Blisko ludziDwa tygodnie wakacji. Strajk nauczycieli uświadamia nam, jak bardzo ich potrzebujemy

Dwa tygodnie wakacji. Strajk nauczycieli uświadamia nam, jak bardzo ich potrzebujemy

Dwa tygodnie wakacji. Strajk nauczycieli uświadamia nam, jak bardzo ich potrzebujemy
Źródło zdjęć: © East News | Marcin Bruniecki/REPORTER
Przemysław Bociąga
27.03.2019 15:09, aktualizacja: 27.03.2019 17:30

Ile jesteście gotowi zapłacić za to, żeby ktoś zajmował się waszymi dziećmi przez pracującą część dnia, byście sami mogli zająć się pracą? W kwietniu będziemy mieli okazję się przekonać. Protest nauczycieli pokaże nam, że są warci co najmniej pensji, o które proszą.

Facebookowy Messenger rozgrzał się do czerwoności. Nadawała moja żona, bezpośrednio z zebrania dla rodziców dzieci z klasy pierwszej. Od wychowawczyni dostała kartkę z wypisanymi dniami wolnymi naszej córki. 8, 9, 10 kwietnia – rekolekcje na godz. 17, ale szkoły nie ma. Od 15 do 17 kwietnia – do szkoły przychodzą ósmoklasiści. Młodsze dzieciaki miały mieć wtedy wycieczki, ale po prostu muszą zostać w domu. Już następnego dnia zaczyna się przerwa świąteczna. Do szkoły dzieciaki wracają 24 kwietnia. W środę, więc po lanym poniedziałku, mają jeszcze leniwy wtorek.

W praktyce oznacza to dwa tygodnie, kiedy trzeba zaopiekować się dziećmi we własnym zakresie. Święta Wielkanocne, które dla pracujących rodziców oznaczają 1 (jeden) dzień wolnego, dla dzieci trwać będą półtora tygodnia. A ile w tym nowości z zakresu organizacji życia szkolnego! Popołudniowe rekolekcje, to raz. Dwa, że mimo godziny ich rozpoczęcia, odwołane są zajęcia przed południem w szkole. Fakt, że nikt nie zaproponuje nic dzieciom, kiedy ich piętnastoletni koledzy będą pisać egzaminy do szkół średnich, to trzy. To właśnie oblicza strajku nauczycieli.

8-10 kwietnia to także zakres czasu, kiedy strajkować będą (według nieoficjalnych na razie danych) nauczycielki wychowania przedszkolnego w placówce, do której chodzi moja druga córka. Co dalej – nie wiadomo, ale już teraz staram się walczyć z tym chaosem. Rodzina powołała gwardię narodową, wszyscy zdolni nosić broń, czyli opiekować się dziećmi, postawieni są w stan najwyższej gotowości.

Zanim posypią się oskrażenia, że rozważam tu "problem pierwszego świata": spór zbiorowy według ZNP poparło 85 proc. placówek edukacyjnych. W referendum strajkowym za protestem opowiedziało się tyleż nauczycieli. Może się okazać, że szkoły staną na dobre, a w salach lekcyjnych z dziećmi nie spotka się w tych dniach żaden pedagog. Może się też okazać, że nauczyciele nie dostaną tego, czego chcą i co im się należy, a strajk będzie się przedłużał.

Te liczby oznaczają tysiące babć i dziadków (część ciągle aktywnych zawodowo). Tysiące dzieci zabieranych do pracy, spędzających czas z pudełkiem biurowych zakreślaczy i kartką podkradzioną z drukarki, nudzących się godzinami, podczas gdy ich rodzice desperacko próbują zająć się czymś produktywnym i nie narobić sobie zaległości. Tysiące urlopów na żądanie albo i bez. Czasem dni urlopowe wykorzystane na opiekę nad dzieckiem w kwietniu zamiast na porządne wakacje w lipcu. Czasem zaangażowane sąsiadki, u których zaciągamy dług wdzięczności, czasami zupełnie niemetaforyczne długi na zatrudnianie opiekunek.

Znamy to skądś? Oczywiście, są jeszcze wakacje! Osiem do dziesięciu tygodni, kiedy desperacko usiłujemy upchnąć dzieci do dziadków, na obozy, akcje typu lato w mieście i inne atrakcje, zostajemy "wakacyjnymi rozwodnikami", żeby tylko przedłużyć czas, kiedy przynajmniej jedno z rodziców ma szansę zająć się dziećmi.

Wtedy przypominamy sobie o tym, że nawet dla nas, dorosłych, którzy czas edukacji mamy dawno za sobą, szkoła jest jedną z najważniejszych instytucji w naszym życiu. Nauczyciele nie tylko zdejmują z naszych barków obowiązek edukacyjny, żebyśmy nie musieli uczyć naszych dzieci w domu. Może się wydawać, że ta "wartość dodana" to zaledwie "zagospodarowanie czasu" naszych dzieci wtedy, kiedy my mamy czas na zajęcie się tak zwanymi swoimi sprawami.

A jednak jest to coś więcej. Nauczyciele uczą nasze dzieci. Zajmują się nimi przez całe przedpołudnia. Zapoznają je ze światem – czasem ze światem, o którym sami nie mamy pojęcia, bo sami, jak w znanym teleturnieju, "nie jesteśmy mądrzejsi od piątoklasisty". Często pokazują więc naszym dzieciom świat, którego sami nie umielibyśmy im pokazać.

Dziś, u progu feralnego kwietnia 2019 i zapowiadanego strajku nauczycieli, przypominamy sobie to ze zdwojoną siłą, tak jak o wartości zdrowia przypominamy sobie z fraszki Jana Kochanowskiego (poznaliśmy ją, jak wiadomo, od nauczycieli!): bez przedstawicieli tej profesji długo nie pożyjemy.

Kiedy dziś stoję w obliczu zaplanowania na kwiecień podwójnego grafiku: jednego jako dziennikarza, drugiego jako ojca, trudno mi mieć pretensje do nauczycieli, że domagają się wyższych pensji i większego szacunku dla swojego zawodu. Przeciwnie: jak wielu z nas, dopiero zdałem sobie sprawę, jak bardzo żyć bez nich nie mogę.

Jest na świecie mnóstwo osób, które nie mogą nikomu zagrozić strajkiem, bo nikt się nie przestraszy. Jeśli dyrektor Iksińska albo specjalista Igrekowski nie zjawią się w pracy przez trzy dni, ich kierownik może być wkurzony, ale na zewnątrz nikt tego nie odczuje. Trzydniowa nieobecność nauczycieli jest w stanie zmienić oblicze świata, jaki znamy. Ten strajk jest potrzebny, by to uzmysłowić. Nie tylko im, lecz także nam.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Źródło artykułu:WP Kobieta
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (1316)
Zobacz także