Ciemność nad Ukrainą. Tak rodziny przygotowują się do zimy
Po ataku rosyjskich wojsk na ukraińską sieć energetyczną, dostawy prądu są nieprzewidywalne. Mieszkańcy muszą zmierzyć się z chłodem i ciemnością. Kolejne dni będą jeszcze trudniejsze - w pogodzie zapowiadają mrozy.
03.12.2022 | aktual.: 03.12.2022 14:44
Alina Trebusznikow ma 31 lat i mieszka wraz z trzymiesięczną córką Poliną. Jak podaje The Guardian, w Nowomoskowsku, gdzie znajdują się Ukrainki, zaniki prądu są obecnie na porządku dziennym. Przez zdecydowaną większość doby prądu nie ma, sprawiając, że mieszkańcy muszą sobie radzić z zimnem i ciemnościami. Obecnie, podobnie jak w Polsce, w Ukrainie o godzinie 16:00 panuje głęboki mrok. Najbliższe tygodnie nie zapowiadają się lepiej. Do Nowomoskowska idzie fala mrozu.
Zobacz też: "Żelazna kukła telewizji Putina" zwróciła się do widzów. Ostrzega obywateli przed porażką Rosjan
"Nie ma świateł, to straszne"
Dziennikarz portalu The Guardian rozmawiał z 31-letnią Aliną. Jej mąż Ołeksij pracował na budowie i do domu wracał dopiero o zmroku. Alina zostawała sama z trójką dzieci: kilkuletnimi chłopcami i trzymiesięczną córką. Każdy kolejny dzień stanowi wyzwanie i walkę o to, by przetrwać. Zdaje sobie sprawę, że nadchodząca zima będzie najcięższa dla mieszkańców Ukrainy od czasów drugiej wojny światowej.
- Mówią, że Ukrainka potrafi przenosić góry. Musi dawać z siebie wszystko dla męża i dzieci - wyznaje kobieta.
Alina około południa gotuje obiad na piecu gazowym. Musi to zrobić w tym momencie, kiedy jest jeszcze w stanie cokolwiek zobaczyć w świetle dziennym. Nigdy nie wiadomo, na jak długo pojawi się prąd.
"Nie rozumiem, dlaczego tak się dzieje"
31-latka podkreśla, że potępia Putina, ale nie samych Rosjan. Sama bowiem ma właśnie w Rosji wielu krewnych, którzy mówią, że ją wspierają. Nie rozumie jednak tego, co się dzieje. Po uderzeniu rosyjskich wojsk 23 listopada 2022 roku, w Nowomoskowsku problem z elektrycznością stał się jeszcze poważniejszy. Dodatkowo Alina, Ilia i Polina zachorowali. Kobieta nie mogła zawieść trzymiesięcznej dziewczynki do szpitala, złamałaby godzinę policyjną, karetka również nie przyjechała. Na całe szczęście chorobę udało się opanować.
Od miesięcy nie funkcjonuje również szkoła, do której uczęszczają synowie Aliny. Zajęcia w teorii odbywają się zdalnie. W praktyce nie każde dziecko ma warunki, aby uczestniczyć w takich lekcjach.
- Nawet gdyby szkoła była otwarta, bałabym się wypuścić chłopców. Szkoła nie ma piwnicy ani schronienia. Kiedy włączyła się syrena przeciwlotnicza, nie wiedziałbym, co się z nimi dzieje - dodaje 31-latka.
Zadania dla chłopców odbiera 14-letnia brat Aliny, Oleksii. Przez chorobę Aliny i Poliny uczniowie zamieszkali u swoich dziadków.
- Dzwonię do niego, gdy robi się ciemno i nie ma świateł, i to jest przerażające - tłumaczy Alina.
Zapraszamy na grupę FB - #Samodbałość. To tu będziemy informować na bieżąco o wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was!
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl