni. Lekarz ostrzega
Joanna na jednym z portali społecznościowych umieściła długi post, w którym ogłosiła, że koronawirus to ściema. Dlaczego tak twierdzi? Bo przechorowała Covid-19 i nie odczuła ani jednej najmniejszej związanej z tym dolegliwości. - Taką postawę reprezentują ludzie, którzy odczuwają silny lęk - twierdzi psycholożka.
Joanna, mieszkanka Warszawy, ma 47 lat i nadciśnienie tętnicze, które stwierdzono u niej tuż po 21. urodzinach. - Większość osób myśli, że nadciśnienie pojawia się u starszych osób, tymczasem niektórzy młodzi też cierpią z jego powodu. U mnie najpewniej spowodował je stres, bo od wczesnego okresu nastoletniego cierpię na nerwicę - tłumaczy nam kobieta. I opowiada, jak doszło do zachorowania na Covid-19. - Na początku myłam każdy produkt przyniesiony ze sklepu, zrezygnowałam z natki pietruszki i sałaty, bo nie da się ich dobrze umyć, a pieczywo wsadzałam na kilka minut do rozgrzanego piekarnika. Od początku stosowałam maseczkę, rękawiczki, dystans. Bałam się choroby, bo jestem w grupie ryzyka.
Joanna sądzi, że zakaziła się wirusem w biurze. - Oprócz mnie pozytywne testy wyszły u ośmiu osób. Nikt z nas nie odczuł żadnych skutków zakażenia. Podobno jednego gościa z innego działu bolała przez dzień głowa, ale wszyscy śmiali się, że pewnie miał kaca - śmieje się kobieta.
Jak twierdzi, lekarz w czasie teleporady powiedział jej, że brak jakichkolwiek objawów świadczy o tym, że najprawdopodobniej w ogóle nie zachorowała, a jej organizm w kontakcie z wirusem zwalczył go samodzielnie.
- Osoba, u której test na koronavirusa daje wynik dodatni, jest chora, a nie tylko zakażona. Nawet wtedy, gdy nie ma żadnych objawów - mówi dr Michał Chudzik, internista i kardiolog z kliniki Medicover. - Może się jednak zdarzyć, że objawy pojawiają się później, po jakimś czasie. To jest sytuacja podobna do tej, gdy badamy u pacjenta poziom cukru i okazuje się, że jest on wysoki. Stwierdzamy cukrzycę, a pacjent mówi, że znakomicie się czuje i nic mu nie dolega. Tymczasem powikłania cukrzycy pojawiają się po latach. Niektórzy moi pacjenci przechodzą Covid-19 bardzo lekko lub nawet zupełnie bezobjawowo i zaczynają odczuwać znacznie większe dolegliwości już w okresie regeneracji. I mówią: covid to nic, teraz jest dopiero źle. Nie mają siły, są bardzo osłabieni, pojawiają się u nich zaburzenia pamięci, koncentracji.
Joanna post o tym, że Covid-19 to ściema, skasowała, bo znajomi zaczęli ją wyzywać od antyszepionkowców i płaskoziemców. Ale, jak mówi, swoje wie.
Nie ma przeciwciał, nie ma choroby?
36-letni Patryk, pracownik dużego sklepu z elektroniką z Poznania najbardziej nienawidzi duszącego działania maseczki. Rękawiczek nigdy nie nosił, a maseczkę teraz tylko w miejscach, gdzie może go złapać policja. Osób zwracających mu uwagę, że nie zasłania ust i nosa nie boi się wcale. - Raz jedna babka w sklepie spożywczym powiedziała mi, że mnie nie obsłuży. Roześmiałem się i wyszedłem - opowiada mężczyzna. - Mój organizm poradził sobie z koronawirusem. Tak dobrze, że nawet nie zachorowałem! Po co mi zatem maseczka, skoro tylko mnie dusi? - pyta retorycznie mężczyzna. I opowiada: - Dwukrotnie poddano mnie testom PCR i dwukrotnie dały one wynik pozytywny. Nie mam pojęcia, gdzie się zakaziłem. Ale ponieważ mój kolega z pracy miał Covid-19, na testy skierowano wiele osób. Mnie też, choć nie miałem z nim akurat wtedy kontaktu.
Mężczyzna twierdzi, że w czasie zakażenia nie wystąpił u niego żaden objaw choroby. - Nawet przez moment nie poczułem się gorzej - opowiada. - A ponieważ czytam wszystkie doniesienia naukowe na temat pandemii, wiedziałem, że po prostu w ogóle nie zachorowałem. Potwierdziły to testy na przeciwciała. Pojawiło się ich u mnie jak na lekarstwo. A przecież gdybym był chory, to bym ich miał dużo, prawda? - pyta retorycznie.
- Rzeczywiście istnieje związek między stopniem nasilenia objawów Covid-19 a ilością przeciwciał - mówi dr Michał Chudzik. - Osoby, które przechodzą chorobę lekko lub bezobjawowo mają tych ciał mniej niż osoby z ciężkim przebiegiem. Nie oznacza to jednak, że ich w ogóle nie mają. Mimo to apelujemy do wszystkich ozdrowieńców, by oddawali krew. W pobranych próbkach oznacza się przeciwciała i jeśli miano jest dobre, to warto z tego skorzystać. To obecnie jedna z niewielu metod leczenia chorych z covid-19, która może uratować życie tym osobom.
Zdaniem Patryka, należy on do osób, które są odporne na działanie koronawirusa. Innego zdania jest doktor Michał Chudzik. - Osoba, która przeszła Covid-19 i chce wiedzieć, czy zyskała dłuższą odporność, i czy rzeczywiście może czuć się bezpiecznie, powinna oznaczyć sobie przeciwciała - mówi dr Chudzik. - Jeśli je ma, to może przyjąć, że przez okres 4-6 miesięcy jest stosunkowo bezpieczna. Jednak po tym czasie może u niej najpewniej dojść do ponownego zakażenia wirusem. Przebycie choroby nie zwalnia nikogo z noszenia maseczki, mycia rąk i zachowywania dystansu społecznego, bo osoba, która jest zdrowa, wciąż może przenosić wirusa znajdującego się w błonie śluzowej nosa czy gardła.
Skrajne postawy podszyte lękiem
- W czasie pandemii, która dla wielu osób jest doświadczeniem bardzo trudnym, niekiedy granicznym, ludźmi targają skrajne emocje - mówi psycholożka Katarzyna Szymańska.
- U jednych pojawia się bardzo silny lęk, panicznie boją się o swoje zdrowie, żyją w poczuciu zagrożenia życia, sądzą, że śmierć czyha na nich nieustannie. Mają skłonność do wyolbrzymiania przedstawionych w mediach informacji, znacznie bardziej ich zajmuje fakt, że liczba dostępnych w szpitalach respiratorów gwałtownie się kurczy niż to, że większość osób przechodzi Covid-19 łagodnie - tłumaczy Szymańska.
- Po drugiej stronie są ci, którzy bagatelizują działanie wirusa, w skrajnych przypadkach twierdzą, że jest on wymysłem światowych koncernów, które chcą zawładnąć ludzkością, podważają naukowe dane na temat pandemii - dodaje.
- Obydwu grupom towarzyszą te same emocje, strach i lęk, tylko manifestują się w różny sposób i obie grupy stosują odmienne strategie na radzenie sobie z tą trudną sytuacją. U niektórych ozdrowieńców można zaobserwować poczucie wszechmocy. Sądzą, że skoro w czasie pandemii poradzili sobie z chorobą, są niemal nieśmiertelni. Stąd skłonność do ryzykownych zachowań, ignorowanie nakazów, demonstrowanie swoistej wyższości nad tymi, którzy są po niejako po drugiej stronie barykady. To daje złudzenie kontroli, poczucie, że panuje się nad sytuacją, a niebezpieczeństwo minęło. Wszystkie te postawy są głęboko podszyte lękiem.