UrodaCzym pachniała kobieta w PRL-u?

Czym pachniała kobieta w PRL‑u?

Czym pachniała kobieta w PRL-u?
Źródło zdjęć: © PAP/Damazy Kwiatkowski
22.12.2014 10:39, aktualizacja: 19.12.2018 16:11

„Być może”, „Pani Walewska”, a wśród zamożnych „Masumi” i „Blase” – w Polsce Ludowej kobiety nie miały dużego wyboru perfum, ale te, których się wtedy używało, przeszły do historii.

„Być może”, „Pani Walewska”, a wśród zamożnych „Masumi” i „Blase” – w Polsce Ludowej kobiety nie miały dużego wyboru perfum, ale te, których się wtedy używało, przeszły do historii.

Polska Rzeczpospolita Ludowa to szare czasy w historii naszego kraju. Brakowało wszystkiego, a dostęp do kosmetyków, jakie mamy współcześnie, dla kobiet w PRL-u pozostawał w sferze marzeń. Mimo to nasze matki i babcie umiały zadbać o swoją urodę. - Dezodorant "Basia", szampon do włosów "Zielone jabłuszko" i perfumy "Masumi", może nie polskie, ale mi kojarzą się z dzieciństwem i PRL-em, używała ich moja starsza siostra – pisze internautka Izabella.
Perfumy z niższej półki sprzedawano w kioskach. Te z wyższej – w Peweksie, Modzie Polskiej, Baltonie. Lepsze jakościowo, zagraniczne perfumy krewni przywozili z zagranicy.

Peerelowski hit: „Być może”

Śmiało możemy nazwać je kultowymi. Producent perfum „Być może”– Pollena-Uroda – chciał za ich sprawą zapewnić Polkom odrobinę luksusu. Mówiło się wręcz, że to socjalistyczna wersja "Chanel No. 5". Perfumy sprzedawano w smukłych buteleczkach o pojemności 10 ml, które mieściły się w każdej kieszeni i torebce. Ich zapach był bardzo intensywny – odpowiadała za to nuta szyprowa, drzewno-roślinna kompozycja. Najpierw na rynku pojawiła się linia „Być może… Paris”. Dużo później producent zaczął wypuszczać kolejne buteleczki ze światową stolicą w nazwie. Były więc „Być może… Rome”, „Być może… London”, „Być może… New York” i „Być może… Tokyo”. Perfumy wciąż są dostępne w cenie ok. 6-8 zł za flakonik.

Fioletowy szyk

„Pani Walewska” to eleganckie perfumy, o półkę wyżej od „Być może”. Sprzedawano je w bardzo zgrabnej, granatowej buteleczce ze złotym wykończeniem. „Panią Walewską” od 1971 produkuje krakowska fabryka Miraculum. Nazwa perfum wzięła się od nazwiska Marii Walewskiej, polskiej arystokratki żyjącej na przełomie XVIII i XIX wieku, w której zakochał się Napoleon Bonaparte. Inspiracją do powstania serii była komedia kostiumowa z 1966 roku „Marysia i Napoleon” w reżyserii Leonarda Buczkowskiego. „Pani Walewska” to perfumy o intensywnej kwiatowej nucie. Były niegdyś bardzo popularne w krajach dawnego bloku wschodniego. Dziś dostępne są m.in. w Rosji, Bułgarii, na Ukrainie i Litwie.

Wspomnienia z dawnych lat

Zakłady Pollena-Lechia produkowały perfumy dla pań „Konwalia”. Kobieta w PRL-u pachniała też zapachem „Reve”. Była również woda kwiatowa „Elida” i kultowe perfumy „Currara”, które powstały jako polski odpowiednik ekskluzywnych perfum „Poison” od Christiana Diora.

Internautki wspominają też perfumy „Gazela”. - Używałam tej wody w zamierzchłych czasach, wówczas podobała mi się” – pisze jedna z nich. A forumowiczka Mary wymienia jeszcze inne zapachy, które pamięta z czasów Polski Ludowej: - "Noc hawajska" – to dopiero był zapach. Pamiętam, jak mi się pod ławką w klasie wylało, okna trzeba było otwierać. I jeszcze "Bolero" i "Hiacynt". Trudno nie wspomnieć też o wodzie toaletowej "Kobako".

Zapomniane dezodoranty

Płyn dezodorujący „Basia” to produkt znany wielu Polkom. Był czymś na kształt antyperspirantu. Odświeżać miał też płyn „Non Odoro”. Pollena wypuściła także na rynek serię dezodorantów „Driada”. Nadruk na etykiecie głosił: „Dezodorant o zapachu fantazyjnym. Skutecznie dezodoryzuje, nie drażni. Zapewnia uczucie świeżości przy 2- krotnym użyciu w ciągu dnia”. Był również kosmetyk o wdzięcznej nazwie „Antipotin” , a producent (Pollena Eva) pisał o nim tak: „Środek zapobiegający poceniu ciała i usuwający nadmierną woń potu”. W Peweksie można było kupić dezodorant „Fa” lub "8x4".

Powiew z zachodu

„Są kobiety, które pachną wiatrem. Ten wiatr nazywa się Masumi” – kto nie pamięta tego hasła reklamowego? „Masumi”, zapach od francuskiej firmy Coty, którego produkcja ruszyła w roku 1967, w czasach PRL-u pozwalał Polkom posmakować szczypty zachodniej elegancji. Perfumy były prawdziwym rarytasem. „Masumi” odznaczają się szyprowo-kwiatową nutą. W tej kompozycji zapachowej wykorzystywane są m.in. drzewo różane, bergamotka, ananas i melon. W 2001 roku firma Coty wprowadziła na rynek linię "Masumi Toujours" dla młodych, aktywnych kobiet.

Perfumy podkradane mamie

W 1975 roku Max Factor stworzył dla kobiet wodę toaletową „Blase”. Perfumy błyskawicznie zdobyły serca pań, stając się jednym z najpopularniejszych kwiatowych zapachów. W PRL-u był to szczyt marzeń, dostępny dla nielicznych.
- Zapach ma dla mnie wartość sentymentalną. Kojarzy mi się z podkradanymi mamie rzeczami. Jest intensywny, niezmiernie wyrazisty, agresywny i w sumie nieco tandetny - pisze o tej wodzie jedna z internautek. - Mama kupowała "Blase" w Peweksie.
Zamożne kobiety w PRL-u mogły też sięgnąć po zapach „Soir de Paris” albo „Chanel No. 5”.

Coś dla panów

W PRL-u myślano również o urodzie mężczyzn. Poznańskie zakłady Pollena-Lechia produkowały „Przemysławkę”, wodę kolońską sprzedawaną w szklanych buteleczkach z plastikowym korkiem.

„Przemysławka”, produkowana od 1932 roku, została jednak zdetronizowana przez wodę „Brutal”, którą wytwarzano w oparciu o francuskie półprodukty. Potem pojawił się „Wars” o klasycznym, rześkim zapachu. Panowie sięgali też po „Wodę brzozową”, uniwersalny kosmetyk, który służył jako perfumy, woda kolońska i środek do pielęgnacji włosów. Była również woda kolońska „Jucht” (Lechia) i „Prastara” (marki Florina). Podrażnienia skóry po goleniu miał łagodzić „Płyn ogórkowy”.

Ewa Podsiadły-Natorska/(gabi), kobieta.wp.pl

Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (640)
Zobacz także