Czy "Love Never Lies" może nas czegoś nauczyć? "Patrzymy na szloch, trzęsące się ręce" [OPINIA]
Polskie produkcje na platformie Netflix nikogo już nie dziwią - co więcej, bywa, że zdobywają sympatię międzynarodowej widowni (zazwyczaj idącą w parze z zawodem krytyków). "Love Never Lies" jest jednak pierwszym randkowym show znad Wisły, które miało szansę trafić do widzów z całego świata. Wszyscy, którzy liczyli na beztroską rozrywkę, mają prawo poczuć się zawiedzeni.
01.02.2023 | aktual.: 01.02.2023 19:25
Luksusowa willa w ciepłych krajach, młodzi i atrakcyjni uczestnicy, empatyczna prowadząca (w tej roli Maja Bohosiewicz) to kompilacja doskonale znana, żeby nie powiedzieć oklepana, oswojony m.in. dzięki takim telewizyjnym hitom, jak "Hotel Paradise" czy "Love Island". Do pewnego momentu mamy zresztą prawo wierzyć, że i tym razem popatrzymy na piękne ciała, podsłuchamy mało istotne rozmowy, będziemy świadkami kilku pietruszkowych afer i ukradkowych pocałunków.
Tymczasem już druga połowa pierwszego odcinka sprawia, że atmosfera zaczyna gęstnieć, by z każdym kolejnym przypominać coraz bardziej melodramat z elementami thrillera psychologicznego.
Zrozumcie mnie dobrze - "Love Never Lies" to nadal produkcja rozrywkowa i jako taką należy ją traktować. W przeciwieństwie do pozornie podobnych formatów skłania jednak do szerszych refleksji, a płynące z nich wnioski wcale nie napawają optymizmem.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Przez siedem ok. 50-minutowych odcinków śledzimy perypetie sześciu par w przedziale wiekowym od 20 do 30 lat. Każda z nich zgłosiła się do programu, by popracować nad związkiem i przy okazji wygrać co najmniej 100 tys. złotych. W trakcie muszą kilkukrotnie odpowiadać na niewygodne pytania dotyczące obecnej relacji, a ich prawdomówność sprawdza "Eye Detector", czyli nowoczesny wariograf.
Prawda boli najmocniej
Dramatyzmu dodaje fakt, że - odpowiedzi na często mocno kontrowersyjne, bo dotyczące np. zdrady pytania - nie mogą omówić z partnerem lub partnerką. Szybko bowiem zostają rozdzieleni. Gdy jedna z grup bawi się z zaproszonymi do programu singlami, inna, zamknięta w mniejszej willi, snuje domysły, analizuje i coraz bardziej pogrąża się w smutku, nierzadko przeradzającym się w płacz, a nawet wybuchy histerii.
Patrzymy na szloch, trzęsące się ręce, nerwowe kopanie w stół. Uczestnicy próbują się wzajemnie wspierać, w sferze werbalnej często pozostają jednak bezradni, ograniczając się do przytulenia, ściśnięcia ręki. Twórcy formatu bezlitośnie odbierają im możliwość natychmiastowej konfrontacji z drugą połówką. Wydawać by się mogło, że to właśnie jest powodem ich totalnej rozsypki i zachowań na najwyższym emocjonalnym diapazonie, ale czy na pewno?
Mateusz nie zadał swojej dziewczynie pytania, dlaczego nie udostępnia w sieci ich wspólnych zdjęć. Bruno zataił przed Jędrzejem zdradę, choć ta dla Jędrzeja wyraźnie była powodem do natychmiastowego rozstania. Kornel nigdy nie powiedział Kasi, że ją kocha, a gdy zrobili sobie przerwę, przespał się z inną kobietą i nie poinformował o tym swojej partnerki. Właściwie każdy z uczestników dusi w sobie emocje, którymi wcale nie chce dzielić się z wybrankiem czy wybranką.
Nawet, gdy są razem, nie potrafią rozmawiać. Zagłuszają niewygodne pytania, udają, że nie słyszą wątpliwości, uprawiają eskapizm, byle tylko nie konfrontować się z potencjalnie niewygodną prawdą. Proces gnilny, który doprowadził do pokazanych w show sytuacji granicznych, rozpoczął się w ich związkach dużo wcześniej, zanim w ogóle pomyśleli, by wysłać zgłoszenie na casting. Na co dzień, w pozornie szczęśliwych, a przynajmniej zadowalających relacjach, fundowali sobie dokładnie to samo - szczelną emocjonalną izolację.
Gdzie jest komunikacja?
Absolutny brak wartościowej komunikacji dziwi tym bardziej, że w ostatnich latach stała się w gabinetach psychologów i psychoterapeutów niemal mantrą. Zdaniem wielu ekspertów, z którymi rozmawiam, pracując nad tekstami o okołozwiązkowej tematyce, jest remedium na większość problemów w relacjach.
Rozmowa jest kluczowym krokiem do poznania perspektywy drugiej strony niezbędnej do wypracowania kompromisu. Bez niej wszyscy (bez wyjątku) skazani jesteśmy na szukanie po omacku. To z kolei sprzyja tworzeniu w głowie czarnych scenariuszy - nierzadko nie mających nic wspólnego z prawdą. Nic dziwnego, że nawet jeśli wyczekane "kocham cię" w końcu pada w programie, pojawiają się wątpliwości dotyczące szczerych intencji wypowiadającego.
Co ciekawe, uczestnicy "Love Never Lies" z reguły nie mają problemu, by otworzyć się przed obcymi. Płaczą, tuląc prowadzącą Maję Bohosiewicz i bez większych barier dzielą się przemyśleniami z grupą. Przykładem jest Dominik - postawny mężczyzna, który właściwie cały związek z Bernadetą oparł na żartach i atrakcyjności fizycznej, a w małej willi "pękł", pokazując cały wachlarz emocji. Z kolei pewna siebie Wiktoria, która deklarowała, że nie ma w związku tajemnic, a jej jedynym celem jest wygranie pieniędzy, bardzo szybko wyznała, że boi się swojego chłopaka.
Oczywiście, show skonstruowane jest tak, by eskalować emocje. Pogrążeni w tęsknocie i rozmyślaniach uczestnicy, widzący krótkie nagrania z "imprezowej" willi, na których mają okazję zobaczyć np. swojego partnera lub partnerkę w towarzystwie interesujących singli, nabierają ochoty na odwet. Niektórzy - jak Bernadeta całująca się z nowo poznanym mężczyzną - niczym w szekspirowskim dramacie dają się ponieść emocjom i przekraczają ustalone granice.
Zobacz także
Tutaj znów rykoszetem odbija się brak empatii i wsłuchania się w potrzeby drugiej osoby, charakteryzujący każdy z tych związków na długo przed - jak mówią bohaterowie show - "dymogennymi" sytuacjami z programu.
Mogłoby się wydawać, że sześć par z netlixowego reality show nie jest reprezentatywną grupą. Wszak przeszli castingi, twórcy dostrzegli w nich potencjał - dziś nie trzeba nikogo przekonywać, że najlepiej oglądają się krew, pot, łzy, kłamstwa i romanse. Jednak wystarczy poczytać posty na dowolnej facebookowej grupie dla kobiet, by zobaczyć, że unikanie konfrontacji z partnerem lub partnerką to chleb powszedni - bez względu na wiek czy staż związku. Wpisy zaczynające się od "mój partner ma problem z..." czy "nie wiem, jak powiedzieć narzeczonemu, że..." pojawiają się tam codziennie. I choć dominującą odpowiedzią jest właśnie "porozmawiajcie szczerze", śmiem wątpić, że rady te zostają wcielone w życie.
Nadzieja na trwałe zmiany
Tym, co odróżnia "Love Never Lies" od innych randkowych reality show jest natomiast poziom refleksji. Kasia i Lilia zaczynają w pewnym momencie rozumieć - przynajmniej na poziomie deklaracji - że najważniejsze są one same: ich dobrostan, zdrowie psychiczne, autonomia. Młodsza z uczestniczek deklaruje, że nie zamierza dłużej zmieniać się wedle oczekiwań partnera. Na finał ostentacyjnie kręci włosy, nie bacząc na to, że Kornel powiedział kiedyś, że nie lubi tej fryzury. Starsza w emocjach zapewnia, że chłopak zobaczy ją szczęśliwą i pewną siebie, choć niekoniecznie u swojego boku. To cenny i potrzebny - zwłaszcza w kontekście pogoni za trendami i poklaskiem - przekaz.
Uczciwie należy jednak zauważyć, że i mężczyźni przechodzą w programie mentalną przemianę. Kornel czy Andrzej po raz pierwszy płaczą publicznie. Bruno - dotąd starający się zachowywać kamienną twarz, by - jak mówi - nie uosabiać stereotypu homoseksualisty - także odpuszcza i pozwala łzom płynąć.
To także ważna lekcja i wierzę, że z pierwszego polskiego randkowego show Netfliksa, można wyciągnąć ich więcej.
Zapraszamy na grupę FB - #Wszechmocne. To tu będziemy informować na bieżąco o terminach webinarów, wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was! Chętnie poznamy wasze historie, podzielcie się nimi z nami i wyślijcie na adres: wszechmocna_to_ja@grupawp.pl