Czy to ja czy to nie ja?
Do tej pory Jadźka nie wiedziała, że ona to ona. Nie poznawała się na zdjęciach, myślała, że to jakaś „dzidzia”, którą przytulają jej rodzice. Teraz odkryła, że ona to ona. I na każde pytanie zaczynające się od „kto?” odpowiada: „ja!”.
14.01.2009 | aktual.: 14.01.2009 14:34
Do tej pory Jadźka nie wiedziała, że ona to ona. Nie poznawała się na zdjęciach, myślała, że to jakaś „dzidzia”, którą przytulają jej rodzice. Teraz odkryła, że ona to ona. I na każde pytanie zaczynające się od „kto?” odpowiada: „ja!”.
Odkrywanie świadomości własnego „ja” to proces z pewnością trudny i skomplikowany, szczególnie, że dotyczy maleńkiego dziecka. Psychologowie twierdzą, że do drugiego roku życia dziecko utożsamia się całkowicie z matką, nie wyodrębniając siebie jako osobnej jednostki. „Mama to ja” a nie „Mamo, to ja” zdają się myśleć maluchy. Ale z czasem „ja” staje się bardziej niezależne, klarowne i intrygujące. Jadźka właśnie rozpoczęła wieloletni proces, który może nigdy się nie skończy – odkrywania samej siebie.
Nie wiadomo, jak dzieci w końcu domyślają się, że każdy określa się w pewnym momencie jako „ja”. A ta druga osoba to „ty”, a ta trzecia… itd. W każdym razie Iga już wie, że kiedy spogląda w lustro, zastanie tam samą siebie. Kiedy zobaczy swoje zdjęcie w komórce mamy, mimo że jest na nim młodsza i mniejsza, to jest to właśnie ona. Kiedy lata bez pieluchy po kąpieli, woła: „go, ja!” czyli że to ona, a nie kto inny jest golasem i basta.
Wykorzystujemy tę jej nową wiedzę o samej sobie i często pytamy: Kto zje obiad? Kto wypije kakao? Kto będzie tańczył? Odpowiedź jest zawsze głośna i dobitna: Ja, ja, ja! Jej drugie ulubione słowo to oczywiście „jaja”. Jak śpiewał jednak Larry Okey Ugwu gościnnie w zespole Kury: „Jaja to zdwojone ja”. Może więc nie całkiem przypadkowo, zanim odkryła siebie, tak nas katowała tymi jajami codziennie na śniadanie? Pewnie była to część jej wielkiej, budzącej się samoświadomości.
Oprócz tego, że doskonale wie, gdzie znaleźć siebie w rodzinnym albumie, od dawna bezbłędnie odnajduje na zdjęciach tatę i mamę. Ale ostatnio doszła jeszcze jedna umiejętność. Potrafi nas narysować. No, może mnie nie, ale tatę idealnie. Rysuje te swoje kółka i kropki i mówi, że to tata. Kiedy ja próbuję z kolei narysować jakąkolwiek postać, to Jadźka zawsze uzna, że jest to tata i już. Zaczynam rysować głowę, nos, oczy, a ona od razu, że to Głowa Rodziny. Jeśli przy tacie (uznałam, że ma rację) postawię jakąś panią, to oczywiście córka uzna, że stworzyłam siebie. A potem na końcu rysuję małą Jadwisię. I wtedy Jadźka uśmiecha się pełną gębą i mówi zadowolona: „Ja, ja, ja!”. Matka zadowolona, Jadźka zadowolona.
Jednak ostatnio naszły nas pewne wątpliwości. Może te wywrzeszczane „ja” to wcale nie objaw budzącego się jestestwa? Dopuszczamy możliwość przeceniania własnej córki. Wiemy, że jesteśmy względem niej bezkrytyczni, uważamy ją przecież za geniusza na miarę Marii Curie Skłodowskiej i jej męża razem wziętych. Ale przyszła do nas jednak taka refleksja, że może ona po prostu mówi jak każde dziecko o sobie „Jadzia”? W końcu nie potrafi wypowiedzieć tych dwóch sylab naraz, więc jest szansa, że skraca sobie siebie do „ja”, a że to całkiem jej logicznie z naszej perspektywy wychodzi? Sprytna Jadźka.
Po rodzinnej naradzie w kuchni przy gorącej herbacie, odrzuciliśmy jednak to kłamliwe założenie. Nasza córka oczywiście wie, kim jest, a kim nie jest i potrafi powiedzieć do siebie w osobie pierwszej, a nie jak jakiś Piętaszek w osobie trzeciej. Nie zna nazw kolorów, nie potrafi recytować wierszy, nie mówi płynnie po angielsku, ale, do licha, wie, że istnieje!
A my mamy radochę. Naszą ulubioną rodzinną zabawą, która ma pewne znamiona naśmiewania się z własnego dziecka, jest zadawanie jej pytań. Możemy tak w nieskończoność. Śmiech gwarantowany. Przykładowe pytania do Jadźki brzmią: - Kto jest laureatem nagrody Nobla w dziedzinie fizyki? - Kto zdobył złoty medal na Olimpiadzie w rzucie oszczepem? - Kto ma milion złotych na koncie bankowym?
Odpowiedź Jadźki na te wszystkie pytania powinniście już znać.