Dwa razy więcej
Kolor dominujący: biel. Bo sprytnie odbija światło padające z dachowych okien. I powiększa przestrzeń. Jest jasno, przytulnie. Strych idealny. Zaprasza do środka, bezpretensjonalny jak jego mieszkańcy.
08.05.2007 | aktual.: 11.05.2007 11:08
Kolor dominujący: biel. Bo sprytnie odbija światło padające z dachowych okien. I powiększa przestrzeń. Jest jasno, przytulnie. Strych idealny. Zaprasza do środka, bezpretensjonalny jak jego mieszkańcy.
Zaczął już budować dom w Kampinosie, kiedy kolega dał mu namiary na strych w centrum Warszawy, mówiąc, że można go zaadaptować szybko i tanio. Paweł Dorabialski podjął wyzwanie. Dziś wprawdzie podsumowuje: „Z tego tanio wyszło drogo, a szybko na pewno nie było”, ale wie, że było warto.
Strych w porównaniu z typowym mieszkaniem to duża atrakcja. Niestety, jego adaptacja nie jest prosta. Zaczęło się od papierkowej roboty, czyli załatwiania potrzebnych dokumentów. To było 5 trudnych lat. Na szczęście w tym samym czasie adaptowano jednocześnie kilkanaście strychów w tym dużym budynku z lat 50. na warszawskim Mokotowie. Podczas bojów z urzędami zawiązały się znajomości i coś na kształt nieformalnej wspólnoty – „spotykaliśmy się, by planować, jak walczyć o nasze strychy”. Niektóre prace dotyczyły wszystkich „strychowiczów”: potrzebne były nowy dach, nowe stropy, nowe rury, a nawet własne piony wodne. Piąte piętro bez windy było też nie lada wyzwaniem w czasie remontu, bo wszystko wnosili na górę na własnych barkach. Układ ścian zachowano, ale wysokość 5,5 metra pozwoliła na zbudowanie drugiego poziomu z łazienką i sypialnią. Przez maleńki przedpokój wchodzi się do przestrzeni łączącej kuchnię i jadalnię. W kuchni zabudowa, która ukrywa sprzęty. Za załomem muru salonik i kącik do pracy.
Stąd wiodą na górę schody, wykonane przez firmę specjalizującą się w konstrukcjach masztów telekomunikacyjnych. Deficyt powierzchni wymagał precyzyjnego zaplanowania łazienki. Zdecydowali się na wannę. Na kabinę nie było miejsca.
To ich pierwsze wspólne mieszkanie, właściciele nie mieli więc starych mebli czy gromadzonych w poprzednich domach przedmiotów. Wszystko kupowali lub robili specjalnie na ten strych. Zaopatrywali się głównie w Ikea, zwłaszcza w dziale rzeczy przecenionych, reszta mebli powstała według własnego pomysłu. Udało się także zagospodarować trudne do zabudowy skosy i wykorzystać je na praktyczne schowki. W salonie pierwotnie miał być kominek, ale – zważywszy na ograniczoną przestrzeń – na razie zrezygnowali z niego. Teraz w tym miejscu stoi wygodna kanapa. Lubią się tu położyć i oglądać przez świetliki nocne niebo.
Nieduża powierzchnia narzuciła też dyscyplinę kolorystyczną. Nie ma tu szaleństwa barw czy dużej liczby sprzętów. Dominuje biel, która optycznie powiększa przestrzeń, a kolor sosnowego drewna ją ociepla. Jedyny mocniejszy akcent to szaro-bordowy pas namalowany na ścianie dolnego poziomu (pomysł pani domu). Wprawdzie, jak zauważył jeden ze spostrzegawczych kolegów, tworzy barwy Czeczenii, ale to całkowity przypadek.