"Czasem ktoś skończy w Wiśle. To nie call center". Dilerka zdradza kulisy narkobiznesu
"Poprosiłam kilku znajomych z branży, żeby znaleźć gościa i zrobić porządek. Połamali mu ręce" - mówi WP Ela. 25-latka za dnia jest studentką i wolontariuszką w schronisku dla psów. Wieczorami i w weekendy dilerką. Nam ujawnia kulisy brutalnego świata narkobiznesu.
Na spotkanie umawiamy się w centrum Warszawy w jednej z kawiarni. Wybieramy stolik na uboczu, tak, by Ela mogła swobodnie mówić. Na pierwszy rzut oka nie widać, że diluje. Ale pozory mogą mylić.
Paulina Brzozowska, Wirtualna Polska: *Banalne pytanie, ale jak to wszystko się zaczęło? *
Ela*: Zaczęło się tak samo, jak zaczyna się prostytucja czy sponsoring. Poszłam na studia, brakowało mi kasy. Rodzice niby mi pomagali, płacili za mieszkanie, ale ja chciałam czegoś więcej. Kiedy po opłaceniu rachunków zostawało mi dwieście złotych na życie, musiałam działać. Jedno prowadziło do drugiego.
*Jak dostałaś się do narkotykowego biznesu? *
Poszłam na imprezę ze znajomymi. Oni przedstawili mnie swoim znajomym i tam poznałam kolesia, który dilował w wolnym czasie. Pomyślałam, że skoro nie chcę zostać dziwką, to tylko dilerka pomoże mi odbić się od finansowego dna. Zapytałam tego ziomka, jak to działa. On poznał mnie z dostawcami. I maszyna ruszyła.
*Jak wygląda typowy dzień dilerki? *
Nie lubię tego słowa. Dla mnie diler to zawsze był groźny koleś, który zabije za długi. Ja jestem… zaopatrzeniowcem, o! To jest dobre słowo. Zresztą ludzie, którzy mnie znają, wiedzą, że nie skrzywdziłabym muchy.
Fakt, na pierwszy rzut oka w ogóle nie można skojarzyć cię z dragami.
No widzisz. Może dlatego jestem skuteczna. Bo nikt mnie nie podejrzewa. A wracając do tego, jak wygląda mój dzień. Rano lecę na uczelnię, siedzę tam tak do 15-16, zależy od dnia. Po południu czasem wpadam do dostawcy i zgarniam towar. Zdarza się, że mam coś na chacie, więc nie muszę się fatygować. Wracam do mieszkania i czekam. Ot, cała filozofia. Większość moich klientów to tzw. stałki. Tak ich nazywam. Znaczy, że kupują u mnie na stałe. Dzwonią, mówią gdzie wpaść i ja jadę do nich z działką, pigułą czy co tam chcą. Nigdy nie zapraszam nikogo do siebie. Chyba nie muszę ci mówić dlaczego.
*Dla bezpieczeństwa? *
Wiadomo. Nie chcę, żeby mnie ktokolwiek nachodził. Ukrywam swój adres. Nie zapraszam znajomych do siebie. Tak mi wygodniej.
*No dobrze, w tygodniu pracujesz "na telefon", ale co z weekendami, co z imprezami? *
O! Tutaj mogę obalić kilka mitów. Nie w każdym klubie jest diler. W większości jakiś się znajdzie, ale często kontrole są tak ostre, że nie ma mowy o wniesieniu działki dla siebie, a co dopiero hurtu. Ja najczęściej chodzę do klubów techno. Z nazwy nie będę podawać, bo zaraz jakiś kwas się zrobi. Wchodzę na imprezę i pocztą pantoflową ludzie przekazują sobie, że mogą u mnie kupić jakiś "czasoumilacz". Siedzę tam z godzinę, później zmieniam miejscówkę. I tak do rana, albo do momentu aż sprzedam to, co mam.
*Ile udaje ci się zarobić w jedną noc? *
Średniej nie liczyłam. Ale tak od kilku stów do kilkunastu tysięcy. Najgrubsza kasa wpada na festiwalach i masówkach. Tam towar idzie jak woda i to za grubą kasę.
*Załóżmy, że chciałabym się u ciebie zaopatrzyć. Co oferujesz? *
Twarde, miękkie, al dente. Wiadomo, że najwięcej sprzedaję trawy. To takie miłe, tanie maleństwo. Kupują ją najczęściej świeżaki, które chcą spróbować "zakazanego". Bardziej wytrawni gracze biorą koks czy amfę. Na melanżach najczęściej idzie Emka.
*Emka? *
MDMA, ecstazy. Pigułka szczęścia czy jak to tam jeszcze zwą. Masz po tym super humor i balujesz do rana. Typowo imprezowy środek.
*Ok, imprezowicze i studenci to twoi główni klienci. A co z biznesmenami, politykami – im też się zdarza kupować? *
Zdarza. I to jak! Ale to już nie u mnie. Grube ryby obsługują więksi gracze. Ja się nie mieszam. Tam łatwo o jakiś przypał.
*Zdarzyła ci się jakaś niebezpieczna sytuacja? *
Żeby jedna! Wiesz jak to jest. Drobna kobieta z torbą dragów. Łakomy kąsek dla drobnych cwaniaczków. Raz miałam taką akcję, że koleś mnie napadł w parku i sprzątnął mi pięć toreb koksu. Torby to te małe torebki, żeby nie było. To kupa hajsu. Ja się muszę jakoś rozliczać z moim "szefem", czyli dostawcą. Poprosiłam kilku znajomych z branży, żeby znaleźć gościa i zrobić porządek. Połamali mu ręce. Tyle wiem, a co zrobili naprawdę, to nie chcę myśleć. Towaru nie odzyskałam, ale facet oddał cały hajs.
*Dużo masz takich "gangsterskich" akcji? *
Coś ty! To był najgorszy przypadek. Czasami zdarza się, że ktoś mnie zaczepia albo chce wykiwać. Ale ja już sobie radzę z takimi cwaniakami. Na krechę nic nie daję, jak coś nie pasuje to w ryj. Nie ma lekko. Tutaj nie możesz sobie pozwolić na bycie miękką kluchą, bo cię zaje..ą.
*Aż tak? Słyszałaś kiedyś, żeby kogoś z branży zabili? *
No pewnie. Ale to wyższy level dilerki. Takich płotek jak ja nikt nie rusza. Jesteśmy niewartościowi. Ale ci najwięksi czasami ładują się w spory gnój. Bywa, że któryś pójdzie spać z rybkami. Znaczy skończy w Wiśle. Takie są prawa rynku. To nie call center.
*Czy czasami zdarza się, że ktoś zrobi sobie krzywdę, bo sprzedałaś mu dragi? *
O kurde, to ciężki temat bardzo. Staram się odcinać od tego. Jak chcą brać, to ich sprawa. Nigdy nie sprzedaję dzieciakom. Jak masz mniej niż 18, to nawet nie dzwoń. A tak to uważam, że każdy sam za siebie odpowiada. Chociaż pamiętam jedną akcję. Byłam w klubie techno. Wszyscy w mieście na pewno go znają. Tam dużo dragów sdchodzi. Sprzedałam dziewczynie Emkę. Wzięła od razu, jeszcze przy mnie i poszła się bawić. To była mocna piguła, zdziwiłam się trochę, że zjadła całą na raz. Potem ją wynosili. Była sina cała. Nie wiem, czy się przekręciła. W każdym razie zrobiło mi się źle, ale kurde, to nie moja wina, że ludzie nie umieją w dragi. Każdy robi, co chce.
*A ty bierzesz coś? Testujesz swój towar? *
Czasem zapalę skręta. Ale nie na robocie. Wieczorami do serialiku sobie buchnę. Żeby wyczilować i lepiej spać. To stresująca robota dosyć. Nigdy nie wiesz, czy cię ktoś nie wsypie, nie zrobi się gówno. Stres nie pomaga się wysypiać. Reszty towaru nie tykam, nie lubię. Chcę zachować trzeźwość umysłu. Muszę mieć zmysły jak żyleta. Na wszelki wypadek.
*Czy twoi bliscy wiedzą, co robisz? *
No co ty! Co mam im powiedzieć? Mamo, tato, diluję? Udaję, że pracuję dorywczo, tłumacząc jakieś teksty z angola. Stąd kasa.
*Zamierzasz kiedyś skończyć z dilerką? *
Zamierzam. Większość kasy odkładam i jak tylko nazbieram ładną sumkę, to uciekam z Polski. Chcę się odciąć. Nie żałuję, że robię to, co robię, ale też nie chcę tego do końca życia.
Imię bohaterki zostało zmienione na potrzeby artykułu.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl
Zobacz też: Stracili syna. Chcą przestrzec innych rodziców