Dzieci są bombardowane treściami dla dorosłych. Ekspertka o groźnych skutkach
Wychowujesz słodkiego ośmiolatka? Twoja córka wciąż kocha świnkę Peppę i zabawy lalkami? Niestety, specjaliści wskazują, że twoje dziecko prawdopodobnie już zetknęło się z pornografią. - Współcześnie dziecko na każdym kroku jest bombardowane treściami o charakterze erotycznym - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską specjalistka seksuologii Barbara Płaczek.
Marta Kutkowska, Wirtualna Polska: Po czym rozpoznać, że nasze dziecko miało kontakt z pornografią?
Barbara Płaczek, specjalistka seksuologii: Starsze dziecko może nam zasygnalizować, zakomunikować, że coś widziało. Natomiast młodsze, kilkuletnie dziecko zaczyna wykazywać zachowania pozanormatywne. Staje się agresywne, np. zaczyna nas bić, gryźć lub przekracza granice intymne. Może się zdarzyć np. że dotyka panie w przedszkolu po piersiach, klepie po pupie, próbuje ostentacyjnie całować w usta, rozbiera się w różnych sytuacjach nieadekwatnych do tego, czyli manifestuje swoją cielesność.
Z czego to wynika?
Ze skumulowania emocji, których takie małe dziecko nie rozumie i nie potrafi rozładować. Z jednej strony czuje podekscytowanie, pobudzenie, z drugiej złość. Takie małe dziecko nie potrafi sobie poradzić z napięciem seksualnym, satysfakcję potrafi osiągać dopiero w wieku dojrzewania, więc działa intuicyjnie, jest zdenerwowane, mówiąc kolokwialnie, nabuzowane.
Ile lat miało najmłodsze dziecko, które trafiło do pani gabinetu?
Badania wskazują jednoznacznie, że coraz młodsze dzieci mają kontakt z pornografią. Mój najmłodszy pacjent miał pięć. Chłopiec podczas toalety wieczornej zapytał mamę, dlaczego na tablecie u Julki, czyli ośmioletniej siostry: "Ta pani lizała siusiaka temu panu"?
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Jak zareagowali rodzice?
W domu wybuchła awantura. Rodzice nie mogli zrozumieć, dlaczego ośmiolatka miała takie treści na tablecie. Skończyło się zabraniem urządzenia, a to nie jest rozwiązanie, bo tylko potęguje ciekawość dziecka. Dzieckiem nie kieruje chęć osiągania satysfakcji seksualnej, tylko ciekawość: "Co to jest za obraz?", "Czy tego jest więcej? W taki sposób zaczyna być uwikłane w pornografię, zaczyna jej szukać i szybko uzależnia się od tych strzałów dopaminy, które ta zapewnia.
Skąd u ośmiolatki na tablecie takie treści?
Dzisiaj dostęp do pornografii może mieć każde dziecko, które styka się z internetem. Włączamy dziecku "Świnkę Peppę", "Maszę i niedźwiedzia" i zajmujemy się swoimi sprawami. Tymczasem, jeśli nie mamy ustawionej kontroli rodzicielskiej, między kolejnymi odcinkami bajek może wyskoczyć krótki, 15-30-sekundowy materiał hard porno. Np. "Smerfy", ale z podłożonym dźwiękiem z filmów dla dorosłych. Coraz częściej już malutkie dzieci, nawet w przestrzeni publicznej, w restauracji, gdzie rodzice jedzą, a dziecko jest wpatrzone w ekran telefonu, może mieć kontakt z obrazem pornograficznym. Dostęp do takich treści jest łatwy, nie trzeba umieć pisać ani czytać. Wystarczy wpisać w wyszukiwarkę "xxx".
Uważa pani, że aby ochronić dziecko, wystarczy zainstalować te wszystkie programy do kontroli rodzicielskiej?
Jestem za tym, żeby starać się opóźniać kontakt małych dzieci z telefonem, a jeśli już bardzo chcemy, żeby oglądało bajki na YouTube'ie, musimy bardzo dokładnie kontrolować, czy samodzielnie, czy za pomocą narzędzi do kontroli rodzicielskiej, treści, które ogląda. Natomiast najważniejsza jest otwartość w rozmowie z dzieckiem na tematy uznawane za tabu. Współcześnie dziecko na każdym kroku jest bombardowane treściami o charakterze erotycznym. Wie pani, że rozmiarówka bluz serwisu Pornhub zaczyna się od 122 cm? Czyli pasuje na dziecko 6-8 lat. Wiem, bo mam w domu siedmioletniego syna.
Idolami nastolatek lub jeszcze młodszych dzieci są youtuberzy, których kanały są zalane treściami erotycznymi. Jaki ma to wpływ na młodzież?
Podam pani przykład. Mam na Facebooku grupę dziewczyn 11-15 lat, z którą pracuję. I wie pani, że one między sobą rozmawiają o tym, "ile, za co na kamerkach wpada monet"? Bo każda już próbowała? Teraz wybuchają afery z youtuberami, mówi się o groomingu, o pedofilii, ale wcześniej nikt nie zwrócił uwagi, że te kanały są przesycone seksem, dziewczyny na tych nagraniach są bardzo rozerotyzowane, to tak naprawdę soft porno pod płaszczykiem lekkiej rozrywki dla młodzieży.
Ta kultura musi być niezwykle groźna dla młodych dziewczyn, których nikt tak naprawdę nie uczy stawiania granic.
Tak, znam sytuacje, że już bardzo młode dziewczyny, nawet 10-latki, dostają prośby od rówieśników o wysłanie "nudesa", czyli nagiego zdjęcia. Proszę mi wierzyć, że każdy nastolatek w Polsce zna to słowo. Ten "seksting" zaczyna się bardzo niewinnie. Chłopak pisze do takiej nastolatki, że jest najpiękniejsza na świecie i czy może wysłać swoje selfie. Ona chce się czuć akceptowana, adorowana, więc to robi. Potem pada prośba o coś bardziej pikantnego, powiedzmy, zdjęcie z wanny. Ona jest trochę zaniepokojona, ale to przecież nic takiego, wszyscy to robią, więc wysyła. Wtedy on żąda czegoś hardcorowego. Ona zaczyna panikować. Czuje, że jej granice zostały przekroczone, nie chce tego wysyłać. Odmawia. I tu pojawia się szantaż emocjonalny. "Jeśli tego nie wyślesz, wszystkie twoje fotki trafią jutro na Instagram. Zobaczy je cała szkoła i rodzice".
Znam sytuacje, że już 12-latki były szantażowane w taki sposób. Słyszałam też, że chłopcy potrafią posunąć się dalej i zagrozić, że opublikują zdjęcia, jeśli dziewczyna nie zgodzi się na seks.
Właśnie dlatego potrzebujemy natychmiast powszechnej edukacji seksualnej. Mówi się, że edukacja seksualna to "seksualizacja" młodzieży, ale przecież w dzisiejszych czasach ta młodzież jest seksualizowana, przebodźcowywana erotycznie na każdym kroku i musi wiedzieć, jak o tym rozmawiać, musi mieć do kogo się zwrócić. Znam sytuacje, że 12-latkowie są tak uzależnieni od pornografii i masturbacji, że muszą podczas przerwy lekcyjnej wyjść do toalety i zrobić sobie dobrze. Że oglądają porno nawet w trakcie zajęć. Rekordzista, z którym pracowałam, masturbował się osiem, dziewięć godzin dziennie. Niektórzy muszą nawet w nocy wstać i rozładować napięcie.
Do tego coraz powszechniejsze jest zjawisko chemseksu. Dzieci oglądają porno i wydaje im się, że muszą być tak samo sprawni i wydajni, jak aktorzy, więc wspomagają się tabletkami dostępnymi w każdej aptece bez recepty. Czasami łączą go ze stymulantami lub tzw. pigułką gwałtu, by zapewnić sobie jeszcze intensywniejszy "haj". Pani mi nie wierzy, ale to są codzienne przykłady z mojej praktyki. Robienie z tego tabu doprowadza właśnie do takich patologii, demoluje psychikę, poczucie własnej wartości i umiejętność budowania relacji na zawsze. A teraz jest tak, że szkoły zwracają się do mnie, dopiero gdy już wybucha "pożar".
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Jakie "pożary" pani gasi?
Czwarta klasa podstawówki. Chłopcy wysyłają sobie zdjęcia swoich penisów. O siedemnastej wrzucają te zdjęcia na klasowego messengera i dziewczyny mają zgadywać, czyj jest czyj. Albo inny przykład. Też czwarta klasa podstawówki. Nauczycielka wyświetla dzieciom prezentację na rzutniku, wychodzi na chwilę porozmawiać z drugą nauczycielką, a w międzyczasie dzieci podmieniają prezentację na filmik z seksem tapirów. To takie zwierzęta, które mają wielkie penisy i ten seks wygląda bardzo wulgarnie.
Jak reagują nauczyciele?
Zazwyczaj wchodzę do takiej szkoły i słyszę: "Te dzieci są jeszcze takie głupie" albo "Mają takie głupie pomysły", "Jak próbuję im coś tłumaczyć, to natychmiast zaczynają się chichrać". Ja zawsze odpowiadam, że skoro uważamy, że mamy do czynienia z głupimi dzieciakami, to znaczy, że te dzieciaki miały do czynienia z głupimi dorosłymi, bo dzieci uczą się przez naśladownictwo. Oczywiście zdarza się, że podczas zajęć dzieci się zaśmieją, zarechoczą, bo ten śmiech rozładowuje napięcie wokół tematu. Natomiast jeśli rozmawiamy z nimi naturalnie, otwarcie, to one także zaczynają się otwierać i często pytają, kiedy znowu będą miały okazję porozmawiać.
Wspomniała pani, że sama ma dzieci, w jaki sposób rozmawia z nimi pani o seksualności?
Przede wszystkim od samego początku. Seksualność nie jest w domu tematem tabu. Pierwsze rozmowy mogą przebiegać np. podczas wieczornej toalety. Możemy nauczyć dziecko nazywać intymne części ciała. Potem możemy rozmawiać o granicach, tłumaczyć, kto może nas w tych miejscach dotykać, dlaczego one są tak ważne. Jako mama, ale też jako specjalistka w obszarze seksualności, przede wszystkim apeluję do wszystkich rodziców, żeby przestali uruchamiać u siebie mechanizm wyparcia. Nie udawajmy, że naszych dzieci to nie dotyczy, bo dotyczy wszystkich, i nie jesteśmy w stanie odciąć dzieci od tego tematu. Jeśli pewnych rzeczy nie dowiedzą się od nas, dowiedzą się w sieci lub przez doświadczenie.
Gdy dziecko przychodzi do nas z jakimś pytaniem dotyczącym seksu, nie mówmy mu: "Dowiesz się w swoim czasie" albo "To są sprawy dorosłych", bo gdy zetknie się z pornografią lub, co gorsza, ktoś będzie próbował naruszyć jego granice, nie zwróci się do nas. Mojej 11-letniej córce koleżanka z klasy wysłała zaproszenie do grupy, na której byli starsi chłopcy i rozmowy o seksie. I ona od razu do mnie z tym przyszła. Najpierw zapytałam ją, co o tym myśli. Powiedziała, że bardzo jej się to nie podoba i nie chce w czymś takim brać udziału. Musiałam interweniować: napisałam na grupie jako mama i zablokowałam numer, ale pochwaliłam moją córkę za to, jak mądrą jest osobą. Dlatego nie bójmy się rozmawiać z dzieciakami, nasze wsparcie będzie w przyszłości ich największym orężem.
Dla Wirtualnej Polski rozmawiała Marta Kutkowska